niedziela, 20 marca 2016

Mury Hebronu - Andrzej Stasiuk













Cholera jasna, nie jestem jakiś specjalnie delikatny, a muszę przyznać że "Mury Hebronu" momentami mnie wręcz raziły w opisie zezwierzęcenia pewnych ludzi. Czasem zbyt łatwo szafuje się pojęciem patologii, ale myślę, że gwałt na kocie czy świni to już bez żadnych wątpliwości można podpiąć pod patologię. No ale zacznijmy może od początku. Książka ta to debiut Andrzeja Stasiuka i już w swej debiutanckiej powieści pokazuje on, iż należy na niego zwrócić uwagę, bo co jak co ale potrafi on wzbudzać niemałe emocje u swych czytelników. Stasiuk rozpoczyna od prozy więziennej, która mniej lub więcej opiera sie na faktach gdyż spędził on swego czasu 1.5 roku w więzieniu za dezercję z wojska. Na ile historie przedstawione w tej książce są wytworem literackim, a na ile zdarzyły się naprawdę wie tylko sam autor i osoby, które spotkał podczas odsiadywania wyroku.



"Mury Hebronu" rozpoczynają się od poetyckiego opisu życia za kratami i jest to pewnego rodzaju zmyłka, gdyż po kilkunastu zaledwie stronach wkracza na arenę wyrokowiec, który z pewnością nie poetycko, często wulgarnie, bez ogródek zaczyna snuć swoją historię. Historia złodzieja-recydywisty, opowiadana "małolatowi", którego postanowił on wsiąść pod swoje skrzydła to historia tragiczna, przygnębiająca i pozbawiona nadziei. Już od nastolatka wpadł on w betoniarę systemu tzw 'resocjalizacji", tak zwanej bo tak naprawdę wszystkim można nazwać polski system penitencjarny, tylko nie resocjalizacją. Z nią akurat, choć to powinien być podstawowy cel umieszczania ludzi w Zakładach Karnych, nie ma on za grosz nic wspólnego. Smutne to, ale tak naprawdę historia "starego" złodzieja pokazuje, że kiedy raz człowiek zostanie naznaczony i trafi do zakładu, to potem już ma nikle szanse wyjść na prostą.  Życie wspomnianego recydywisty można tak naprawdę podzielić na to z wyrokiem i w oczekiwaniu na wyrok. Brak w nim sensu i tak naprawdę jest to jazda po równi pochylej bez szans na ratunek. Obraz przedstawiony przez Stasiuka potwierdza niestety to co już od lat można usłyszeć o resocjalizacji w naszym kraju, która tak naprawdę jest pożywką do tworzenia się patologicznych tworów w postaci "drugiego życia" w ZK, a grypsujący, jak pokazuje narrator w "murach Hebronu", to tak naprawdę pomysł ( oczywiście chory) na znalezienia zasad i porządku w tym wielkim chaosie.

Poznawane przez nas historie rozmaitych postaci , które pojawiają się w opowieści złodzieja są okazją do refleksji i zastanowienia nad tym do czego zdolny jest człowiek, kiedy znajdzie się w ekstremalnych warunkach, wystawiających na próbę jego szkielet moralny. Dowiadujemy sie jak silna jest presja grupy i do czego jesteśmy w stanie się posunąć żeby przetrwać i z czego jesteśmy w stanie stworzyć fatamorganę celu i sensu, aby zmusić sie do życia. Stasiuk w swoim debiucie rozpoczął moim zdaniem swoje studium nad złem tkwiącym w człowieku i od tego czasu podejmuje próby znalezienia odpowiedzi na temat tego co nas determinuje pod kątem dokonywanych wyborów moralnych. Będzie się starał poruszać ten temat jeszcze nie raz jak choćby w "Dzienniku pisanym później", gdzie z kolei mówi o fenomenie zła w kontekście wojny domowej. Jest to zresztą temat wyjściowy do rozważań nad innymi kwestiami dotyczącymi człowieczeństwa i jego braku w ludziach. 

Osobiście jestem poraz kolejny pod wrażeniem książki, która wyszła z pod ręki Andrzeja Stasiuka i jak dotąd nie zawiodłem sie na jego twórczości. Przemawia on do mnie, daje mi do myślenia i skłania do poddawania w wątpliwość rzeczy wydawałoby się oczywiste. poza tym jest coś tak charyzmatycznego w tym człowieku, że wydaje mi się, że nawet pisząc książkę telefoniczną w swoim własnym ujęciu skłonił by mnie do pochylenia się na jej lekturą.  Polecam i jeszcze raz polecam, ale ostrzegam osoby o dużej wrażliwości i słabym żołądku, że są tu momenty drastyczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz