Meg Wolitzer była zupełnie przypadkowym wyborem jeżeli chodzi o moją listę czytelniczą. Jak się okazuje czasem przypadkiem możemy natrafić na prawdziwy klejnot, bo "Żona, to jedno z moich największych zaskoczeń w tym roku i to w sensie jak najbardziej pozytywnym.
Relacja małżeńska pomiędzy Joe i Joan jest skomplikowana już od samego początku, który zresztą trąci dość mocno banałem. Studentka wdaje się w romans że swoim profesorem, a ten... Śledzimy historię ich związku w ramach retrospekcji, której dokonuje Joan w ramach podróży do Helsinek, gdzie Joe ma odebrać nagrodę za całokształt twórczości literackiej. Kobieta mierzy się z decyzją o odejściu i dlatego też dokonuje rozrachunku swojego małżeństwa. Przy okazji będzie też miała okazję poddać pod refleksję swoje funkcjonowanie nie tylko w roli żony, ale też i matki, pisarki, a przede wszystkim roli kobiety. Do jakich wniosków dojdzie? Jak wpłynie to na jej decyzję? Po odpowiedzi zapraszam do lektury,.
Książka Meg Wolitzer jest tak świetnie napisana, że pomimo iż porusza naprawdę trudne tematy dotyczące relacji to czyta się to z zapartym niemal tchem i w żadnym wypadku nie będziecie się nudzić. Dodatkowym smaczkiem jest zresztą to, iż mamy tu do czynienia ze związkiem dwóch pisarzy gdzie kobieta paradoksalnie pozostawiając w tle jest jednocześnie postacią bardziej wyrazistą i nadającą ton wydarzeniom. Jak to zwykle bywa nie potrzebuje do tego świateł jupiterów i poklasku, choć niewątpliwie przeżywa to, iż nie spotyka się choćby z rzeczywistym docenieniem swego wkładu. Rok po roku wiernie trwa u boku męża, chowa gdzieś głęboko swoje ambicje i rezygnuje z marzeń o tym by sama publikować, ale... Kompromisy, rozczarowania, akceptacja nawet najbardziej trudnych wad u partnera, koszty ponoszone w ten sposób - Meg Wolitzer pisze o tym takim językiem, iż można mieć poczucie bycia w samym środku wydarzeń. Czuć zarówno atmosferę napięcia, momenty wzajemnej fascynacji jak również bezsilność i wreszcie ciągle narastający gniew. Wspomnienia przeplatają się z obecnymi wydarzeniami i wszystko zdaje się zapętlać i zmierzać do finału, który i tak będzie dla wielu zaskoczeniem.
Meg Wolitzer zaskoczyła mnie swoją książką zupełnie. Sięgając po nią spodziewałam się po prostu przyzwoicie napisanej (sądząc po opiniach) historii wieloletniego związku. Zamiast tego otrzymałem studium kobiety, która podejmując rozmaite role mierzy się z ograniczeniami związanymi z postrzeganie jej płci w trudnym okresie drugiej połowy XX - ego wieku. Jak się okazuje pisarz ( mężczyzna) był wtedy niemal bogiem już z samego nadania przez płeć, pisarka ( kobieta) natomiast chociażby nie wiadomo jak się starała to z góry zdawała się być skazana na marginalizację. Tym samym jedynym sposobem na realizowanie siebie mogło być towarzyszenie, wspieranie, opiekowanie, matkowanie. Czy na takie role zdecydowała się Joan, a jeśli tak to jaki koszt musiała w ten sposób ponieść? Czy jej decyzje przyniosły jej szczęście i spełnienie? Czy była w stanie się zrealizować? Czy mogła być szczęśliwą matką? Jak wpłynęło to na jej inne relacje, choćby z dziećmi? Co ukształtowało ją w jej przekonaniach? Obiecuję, iż szukanie w "Żonie" odpowiedzi na te i inne pytania to sama przyjemność. Rewelacyjna książka i z czystym sercem ją polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz