niedziela, 24 listopada 2019

Instytut - Stephen King




Tak jest ! W "Instytucie" wraca Stephen King jakiego lubię najbardziej. Jest mrocznie, małomiasteczkowo. Jest także rozmach i historia trzymająca w napięciu od początku do końca.

Nie żebym był jakimś maniakiem Kinga, który czyta ci wyszło z pod ręki mistrza grozy, ale bardzo lubię sięgać po jego pozycje dlatego co jakiś czas umilam sobie czas odświeżaniem zaległości z jego obszernej twórczości. Tym razem udało się być na bieżąco. Znajdziemy tu wszystko to co autor potrafi najlepiej ze sobą zestawić, aby usmażyć pyszne danie. Jest więc małe miasteczko z zamieszkującymi ją oryginałami z zagmatwaną przeszłością, którzy w odpowiednim momencie wezmą czynny udział w wielkich sprawach o których tak naprawdę nigdy nie myśleli. Jest tajemnica, którą będziemy rozwiązywać właściwie do samego końca książki. Są wreszcie dzieci, które zostają ofiarami dziwnych eksperymentów i jest bajdurzenie mistrza usypiające naszą czujność tylko po to żeby w odpowiednim momencie wcisnąć nas w fotel, gdyż Stephen King jest ciągle mistrzem w budowaniu napięcia.

Tajemnicza organizacja porywa dzieci, które trafiają następnie do tytułowego instytutu, a tam poddawane są dziwnym eksperymentom. Nie wiadomo po co, nie wiadomo dlaczego. Wiadomo jedynie, że traktowane są jak szczury laboratoryjne, a że swoich rodzin zabierane są przemocą aby na zawsze zniknąć bez śladu. W taki właśnie sposób, ciemną nocą zostaje uprowadzony mały geniusz Luke, który w wieku 12 lat przymierzany jest już do studiów. Czy jego niezwykle zdolności i siła intelektu okażą się być decydujące w starciu z bezdusznymi pracownikami instytutu. Jedno mogę wam zdradzić, aby nie psuć frajdy niepotrzebnymi spojlerami, otóż bez wątpienia Lukowi uda się sporo namieszać. Ten bohater ma wszelki potencjał żeby zyskać sympatię czytelnika, tak jak i były policjant, który zatrudnia się u szeryfa do patrolowania ulic w miasteczku na drugim krańcu kraju. Swoimi sposobami Stephen King połączy ich losy misternie tkając sieć intrygi na ogromną skalę.

Mocno polecam najnowszą powieść mistrza grozy, który jak widać nie stracił formy pomimo tego, że w ostatnim czasie jakby trochę eksperymentował z gatunkami ( patrz Pan Mercedes ). "Instytut" to literatura grozy w najlepszym wydaniu, a jednocześnie Kingowi udało się wpleść tutaj klimat literatury młodzieżowej. Zatem miłej lektury. 

czwartek, 21 listopada 2019

Szeptacz - Alex North




Myślisz, że jest przereklamowana? Wyłazi nawet z lodówki kiedy otwierasz ją w poszukiwaniu czegoś smakowitego? Otóż opinie o tej książce nie są ani trochę przesadzone i nic bardziej smakowitego nie znajdziesz w tegorocznych premierach jeśli chodzi o thrillery.

Przyznam szczerze, że długo się wahałem czy sięgnąć po "Szeptacza", czy może lepiej odpuścić skoro przeczytali ją niemal wszyscy wokół. Kiedy jednak się złamałem i dałem szansę tej książce to tak naprawdę niemal nie oderwałem się od  niej od początku do samego końca. Napięcie budowane jest w genialny sposób, a wydarzenia wciąż pozostawiają czytelnika w niepewności gdyż autor prowadzi nas ślepymi uliczkami i podrzuca mylne tropy bazując na niedopowiedzeniach. W rezultacie nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć czy to co się dzieje to tylko wytwór wyobraźni ztraumatyzowanego dziecka, które nie radzi sobie ze śmiercią matki, czy może mamy do czynienia z psychopatycznym naśladowcą mordercy z przed lat. Tytułowy Szeptacz wszak zebrał niemałe krwawe żniwo wśród mieszkańców Featherbank i pomimo, że odsiaduje długoletni wyrok to kolejne dziecko zaginęło w sposób, który zdaje się wskazywać na jego schemat. 

Pisarz Tom Kennedy zdaje się lekceważyć dziwne zachowanie swojego syna, chodź mały Jake zdaje się wiedzieć i wyczuwać więcej niż inni. Fakt, że od dłuższego czasu widuje on i rozmawia z niewidzialną dziewczynką również nie sprzyja zaufaniu ze strony ojca, który martwi się o jego psychikę. Tak czy inaczej Jake zauważa, iż w domu do którego się właśnie wprowadzili dzieją się dziwne rzeczy jednakże jego głos nie jest z początku słyszalny przynajmniej do momentu kiedy atmosfera przybiera naprawdę niekontrolowany obrót.....Alex North podprowadzi nas do tego miejsca krok po kroczku. Będziemy coraz to mocniej tracić rezon i próbować ogarnąć się w sytuacji co jednak może okazać się trudne do zrealizowania. Przy okazji adrenalina będzie przyjemnie się podnosić i pomimo napięcia pojawi się również nieodparta chęci aby wgryzać się w intrygę i samemu ją rozwikłać. Czy uda nam się to odgadnąć szybciej i sprawniej niż autor, który wszystko rozjaśni na finiszu? Śmiem wątpić, ale i życzę jednocześnie powodzenia.

"Szeptacz" Alexa Northa jest przykładem świetnej akcji promocyjnej gdyż już na długo przed premierą było o nim głośno, a ponadto książce towarzyszyła atmosfera tajemniczości. Żeby jednak promocja się udała potrzeba jeszcze dobrej historii, a ta w "Szeptaczu" broni się w stu procentach. Jak dla mnie powieść Alexa Northa to najlepszy thriller czytany w 2019 roku i choć zostało jeszcze trochę czasu to trudno będzie przebić to co oferuje "Szeptacz" właśnie. Mocno polecam! 

piątek, 8 listopada 2019

Instytut - Jakub Żulczyk




Bardzo lubię sięgać po Żulczyka. Odkryłem go stosunkowo niedawno aczkolwiek przed wielkim boomem po ekranizacji "Ślepnąc od świateł" czy scenariuszu do "Belfra".

"Instytut" to jazda bez trzymanki już od samego początku. Autor nie cacka się z nami i już od pierwszej sceny daje do zrozumienia, że będzie mocno i konkretnie. Grupa znajomych budzi się po imprezie w apartamencie, który okazuje się być zamknięty od zewnątrz, a oni tym samym odcięci od świata. Atmosfera jest klaustrofobiczna, a  powietrze od napięcie staje się z każdą kolejną linijką coraz to gęstsze i trudne do przełknięcia. Mamy poczucie obcowania ze znakomitym horrorem, a co najmniej thrillerem, ale szybko okazuje się, że Jakub Żulczyk trochę zmylił tropy. Książka okazuje się bowiem znakomitą literaturą obyczajową, a odizolowanie bohaterów od otaczającej rzeczywistości zaczyna nabierać symbolicznego znaczenia. 

Jakub Żulczyk bawi się z czytelnikiem, wciąga go w specyficzną grę, a dzięki temu pozwala na subiektywną interpretację przedstawionej w "Instytucie" historii. Śmiem twierdzić, że taka właśnie była jego intencja, aby każdy czytelnik znalazł coś swojego w tej książce. Mnogość interpretacji, szeroki wachlarz obecnych tutaj emocji świadczą o tym, że mamy do czynienia z bardzo dobrą książką. Sam autor dopieszczał "Instytut" i finalnie udało mu się dopracować temat, ale  to nie wyklucza faktu, że dla czytelników zostaje mniejsze pole manewru. Podobnie rzecz się ma z samym klimatem opowiadanej historii, który potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie. 

Dla mnie "Instytut" jest opowieścią o złych wyborach, o przypadkowości i chichocie losu, który potrafi nas w momencie przytłoczyć i wywrócić do góry nogami nasze życie. Jest to również przypowieść o sile oczekiwać społecznych wobec jednostki, o systemie który nie znosi sprzeciwu i wymusza padnięcie na kolana i poddanie się nawet jeśli chodzi o najbardziej oryginalne i kreatywne jednostki. Jest wreszcie powieść Jakuba Żulczyka przestrogą przed popadnięciem w marazm, bezproduktywność i konformizm, a wszystkie one razem wzięte prowadzą do klaustrofobii i izolacji społecznej. Taka jest moja interpretacja, a jaka będzie wasza? Zachęcam do sprawdzenia jakie wrażenie na was wywrze "Instytut", bo raczej mało prawdopodobne że po prostu was obejdzie. 

Polecam, polecam i jeszcze raz polecam prozę Jakuba Żulczyka. Jak dotąd się jeszcze nie zawiodłem i już nie mogę się doczekać najnowszego "Czarnego słońca". To dopiero zapowiada się prawdziwa petarda. Tymczasem dajcie szansę również wcześniejszym jego książkom, a w tym między innymi właśnie "Instytutowi". Naprawdę warto!                                                                                                      

czwartek, 7 listopada 2019

Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii - Małgorzata Rejmer




W końcu i ja sięgnąłem po książkę, która tak namieszała na polskim rynku czytelniczym, a jej autorka została obsypana nagrodami. Trochę zwlekałem, ale tym bardziej miałem przyjemność z tej lektury.

Enver Hoxha może i nie zapisał się w historii tak mocno jak Stalin czy Mao natomiast po przeczytaniu "Błoto slodsze niż miód" nie można mieć wątpliwości, że stał on na czele jednego z najokrutniejszych systemów w historii. Jego paranoja i ideologiczna patologia doprowadziły do cierpienia wielu, a garstce z nich oddaje hołd Małgorzata Rejmer w swej książce. Opowiada o czasach kiedy to systemowo zaprzeczono istnieniu Boga, a do tegoż miana pretendował przywódca komunistycznej Albanii. To co trzeba mu przyznać to fakt, że wzbudził swoimi rządami taki kalejdoskop uczuć u swego ludu, iż ciężko było postrzegać go jako zwykłego człowieka z krwi i kości. U jednych budził lęk i przerażenie charakterystyczne dla mitologicznych bóstw, u pozostałych takież mocne uwielbienie. Nie było człowieka w ówczesnej Albanii, który pozostawał obojętny na jego osobę. 

Żyjąc we współczesnej Polsce można zaobserwować jak silnym narzędziem wpływu jest strach i jak ogromny wpływ ma on na kształtowanie opinii obywateli. Przykład Albanii pokazuje do jakich rozmiarów może się rozwinąć system polityczny na nim oparty i jakie wynaturzenia że sobą przynieść. Enver Hoxha odizolował Albanię od reszty świata. W swojej obsesji utrzymania władzy raz po raz doprowadzał do czystek usuwając potencjalne zagrożenie dla funkcjonowania systemu kierując się paranoją. W tym tonie zarządził wybudowanie schronów na terenie całego kraju obawiając się inwazji. Dotychczasowi sprzymierzeńcy stawali się wrogami, a taki ZSRR czy Chiny nie były wystarczająco zamordystyczne i komunistyczne. W imię chorej ideologii doprowadził do zacofania kraju, a winą obarczył zwykłych obywateli.

Kto pozostał w Albanii rządzonej przez Hoxhe ten nie mógł spokojnie wyrażać poglądów, bo za drobną uwagę, nawet przeinaczaną trafiało się na tortury i do więzienia. Służby doprowadziły do tego, że ogromna większość obywateli donosiła na siebie nawzajem, w tym często brat na brata, dziecko na rodzica. Każdy indywidualizm był tłamszony, a obywatel nie mógł być niczym więcej niż bezmyślnym i bezkrytycznym trybikiem machiny. Kto znów postanowił uciec z Albanii tego czekał jeszcze bardziej tragiczny los gdyż zemsta systemu była niewyobrażalna. Izolacja kraju i zakaz kontaktu ze światem zewnętrznym doprowadziły do tego, że nawet Ci którzy oglądali zagraniczną TV czy słuchali radia nie ufali jakoby dobrobyt tam pokazywany był czymś więcej niż propagandą imperialistów z Zachodu. Cierpienie, pot i łzy to był najlepszy sposób na to aby służyć komunistycznej Albanii, a podporządkowanie i niewychylanie się może nie dawało szczęścia, ale pozwalało liczyć na przetrwanie. Syndrom sztokholmski był na tyle obecny w społeczeństwie albańskim, że wielu autentycznie płakało po śmierci swego przywódcy i utraciło poczucie ładu i bezpieczeństwa.

Ksiazka Małgorzaty Rejmer to przestroga przed jednostkowym kosztem życia w dyktaturze do której tak tęskni wielu we współczesnym świecie. Historia przecież najlepiej uczy jakich błędów nie należy popełniać, a każda władza absolutna, nieważne czy pod czerwoną, brunatną, czy jeszcze inną flagą jest z natury swej zła. Problem tylko w tym, że wielu po tą wiedzę do historii nie sięga i na własnej skórze chce doświadczać tych samych błędów.