Kolejny z prezentów świątecznych, który poszedł na pożarcie. „Czas cezarów” to dwie minipowieści Łukasza Orbitowskiego. Zaczynamy od tytułowej opowieści o domorosłych specjalistach od uroków po to, żeby potem zmienić klimat i śledzić losy wilkołaczej skóry na przestrzeni wielu lat.
Bardzo przyjemnie czyta się Orbitowskiego w takim wydaniu, Światy, które tworzy w "Czasie cezarów" budzą skojarzenia ze "Szczęśliwą ziemią", a wtajemniczeni łatwo zorientują się co mam na myśli. Ponadto można tu odnaleźć klimaty charakterystyczne dla opowiadań ze zbioru "Wigilijne psy". Mroczne historie podane z przymrużeniem oka w połączeniu ze świetnym poczuciem humoru autora są gwarancją świetnej zabawy i sprawiają, że czyta się to szybko, wręcz za szybko. Dopiero co wkręciłem się w lekturę, a już trzeba było kończyć. Z jednej strony niedosyt, a z drugiej czasem ma się już dość tych wszystkich cegieł i minipowieść staje się tu idealnym rozwiązaniem.
Łukasz Orbitowski bawi się z czytelnikiem eksperymentując z gatunkami, mieszając uderzające do głowy koktajle i raz po raz puszczając do niego oko. Nikt tak jak on nie potrafi sprawić, iż czujemy się jak podczas seansu z horrorem, a jednocześnie uśmiechamy się pod nosem. Nikt tak jak on nie tworzy specyficznej atmosfery grozy pośród zwykłych polskich osiedli, w oparach alkoholu, w brudzie blokowisk. No i wreszcie nikt nie kreśli tak oryginalnych postaci operując w środowisku przeciętniaków, którzy normalnie przemknęli by niezauważeni, a w jego powieściach otrzymują wielkie role do odegrania. Ja to kupuję bez reszty i Wam również mocno polecam, a dodatkowy smaczek stanowi w przypadku "Czasu cezarów" fakt, iż książka ukazała się w limitowanym nakładzie na wyłączność w Wydawnictwie SQN i każda wydana sztuka opatrzona została autografem autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz