Czasem chyba wolałbym być takim nieświadomym odbiorcą propagandy jaką fundują nam wiadome media i kierować się regułą, że "my ok, a całe zło to oni i my teraz musimy po nich sprzątać". Świadomość niestety kosztuje dużo nerwów i wcale się prościej nie żyje jak człowiek choćby po części ogarnie wszystkie te mechanizmy i zawiłości. Co tu narzekać, nigdy nie będę bezwiedną owieczką, gdyż książki jak ta Rafała Wosia są dla mnie zbyt kuszące.
"To nie jest kraj dla pracowników" ukazuje co takiego się dzieje kiedy to gospodarkę robi się w sprzeczności do sprawdzonych teorii ekonomicznych. Rafał Woś pokazuje skutki zbytniego liberalizmu dla rynku pracy na świecie i w Polsce. Udowadnia przy tym, że za rozwarstwienia klas w Polsce odpowiedzialność ponoszą rządzący z uwagi na brak odpowiednich regulacji chroniących pracownika i umożliwiających kontrolę nad redystrybucją dóbr. W odniesieniu do naszego kraju Rafał Woś przede wszystkim skupia się na kosztach nieumiejętnie przeprowadzonej transformacji ustrojowej w Polsce po upadku komunizmu. W tym przypadku miałem trochę uczucie deja vu, bo niedawno czytałem podobne rzeczy w książce "Powrót do Reims" Didiera Eribona. U nas rzesza wykluczonych i porzuconych przez zbytnie rozluźnienie rynku i nieodpowiednią politykę gospodarczą kolejnych ekip rządzących również zaczyna dochodzić do głosu co uwidaczniają choćby ostatnie wybory europejskie.
Rafał Woś nazwał po imieniu coś co pewnie podskórnie odczuwa każdy z tych bardziej świadomych i ogarniętych obywateli. Nie jest przecież normalnym to, że związki zawodowe zbratały się z politykami i wespół z władzą tworzą (tworzyły) instrumenty do ciemiężenia pracownika miast go bronić przed pracodawcą. Nie jest normalnym również to, że różnica pomiędzy Niemcami i Polską jeżeli chodzi o przeciętną ilość przepracowanych godzin wynosi tak dużo - u nas w granicach 1900, a w Niemczech około 1300. Z jednej skrajności poszliśmy w drugą skrajność i z sytuacji kiedy pracownik miał zagwarantowaną pracę i podstawowy pakiet socjalny nawet kosztem ekonomicznej logiki przeskoczyliśmy do rzeczywistości gdzie praca w ogóle nie jest chroniona, a stała się ofiarą kapitalizmu. Kapitalizm sam w sobie został wyidealizowany do granic możliwości, a ci którzy należą do beneficjentów nowego systemu zapomnieli o tym skąd się sami często wywodzą i pomnażają stan posiadania do granic możliwości. Robią to rzecz jasna nie bacząc na koszta którymi są obarczani ci którzy wypracowują tenże dobrobyt.
Zjawiska takie jak galopujący outsourcing, samozatrudnienie, umowy śmieciowe, szantażowanie pracownika "rezerwową armią bezrobotnych" zaprzęgniętą przez agencje pracy tymczasowej to plagi naszych czasów. Do tego dochodzą również takie wynaturzenia jak wszechobecny mobbing, zaleganie z wynagrodzeniem, nieustanne przerzucanie kosztów wynikających ze stosunku pracy na pracownika. W sumie trudno się dziwić, że niektórzy z sentymentem wspominają czasy komuny, a ci którzy urodzili się później polaryzują i uciekają w sympatię do partii populistycznych. Żal marginalizacji partii o charakterze lewicowym i realnej alternatywy dla liberalizmu gospodarczego. Drażni bezkrytyczny zachwyt nad kapitalizmem i nadmierne zaufanie dla autoregulacji rynku. Takie moje refleksje co do książki Rafała Wosia,którą serdecznie wam polecam.