Peter Stjernström podejmuje z czytelnikiem swoisty rodzaj gry. Z jednej strony pozwala mu zobaczyć jak wygląda od kuchni praca twórcza i cała otoczka związana z wydawaniem literatury, a z drugiej strony sprawia wrażenie jakby cały czas robił tegoż czytelnika w konia. Tak naprawdę do końca nie będziemy wiedzieć co jest prawdą, a co nie, natomiast jedno jest pewne - pod przykrywką groteski i absurdu, autor stara się nam przekazać, że powinniśmy jednak chyba czasem pokusić się o dystans i potraktować literaturę z przymrużeniem oka. Czasem ma się wrażenie, a przynajmniej mi się tak często zdaje, że twórcy i odbiorcy literatury mają tendencję do popadania w snobizm i doszukują się głębi i swoistego sacrum w dziełach, które tak naprawdę ani z jednym, ani z drugim nie mają nic wspólnego. Zostały one najzwyczajniej w świecie stworzone z myślą o zysku i sukcesie marketingowym. Peter Stjernström skutecznie wyleczy Was z takiej romantycznej wizji patrzenia na literaturę i z dużą dawką humoru i dystansu do samego siebie i środowiska literackiego pokaże, że autorem książki i jego wydawcą może kierować zwykła, przyziemna kalkulacja sukcesu i manipulacja czytelnikiem.
To o czym pisze w swojej książce Peter Stjernström , to zjawisko które swego czasu już zaprzątało moją głowę, a mianowicie charakterystyczny nie tylko dla literatury, ale także dla muzyki, czy filmu spadek poziomu oferowanego nam przekazu. Wydawcy i cała machina promocyjna są w dzisiejszych czasach wcisnąć ludziom niemal wszystko i jeszcze do tego wmówią im, że powinno im się to podobać, bo skoro cały czas jest obecne w mediach, to widocznie coś w tym jest. Niby prosta sprawa i dla w miarę sprawnie funkcjonującego umysłu ten mechanizm powinien być łatwy do rozpracowania, a jednak okazuje się że mimo wszystko dajemy się w niego złapać. Autor " Najlepszej książki na świecie" przy pomocy bohatera swojej książki prezentuje nam w jaki sposób traktowany jest czytelnik, bo po co zastanawiać się co może go zainteresować jeśli można sporządzić wielogatunkowy koktajl i napewno któryś z jego składników się spodoba, a że całość będzie smakować niczym gówno, to już inna sprawa. Przecież jeśli wszyscy się na nie skuszą ( a że będzie odpowiednio zapakowane to wielu kupi choćby ze względu na opakowanie ) to znaczy , że nie może być takie złe, bo czyżby wszyscy się mylili? Wszak trzeba podążać za tłumem - taką mamy rzeczywistość. Egzemplarz książki będzie miał dwie okładki więc automatycznie będzie można zastawić niemal całą półkę, więc książka sama się będzie cisnęła do rąk.
"Najlepsza książka na świecie" to krzywe zwierciadło, takie fajne odreagowanie i złapanie dystansu, natomiast wymaga od czytelnika zrezygnowania ze spiny i otwarcie się na rodzaj gry proponowany przez autora. Momentami mamy wrażenie, że właśnie fundowany jest nam wspomniany wyżej lekki, łatwy i przyjemny, nieskomplikowany chłam, ale to tylko taki zabieg moim zdaniem, prześmianie tematu i jedno wielkie mrugnięcie okiem. Peter Stjernström ma specyficzny styl pisania i dość oryginalne poczucie humoru co wpływa na pewien rodzaj chaosu, który momentami możemy odczuwać w trakcie lektury tej książki. Niewiem na ile jest to zabieg zamierzony, a na ile ten autor po prostu tak ma, bo szczerze mówiąc nie zadałem sobie trudu poznania jego twórczości , ale mi osobiście odpowiada taki styl. Momentami trąci absurdem i groteską, a to z uwagi na przedstawiony temat sprawdza się znakomicie.
Podsumowując, jeśli lubicie książki pełne autoironii i nie boicie się satyry , która rykoszetem może uderzyć w Was samych oraz bawi Was skandynawski humor, to " Najlepsza książka na świecie" jest propozycją idealną właśnie dla Was. Czyta się szybko, przyjemnie i na koniec czeka nas małe zaskoczenie, ale ostrzegam niekoniecznie będziecie wiedzieć więcej niż na początku, bo Peter Stjernström to przebiegły drań :)