czyli w piękny sposób o relacji
Mimo, że jednak nadal pozostanę raczej przede wszystkim fanem Strout z "Mam na imię Lucy", to "Olive Kitteridge" jest również znakomitą książką. Tytułowa Olive wiąże swoją osobą zbiór opowiadań na temat zwykłych, ale jak się okazuje niekoniecznie przy tym przeciętnych ludzi. To chyba najbardziej lubię u Elizabeth Strout, że jej bohaterowie nie są nudni i przeciętni i każdy, nawet najbardziej niewidoczny człowiek zyskuje kiedy ta autorka weźmie na warsztat jego historię .
Tytułowa Olive Kitteridge to nauczycielka matematyki, która pewnie dlatego jest jakby bardziej skupiona na faktach, konkretach i nie bardzo posiada umiejętność doszukiwania się drugiego dna. Wynik to konkretna liczna i z nią się nie dyskutuje, logika jest bezdyskusyjna i wnioski, jeśli już człowiek dojdzie do nich dojść, zawsze będą takie same. Jeżeli sprawdza się to w przypadku nauk ścisłych, to takie podejście w relacjach z innymi ludźmi już nie koniecznie będzie ułatwiało zdobycie sympatii. No dobra, to moja interpretacja i ktoś może stwierdzić, że Olive jest po prostu osobą złośliwą, zbyt bezpośrednią, czasem nawet wredną i zdystansowaną. Dla mnie ta jej postawa jest raczej wynikiem szczerego postrzegania świata, a to że w swych ocenach nie bierze pod uwagę uczuć innych ludzi wynika przede wszystkim z lęku przed otaczającym ją światem ludzkich konfiguracji, których ona często nie rozumie i w którym czuje się bardzo osamotniona. Pani Kitteridge jest bohaterką, która nie budzi naszej sympatii od samego początku, bo będziemy jej mieli za złe to jak traktuje swojego męża, własnego syna, a nawet fakt jak odnosi się ona do obcych ludzi. Można nawet odnieść wrażenie, że jest ona zimna, ale z drugiej jednak strony wpadamy tym samym właśnie w tą pułapkę, której samej Olive udaje się w tym swoim zniechęcającym podejściu uniknąć. Mianowicie kierujemy się pozorami. Bohaterka stworzona przez Elisabeth Strout w rzeczywistości jest mocno emocjonalną osobą, co pokaże choćby w przypadku reakcji na śmierć Jima, czy też kiedy rozczuli się nad podstarzałym sąsiadem, a już napewno możemy spojrzeć na nią inaczej kiedy zakocha się niczym nastolatka mając jednocześnie siedemdziesiątkę na karku.
Patrząc oczami Olive Kitteridge na otaczających ją ludzi widzimy prawdę. Ona nie daje się nabierać na wierzchnie maski pozakładane przez swoich sąsiadów i dzięki temu potrafi pokazać nam samo sedno człowieka. Może właśnie dlatego czytelnik jej nie lubi, a współbohaterowie tej opowieści od niej mocno stronią. Ona niczym czołg, a jej wygląd tutaj ( zresztą przyczyna dużych kompleksów) do tego określenia trochę ją predysponuje, wkracza do ludzkich domów, ale też sięga do ich umysłów i serc i dokonuje wiwiwisekcji. Dzięki temu dowiemy się pewnie prawdy przed którą często chcemy uciec, jak choćby, że nasz sąsiad który siedzi w pierwszej ławce w kościele i przechwala się swymi dorosłymi dziećmi, w rzeczywistości się wstydzi za ich życiowe wybory. Zobaczymy naszych "przyjaciół", którzy mówią do nas w najsłodszy sposób, by zaraz potem nas "obrobić za plecami". Przyjdzie nam zmierzyć się z tym, że jeśli ktoś mocno deklaruje własną tolerancję, otwartość czy też chrześcijańskie wartości w rzeczywistości pluje jadem nienawiści do innych kiedy tylko zamyka bramy kościelne za sobą. Olive pokaże nam, że tak naprawdę pomoc może przyjść stamtąd skąd zupełnie się jej nie spodziewaliśmy się tego w żadnym wypadku. Ci zaś którzy wydają się być godni zaufania i kochający bezwarunkowo przy pierwszej okazji zdradzają i oszukują patrząc prosto w oczy. Pani Kitteridge zwróci też naszą uwagę na to, że pod pozorami ciszy i spokoju może właśnie toczyć się kolejna ludzka tragedia tuż za naszym progiem, u naszych sąsiadów, a uśmiech i pełne entuzjazmu nastawienie do świata mogą być doskonałym kamuflażem dla myśli rezygnacyjnych, a nawet samobójczych.
Moim ulubionym opowiadaniem w zbiorze "Olive Kitteridge" jest to pod tytułem "Koszyk z podróżami". Właśnie w nim zobaczymy jak mocno zależy nam jako ludziom na zapewnieniu sobie poczucia bezpieczeństwa choćby za cenę ucieczki w iluzję, w myślenie marzeniowe, wyparcie. Tak samo jak bohaterowie tego opowiadania uciekają przed chorobą, przed świadomością zdrady, czy też przed zwykłym bólem w marzenia o przyszłych podróżach i podbojem świata przypomina mi o czymś ważnym. Jest to tak naprawdę znakomita ilustracja do tego co dzieje się z naszymi ideałami z czasów młodości w zestawieniu z często brutalną rzeczywistością. Pytanie jak wyjdziemy z tej konfrontacji i czy też będziemy chcieli uciec przed oceniającym wzrokiem Olive, czy czasem też nie uczynimy z niej kozła ofiarnego dla naszych lęków i frustracji. A może uda nam się wyjść z tego bez szwanku i z czystym sumieniem ?
Można by wiele pisać o samej Olive i o umiejętnościach samej Elisabeth Strout, która wykazuje się nie tylko świetnym warsztatem literackim, który został doceniony i nagrodzony Pulitzerem, ale również ma znakomity instynkt i znajomość mechanizmów psychologicznych. Stworzona przez nią Olive Kitteridge to postać bardzo autentyczna właśnie z uwagi na sposób przeżywania siebie i świata. Jej osobowość mogła by być znakomitym przypadkiem na kliniczny opis przypadku że wszystkimi swymi nerwicami, szantażem emocjonalnym... No ale przecież nie o to chodzi i dlatego w tym momencie zatrzymam swe zapędy. Książka Elisabeth Strout jest dla mnie bowiem przede wszystkim okazją dla refleksji nad własnymi relacjami z ludźmi i mam nadzieję, że dacie sobie szansę i przy pomocy tego doskonałego zbioru podejmiecie również tą wyprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz