Rzadko sięgam po poradniki i po tym eksperymencie upewniłem się co do tego, że dobrze robiłem trzymając się od tego gatunku z daleka. Mało jest dobrych poradników, a książka Douga Moe z pewnością do nich nie należy.
Ludzie, którzy czytają moje opinie twierdzą że łatwo mnie zadowolić jeśli chodzi o lektury. Być może nie jestem zbytnio krytyczny, albo mam szczęście do książek. Fakt, faktem iż przeważnie jestem zadowolony z tego co wpadnie w moje czytelnicze ręce. Literatura na temat rodzicielstwa kwitnie w najlepsze. Jeśli spojrzeć na mnogość pozycji które pojawiają się na rynku w tej tematyce to naprawdę jest w czym wybierać. Pewnie dużo jest pozycji wartych uwagi. "Tata kontra dziecko" do nich nie należy. Przynajmniej takie jest moje skromne zdanie, a poparte jest ono kilkoma godzinami poświęconymi lekturze tego co sklecił ( bo takie określenie najbardziej mi tu pasuje) Doug Moe.
Już od samego początku mamy do czynienia z jednym schematem, który towarzyszy całej książce. Autor prześmiewa każdy temat dotyczący rodzicielstwa, który porusza i tak naprawdę na tym poprzestaje. Pomimo tego, że cenię sobie poczucie humoru i nie wyobrażam sobie bez niego książki o dzieciach, to jednak są jakieś granice a Doug Moe je moim zdaniem przekroczył. Za każdym razem kiedy pojawiała się u mnie nadzieja, że żarty skończone i pojawią się konkrety następował tyle że zawód. Zamiast rad dotyczących rodzicielstwa pojawiały się kolejne popisy i fajerwerki przypominające o tym, iż autor "Tata kontra dziecko" jest przede wszystkim aktorem i nie udało mu się niestety wyjść z roli. Żarty może i były śmieszne, a anegdoty nieraz wywołały uśmiech na mojej twarzy, ale nie tego oczekiwałem. Na moje przekleństwo brnąłem w książkę do samego końca gdyż naprawdę rzadko zdarza mi się nie doczytać raz zaczętej książki przed wystawieniem opinii.
Jeśli chcecie się trochę pośmiać to możecie dać szansę książce Douga Moe choć zakładam, że szybko się wam znudzi. Jeśli natomiast zamierzaliście poszukać w "Tata kontra dziecko" wskazówek na temat rodzicielstwa to tym bardziej sobie darujcie. Ja po tej lekturze z pewnością długo będę omijał poradniki szerokim łukiem.