" Fear of the dark, fear of the dark
I have a constant fear that something's always near
Fear of the dark, fear of the dark
I have a phobia that someone's always there " - Steve Harris
"Afraid to read fast" - chciało by się rzec parafrazując Bruce"a Dickinsona, który już chyba zawsze będzie mi się kojarzył z dzwonkiem telefonu Joanny Chyłki. Ta sympatyczna prawniczka - choć to w przypadku jej osoby określenie dla niektórych mocno kontrowersyjne - oraz jej podopieczny "Zordon" całkowicie zawładnęli moją czytelniczą wyobraźnią i dlatego ta właśnie seria jest moją ulubioną z dotychczas poznanych dokonań Remigiusza Mroza. Wspomniany duet po prostu miażdży system i dlatego wiadomość o zbliżającej się szybkimi krokami premierze czwartej części cyklu był jedną z lepszych wiadomości tego lata. Mimo, że w tym roku lato specjalnie nas słońcem nie rozpieszczało, to ten właśnie news potrafił rozgrzać mnie chyba nawet bardziej niż słonce nad Czarnogórską Riwierą. Nawet się nie zdążyłem zorientować i "Immunitet" już za mną. Za późno na wnioski, że trzeba było się wolniej delektować tą lekturą, ale z drugiej strony jak tu nie chłonąć ekspresowo perypetii tej dwójki prawników, zwłaszcza w wydaniu mistrza Gosztyły :)
"Immunitet" daje radę ! I to jak ! Różnie to jest z kolejnymi częściami cyklów literackich czy filmowych, ale w przypadku tej książki wszelkie obawy się nie sprawdzają, bo ta seria nabiera rozpędu i mam tylko nadzieję, że Remigiusz Mróz szybko jej nie zakończy, a zapowiedzi co do ekranizacji okażą się sprawdzone. Kiedy w naszym kraju zrobiło się głośno na temat Trybunału Konstytucyjnego, to szczerze mówiąc nie sądziłem że ten temat będę przerabiał razem z Chyłką i Zordonem, choć z drugiej strony Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas do tego, że jest na bieżąco z aktualną sytuacją i nie dotyczy to tylko i wyłącznie szeroko rozumianej popkultury ( zresztą tutaj sięga głównie po klasyków ). Nie inaczej jest tym razem, bo bohaterem "Immunitetu" jest sędzia Trybunału Konstytucyjnego właśnie, który zostaje postawiony w oskarżenie dotyczące morderstwa. Cała sprawa pachnie prowokacją, bądź też kolejną rozgrywką polityczną, ale czy w rzeczywistości sędzia okaże się niewinny? Do wyjaśnienia tej sprawy zostanie zaprzęgnięta ekipa Chyłki co gwarantuje spore emocje i wyśmienity humor pełen ironii i sarkazmu. Nie będę się wdawał w sprawy proceduralne związane z samym postawieniem przed sądem sędziego Trybunału, bo te kwestie znakomicie myślę sobie wyjaśni już sam autor w przejrzysty i prosty sposób odkrywając przed nami specyfikę działania systemu prawnego w naszym kraju i wszelkie niuanse z tym związane. Remigiusz Mróz posiada rzadki dar tłumaczenia zwykłemu laikowi jak ja mechanizmów prawnych w sposób przystępny, a nie jest to wcale łatwe. Mało tego, o sile jego książek stanowi też to że potrafi niczym Grisham ożywić nudne korytarze i sale sądowe i uczynić je miejscami które aż kipią od emocji i napięcia mimo tego, że w polskiej rzeczywistości pewnie jednak zioną raczej nudą i beznadzieją.
Chyłka znów uruchamia pokłady inwencji i extra-energii, co cieszy zważywszy na trudne momenty jakie przeżywała w "Rewizji" i przebojem popycha do przodu sprawę. Stosuje przy tym jak zwykle niekonwencjonalne i nie zawsze do końca legalne rozwiązania. Zordon stara się nią opiekować i trzymać w ryzach ( oczywiście słabo mu to wychodzi ) , a obok nich, a bardziej może w tle nie zabraknie też "Borsuka" - którego swoją drogą bardzo polubiłem i Kormaka. Tempo szybkie, intryga ciekawa, a im mniej wiecie na jej temat przed przystąpieniem do lektury tym lepiej, dlatego tradycyjnie nie popsuję Wam tej zabawy :D Wspomnę tylko, że pomiędzy głównymi bohaterami będzie jeszcze bardziej elektrycznie niż dotąd, a co to oznacza to już uruchomcie sami wyobraźnię. Czym jest Cymelium i dlaczego Joanna obdarzy nim Zordona? Na ile traumatyczna przeszłość Chyłki i w pewien sposób źródło jej alkoholowych problemów zostanie nam w końcu rozjaśnione. Autor pokusi się o intrygujące i nowatorskie rozwiązania jeśli chodzi o wprowadzenie tych wątków, ale czy nowe informacje zamiast zapewnić odpowiedzi tak naprawdę jeszcze bardziej namieszają w dalszym rozwoju wypadków. Jeśli tak się stanie, to akurat dobrze dla czytelników bo gwarantuje dużo potencjału do trwania przygody z Chyłką i Zordonem. Kiedy poznacie zakończenie "Immunitetu" to trudno żebyście nie wyobrazili sobie tak jak ja przewrotnego uśmiechu na ustach Remigiusza Mroza, który pisząc ten fragment - pozostawia czytelnika z rozdziawioną gębą i cisnącym się na usta "WTF???!!". Mam wiele sympatii do tego autora właśnie za tego typu zabiegi, za poczucie humoru, za wciąganie czytelnika w swego rodzaju grę, ale również za gust muzyczny : Ironsi, Parkway Drive, Stone Temple Pilots - soundtrack tej książki jest niesamowity, a śmiem przypuszczać że takie utwory jak "Down" nie znalazły się tu przypadkowo, ale być może autor słuchał sobie tych utworów podczas pisania, a może biegania. Tak - biegania, bo nie wiem czy wiecie, ale "robi" on 100 km tygodniowo jak wyczytałem w jednym z wywiadów. Uwierzcie mi - te kilometry są naprawdę imponujące, bo sam biegam i już 50 km tygodniowo daje sporo w kość. W ogóle tak sobie myślę, że całkiem inaczej czyta się książki kogoś, kto - tak mi się przynajmniej wydaje - karmi się podobnymi rzeczami jak ja...no trochę tu zbaczam z głównego toru więc chyba pora na meritum...
Chyłka znów uruchamia pokłady inwencji i extra-energii, co cieszy zważywszy na trudne momenty jakie przeżywała w "Rewizji" i przebojem popycha do przodu sprawę. Stosuje przy tym jak zwykle niekonwencjonalne i nie zawsze do końca legalne rozwiązania. Zordon stara się nią opiekować i trzymać w ryzach ( oczywiście słabo mu to wychodzi ) , a obok nich, a bardziej może w tle nie zabraknie też "Borsuka" - którego swoją drogą bardzo polubiłem i Kormaka. Tempo szybkie, intryga ciekawa, a im mniej wiecie na jej temat przed przystąpieniem do lektury tym lepiej, dlatego tradycyjnie nie popsuję Wam tej zabawy :D Wspomnę tylko, że pomiędzy głównymi bohaterami będzie jeszcze bardziej elektrycznie niż dotąd, a co to oznacza to już uruchomcie sami wyobraźnię. Czym jest Cymelium i dlaczego Joanna obdarzy nim Zordona? Na ile traumatyczna przeszłość Chyłki i w pewien sposób źródło jej alkoholowych problemów zostanie nam w końcu rozjaśnione. Autor pokusi się o intrygujące i nowatorskie rozwiązania jeśli chodzi o wprowadzenie tych wątków, ale czy nowe informacje zamiast zapewnić odpowiedzi tak naprawdę jeszcze bardziej namieszają w dalszym rozwoju wypadków. Jeśli tak się stanie, to akurat dobrze dla czytelników bo gwarantuje dużo potencjału do trwania przygody z Chyłką i Zordonem. Kiedy poznacie zakończenie "Immunitetu" to trudno żebyście nie wyobrazili sobie tak jak ja przewrotnego uśmiechu na ustach Remigiusza Mroza, który pisząc ten fragment - pozostawia czytelnika z rozdziawioną gębą i cisnącym się na usta "WTF???!!". Mam wiele sympatii do tego autora właśnie za tego typu zabiegi, za poczucie humoru, za wciąganie czytelnika w swego rodzaju grę, ale również za gust muzyczny : Ironsi, Parkway Drive, Stone Temple Pilots - soundtrack tej książki jest niesamowity, a śmiem przypuszczać że takie utwory jak "Down" nie znalazły się tu przypadkowo, ale być może autor słuchał sobie tych utworów podczas pisania, a może biegania. Tak - biegania, bo nie wiem czy wiecie, ale "robi" on 100 km tygodniowo jak wyczytałem w jednym z wywiadów. Uwierzcie mi - te kilometry są naprawdę imponujące, bo sam biegam i już 50 km tygodniowo daje sporo w kość. W ogóle tak sobie myślę, że całkiem inaczej czyta się książki kogoś, kto - tak mi się przynajmniej wydaje - karmi się podobnymi rzeczami jak ja...no trochę tu zbaczam z głównego toru więc chyba pora na meritum...
Kończąc tą - trudno nie zauważyć - mocno entuzjastyczną opinię, pragnę zachęcić do przesłuchania jej w wersji audiobooka. Dzięki Audiotece tak właśnie rozpocząłem i kontynuuje przygodę z Remigiuszem Mrozem i jego "Chyłką". Dlaczego? Nie dlatego, że jestem leniwy, czytam bowiem dużo zarówno w ebooku jak i w papierze, ale da takie pozycje które są genialnie interpretowane i zyskują jako audiobooki. Tak jest właśnie tutaj, gdzie Krzysztof Gosztyła czyni cuda, a gościnny udział Anny Dereszowskiej to prawdziwa wisienka na torcie. Nie wyobrażam sobie, że mógłby tym razem zapoznać się z tą książką inaczej, a za to że Audioteka dała mi tą możliwość tym razem przedpremierowo - serdeczne dzięki - można na Was liczyć :)