czwartek, 30 maja 2019

To nie jest kraj dla pracowników - Rafał Woś




Czasem chyba wolałbym być takim nieświadomym odbiorcą propagandy jaką fundują nam wiadome media i kierować się regułą, że "my ok, a całe zło to oni i my teraz musimy po nich sprzątać". Świadomość niestety kosztuje dużo nerwów i wcale się prościej nie żyje jak człowiek choćby po części ogarnie wszystkie te mechanizmy i zawiłości. Co tu narzekać, nigdy nie będę bezwiedną owieczką, gdyż książki jak ta Rafała Wosia są dla mnie zbyt kuszące.

"To nie jest kraj dla pracowników" ukazuje co takiego się dzieje kiedy to gospodarkę robi się w sprzeczności do sprawdzonych teorii ekonomicznych. Rafał Woś pokazuje skutki zbytniego liberalizmu dla rynku pracy na świecie i w Polsce. Udowadnia przy tym, że za rozwarstwienia klas w Polsce odpowiedzialność ponoszą rządzący z uwagi na brak odpowiednich regulacji chroniących pracownika i umożliwiających kontrolę nad redystrybucją dóbr. W odniesieniu do naszego kraju Rafał Woś przede wszystkim skupia się na kosztach nieumiejętnie przeprowadzonej transformacji ustrojowej w Polsce po upadku komunizmu. W tym przypadku miałem trochę uczucie deja vu, bo niedawno czytałem podobne rzeczy w książce "Powrót do Reims" Didiera Eribona. U nas rzesza wykluczonych i porzuconych przez zbytnie rozluźnienie rynku i nieodpowiednią politykę gospodarczą kolejnych ekip rządzących również zaczyna dochodzić do głosu co uwidaczniają choćby ostatnie wybory europejskie.

Rafał Woś nazwał po imieniu coś co pewnie podskórnie odczuwa każdy z tych bardziej świadomych i ogarniętych obywateli. Nie jest przecież normalnym to, że związki zawodowe zbratały się z politykami i wespół z władzą tworzą (tworzyły) instrumenty do ciemiężenia pracownika miast go bronić przed pracodawcą. Nie jest normalnym również to, że różnica pomiędzy Niemcami i Polską jeżeli chodzi o przeciętną ilość przepracowanych godzin wynosi tak dużo - u nas w granicach 1900, a w Niemczech około 1300. Z jednej skrajności poszliśmy w drugą skrajność i z sytuacji kiedy pracownik miał zagwarantowaną pracę i podstawowy pakiet socjalny nawet kosztem ekonomicznej logiki przeskoczyliśmy do rzeczywistości gdzie praca w ogóle nie jest chroniona, a stała się ofiarą kapitalizmu. Kapitalizm sam w sobie został wyidealizowany do granic możliwości, a ci którzy należą do beneficjentów nowego systemu zapomnieli o tym skąd się sami często wywodzą i pomnażają stan posiadania do granic możliwości. Robią to rzecz jasna nie bacząc na koszta którymi są obarczani ci którzy wypracowują tenże dobrobyt.

Zjawiska takie jak galopujący outsourcing, samozatrudnienie, umowy śmieciowe, szantażowanie pracownika "rezerwową armią bezrobotnych" zaprzęgniętą przez agencje pracy tymczasowej to plagi naszych czasów. Do tego dochodzą również takie wynaturzenia jak  wszechobecny mobbing, zaleganie z wynagrodzeniem, nieustanne przerzucanie kosztów wynikających ze stosunku pracy na pracownika. W sumie trudno się dziwić, że niektórzy z sentymentem wspominają czasy komuny, a ci którzy urodzili się później polaryzują i uciekają w sympatię do partii populistycznych. Żal marginalizacji partii o charakterze lewicowym i realnej alternatywy dla liberalizmu gospodarczego. Drażni bezkrytyczny zachwyt nad kapitalizmem i nadmierne zaufanie dla autoregulacji rynku. Takie moje refleksje co do książki Rafała Wosia,którą serdecznie wam polecam. 

sobota, 25 maja 2019

Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie




Paweł Smoleński był na mojej liście autorów do przeczytania już od jakiegoś czasu. Jego reportaże zbierają tak znakomite recenzje, że grzechem było by się z nimi nie zapoznać. Padło akurat na pozycję o Kurdach nie bez powodu, gdyż jest to naród który fascynuje mnie nie od dziś, a ilość faktów na jego temat jest wprost proporcjonalna do przekłamań o stereotypów z nimi związanych. 

O Kurdach zrobiło się głośno w ostatnim czasie kiedy to właśnie oni w ramach koalicji wojsk rozgromili siły ISIS. Pewnie niejeden z nas współczuł im po masakrach ze strony Saddama Husajna, który użył przeciwko Kurdom gazów bojowych. Być może nieliczni choćby oburzali się obserwując pacyfikacyjne uderzenia skierowane przeciwko Kurdom ze strony Turcji. Chciałbym wierzyć, iż choćby taki rodzaj zainteresowania towarzyszył temu narodowi, choć równocześnie pojawia się u mnie refleksja że Kurdami mało kto się interesuje i funkcjonują oni bardziej na zasadzie folklorystycznej ciekawostki Bliskiego Wschodu. Jeśli tak jest to naprawdę wielka szkoda. 

Naród kurdyjski, podobnie do naszego narodu funkcjonował wiele lat bez swojego państwa, a ziemie jego były obiektem zainteresowania lokalnych potęg. Ambicje aneksyjne prezentowały takie państwa jak Irak czy Turcja, używając choćby argumentu o zagrożeniu terrorystycznym że strony Kurdów. O utworzenie na swoich żyznych ziemiach państwa Kurdystanu toczyły się boje i czynione były starania od lat. Utrudniał to fakt, iż Kurdystan to kąsek bardzo łakomy na Bliskim Wschodzie z uwagi choćby na dostęp do wody jak też bogate złoża naturalne. Dlatego też wchodzili oni w rozmaite sojusze polityczne i wojskowe aby w końcu po zakończonej Wojnie w Zatoce utworzyć autonomię w ramach Iraku. Zanim do tego doszło okupili to tysiącami ofiar zarówno po stronie Peszmergów jak i ludności cywilnej. 

Na szczególną uwagę w reportażu Pawła Smoleńskiego zasługuje nie tylko historia bohaterstwa narodu kurdyjskiego, ale przede wszystkim fakt iż stworzyli oni ustrój, który przeczy stereotypom na temat Bliskiego Wschodu i muzułmanów. W Kurdystanie panuje bowiem tolerancja religijna czy też chociażby równouprawnienie kobiet. Rozdział religii od państwa jest mocno przestrzegany i pomimo rozmaitych prób zmiany stanu rzeczy że strony tamtejszego duchowieństwa traktowany priorytetowo. Kurdowie być może potrzebują się wiele nauczyć jeżeli chodzi o praktyczne zarządzanie państwem w warunkach pokoju, a wojenne nawyki Peszmergów jeszcze długi czas będą dawać znać o sobie, ale tak czy inaczej same założenia na których chcą zbudować swój kraj zasługują na uznanie. Z pewnością Pawłowi Smoleńskiemu udało się zaintrygować mnie Kurdami i jeszcze sięgnę po literaturę zajmującą się tym narodem. Wam też serdecznie polecam książkę "Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie" bo to reportaż wyśmienity. 

środa, 22 maja 2019

Merhaba - Witold Szabłowski


Nie sądziłem nawet, że ta książka może mnie jakoś specjalnie zainteresować. Jakież było moje zdziwieni, gdy okazało się, iż Witold Szabłowski ma niesamowity dar opowiadania i potrafi wciągnąć czytelnika w swoją historię bez reszty.

Turcja to kraj na styku. Trochę nasz (europejski), a trochę jednak Azja. To położenie, jeśli weźmiemy pod uwagę również najbliższe sąsiedztwo Turków przysparza im tyleż kolorytu co też stereotypów, które przyczyniają się do rozmaitych legend krążących o tym kraju. Wyobrażam sobie, że przeciętny Polak wie tak naprawdę niewiele o Turcji, a wakacje spędzane w jednym z kurortów odciętych jednak od rzeczywistości nie wpływają jakoś specjalnie na poszerzenie tej wiedzy. Witold Szabłowski opowiada nam o tym pięknym nota bene jak się okazuje kraju z perspektywy tureckiej ulicy, a to niewątpliwie przyczynia się do autentyzmu. Jaki obraz otrzymujemy? Otóż najbardziej pasującym określeniem jest chyba słowo "barwny". Szabłowski maluję obraz tureckiej rzeczywistości przy pomocy palety barw od tych najpiękniejszych aż po te wyblakłe z uwagi na znak czasu. Jak się okazuje dzisiejsza Turcja to kraj tyleż nowoczesny co archaiczny, a te sprzeczności tylko jeszcze bardziej zachęcają do wizyty i sprawdzenia wszystkiego i czyn pisze autor "Merhaby"

Szabłowski przedstawiając alfabet turecki znalazł miejsce dla Ataturka, a jednocześnie dla Mehmeta Ali Agcy. Opowiedział o historii herbaty jako napoju narodowego w Turcji, a także o morderstwach honorowych. Przedstawia zacofane poglądy tureckiego społeczeństwa zarazem chwaląc ich dążenie do otwartości i pęd ku nowoczesności. Znalazło się tutaj miejsce dla kebaba, dla tamtejszych celebrytów jak  i dla tureckich transseksualistów. Z całego tygla haseł opisanych przez Witolda Szabłowskiego wyłania się obraz narodu pełnego werwy, narodu emocjonalnego i dumnego. Jednocześnie kochającego koloryt i zamkniętego na odmienność i powiem świeżości. Z każdym kolejnym zdaniem tej książki ma się jeszcze większą ochotę aby na własną rękę sprawdzić wszystko co autor napisał na temat Turcji. Czyta się to momentami jak baśń, jak legendę, co mogłoby też tłumaczyć fenomen popularności tureckich seriali.

Marcin Meller pełen uznania dla reporterskiego talentu Witolda Szabłowskiego poleca "Merhabę" słowami : "Gdybyście mieli przeczytać jedną jedyną książkę o Turcji, to macie ją właśnie przed sobą”. Czy trzeba lepszej rekomendacji? Gorąco polecam i ja! 

środa, 15 maja 2019

Krótka historia czasu - Stephen W. Hawking



Stephen Hawking zapewnia, że będzie przystępnie. No może dla ścisłych umysłów jest do ogarnięcia cała wiedza o otaczającym świecie zaprezentowana w jego książce, ale przyznaję się szczerze, iż mnie przerosła.

Kiedy humanista zabiera się za książkę dotyczącą praw fizyki sprawa będzie trudna nawet jeśli wiedza jest przedstawiona w sposób dostępny. Przynajmniej taką sytuacja miała miejsce w moim przypadku. Teoria względności czy też teoria strun nie są mi już tak obce jak były przed lekturą jednak nie będę udawał, że jestem w stanie ogarnąć to tak jakbym tego chciał. Na pocieszenie pozostaje anegdota, iż swego czasu teorię względności rozumiały góra trzy osoby. Dlaczego jest taka trudność przy okazji rozumienia praw fizyki czy praw matematyki? Myślę, że jest jakiś problem z nauczaniem tych przedmiotów w szkole, ale może to też być po prostu moje osobiste wytłumaczenie zwykłego lenistwa. Stephen Hawking w każdym razie robi co może żeby oswoić czytelnika takiego jak ja z podstawową wiedzą naukową odnośnie powstania i funkcjonowania świata jaki znamy. Sięga do skojarzeń i porównań charakterystycznych dla umysłu humanistycznego, sięga do anegdot. Nie brakuje mu poczucia humoru co sprawia, iż nie zniechęcamy się nawet jeśli czegoś nie rozumiemy.

Myślę, że po lekturze tej książki lepiej rozumiem skąd wziął się nasz świat, o co chodzi z tym całym wybuchem i w jaki sposób funkcjonuje cała nasza galaktyka. Mało tego w końcu udało mi się zrozumieć na jakiej zasadzie powstają i jak zachowują się słynne z filmu science fiction czarne dziury. Dodatkowym plusem tej publikacji jest zapoznanie się z losami ( czasem mocno zawiłymi) wielkich naukowców jak Newton czy Einstein. Ogrom pracy musiał wkładać fizyk taki jak Hawking żeby przetłumaczyć wszystko co wie na język zrozumiały dla takich słabiaków jak ja, a jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę jego ograniczenia wynikające z choroby i mocno utrudnioną komunikację z otoczeniem to tym bardziej należą się mi słowa uznania za tą książkę.

Podsumowując, polecam tą książkę każdemu kto chociażby raz zastanawiał się jak skonstruowany ten nasz świat. Nawet jeśli tak jak ja nie wszystko zrozumiecie to gwarantuje, iż będziecie wiedzieć więcej niż przed lekturą. Wszystkie te teorie skonstruowane są w tak przemyślany i logiczny sposób, że w pewnym momencie zapominamy, iż tak naprawdę to wciąż w większości tylko teorie, których na dzisiejsze możliwości nie można potwierdzić i to dodaje dodatkowego smaczku książce Stephena Hawkinga. 

poniedziałek, 13 maja 2019

Powrót do Reims - Didier Eribon




Kolejny czarny koń ze stajni Karaktera. Jestem zachwycony tą książką. Nie będę udawał, że znałem wcześniej Didiera Eribona, ale swą autobiograficzną powieścią wywarł on na mnie takie wrażenie, iż z pewnością przyjrzę się uważniej jego osobie.

"Powrót do Reims" to powieść o powrocie w przeszłość, w głąb siebie. Eribon sięga do swoich korzeni i podejmuje próbę konfrontacji z własnymi lękami starając się jednocześnie odpowiedzieć na pytanie jak udało mu się pokonać bariery klasowe i dokonać awansu społecznego. Właśnie o tym jest przede wszystkim jego książka, o społeczeństwie klasowym i choć elity mają interes w tym żeby wmawiać nam, iż tak naprawdę wszyscy mamy równe szanse to nawet jeśli daliście się oszukać, po przeczytaniu tej książki zobaczycie że takie twierdzenie to bzdura. Przyszło nam żyć w społeczeństwach klasowych i czy to będzie Francja, czy Polska to już na początku oczekuje się od nas, że będziemy po prostu wypełniać swoją rolę i niechaj nie przyjdzie nam do głowy się wychylać i domagać się sprawiedliwego dostępu do takich dziedzin jak choćby edukacja, czy też praw do godnej i uczciwie wynagradzanej pracy. No ale wróćmy do Didiera Eribona. On musiał się zbuntować podwójnie. Z jednej strony nie zgadzał się na pobyt w nizinach społecznych, a z drugiej strony musiał zawalczyć o prawo do życia w zgodzie ze swoją orientacją seksualną. Paradoksalnie to właśnie homoseksualizm pomógł Didierowi Eribonowi gdyż klaustrofobiczna atmosfera małego miasteczka i ograniczenia sprawiły, iż postanowił wyrwać się i wyrwać wszystko to co nie było mu przeznaczone przez urodzenie.

Kiedy czyta się "Powrót do Reims" człowiek zaczyna rozumieć ten gniew ludu wyrażany na francuskich ulicach w ramach protestu żółtych kamizelek. Zresztą ten gniew, ta manifestacja sprzeciwu wobec wybieranych trybunów ludowych uwidocznił się już wcześniej kiedy to we Francji dotychczasowi wyborcy lewicy głosowali tłumnie na prawicowy Front Narodowy. Pozostawieni sobie, marginalizowani, często zapracowywujący się niemal na śmierć robotnicy powiedzieli w końcu dość. Bo ileż można się zgadzać na system, który premiuje nielicznych, a całe masy pozostawia samym sobie. Masy nie dały się więcej tłumić i zamanifestowały swoją niezgodę. Eribon opisuje kolejne etapy nabywania nowej tożsamości, odcinania się od społeczności z której się wywodził, mało tego przyznaje wprost, iż to on wyparł się swojego środowiska. Trochę symbolicznie można tu zauważyć analogiczną postawę współczesnych elit, gdzie wiele z osób je tworzących wywodzi się przecież również z ludu, a o ludzie zapomnieli i najchętniej wycięli by ten fragment swojej historii, bo jest on niewygodny. Wstyd, bezsilność, pogubienie - towarzyszymy Eribonowi poprzez te stany emocjonalne, a doprowadzą nas one do.... to już niech każdy sobie sprawdzi.

"Powrót do Reims" to historia jednostki, powieść autobiograficzna i studium socjologiczne nie tylko Francji, ale i też całej Europy. Procesy przedstawione przez Didiera Eribona, układ społeczny, dynamika i konsekwencje wykluczenia ludu z realnej budowy ładu społecznego są charakterystyczne tak samo do chociażby Polski. U nas również obserwowany jest ruch w prawą stronę, aczkolwiek należy zaznaczyć iż sukcesy PiS-u, narodowców, czy innych partii populistycznych wydają się być wynikiem nie tyle zmiany preferencji wyborczych, ale wyrazem buntu tych wykluczonych przeciw istniejącemu porządkowi i poczuciu zdradzenia. Podobnie rzecz się ma w takich Niemczech, Włoszech itd. Zresztą kiedy śledzimy dyskurs wyborczy i atak elit na najniższe warstwy społeczne, lub co najmniej ich ignorowanie to trudno się dziwić, iż oddają oni głosy na obóz rządzący, który umiejętnie zagospodarował te nastroje, podrasowując jednocześnie lęki ( jak choćby przed uchodźcami ). Myślę, że prędzej i później również odczujemy w naszym kraju kolejny etap gniewu ludu, tak jak to ma miejsce we Francji. 

Piękną, ale przede wszystkim mądrą książkę napisał Didier Eribon i długo jeszcze to wszystko będzie pracować w mojej głowie. Mocno ją polecam bo pod każdym względem jest to najlepsza pozycja jaką przyszło mi przeczytać w tym roku. 

sobota, 11 maja 2019

Skóra. Witamy uchodźców - Iza Klementowska




Tematyka ta jest mi szczególnie bliska z uwagi na to, iż w mojej opinii ciągle jest zbyt mało prób oswajania wizerunku uchodźców w obliczu prawicowej nagonki. Nienawiść i tworzące ją stereotypy wylewane są na każdym kroku z rozmaitych mediów i zaszczepiane w umysłach mas. Nadzieję dają takie publikacje jak ta Izy Klementowskiej.

Najwięcej uprzedzeń rodzi się z niewiedzy, a duża część naszego społeczeństwa niestety nie zadaje sobie trudu by sprawdzić zanim wyda sąd. Bazując na uproszczeniach, zasłyszanych półprawdach i uogólnieniach budują swoją wiedzę o otaczającej rzeczywistości. Ekspertów tego typu mamy wielu, począwszy od piłki nożnej ( każdy pretenduje do bycia trenerem) a na kwestii uchodźców kończąc. Politycy obecnie rządzącej frakcji tworzą klimat sprzyjający takim domorosłym specjalistom. Mało tego wzmacniają ich lęki i używają ich do prowadzenia własnej gry politycznej. To, że wiąże się to z ogromną krzywdą dla ludzi którzy zdecydowali się na emigrację z przyczyn politycznych czy ekonomicznych, nierzadko z bólem serca zostawiając własne rodziny i swe małe ojczyzny, nie bardzo ich interesuje.

Iza Klementowska oddaje głos osobom z krwi i kości, a ich jednostkowe, osobiste historie rzucają inny wymiar na problemy uchodźców oaiedlających się z różnych powodów w naszym kraju. Znajdziemy tu zarówno historie przybyszów z dalekiej Afryki jak i tych z za naszej wschodniej granicy. Jedni z nich uciekają przed okrucieństwem wojny, inni przed śmiercią głodową, a jeszcze inni są prześladowani przez miejscowy reżim i zwyczajnie szukają miejsca na ziemi, które zagwarantuje im wolność poglądów i swobodę życia w zgodzie ze sobą. Uciekają z nadzieją w przekonaniu, iż w naszym kraju odnajdą w końcu spokój i swoje miejsce na ziemi, a często wręcz przeciwnie trafiają z deszczu pod rynnę. Nie ma bowiem miejsca o wolności jeśli wymaga się od nich dostosowania do wartości charakterystycznych dla naszego kręgu kulturowego odmawiając prawa do odmienności. Nie można czuć się bezpiecznie, kiedy wokół pełno bojówek nacjonalistycznych polujacych na tych o innym kolorze skóry, języku i wyznaniu. Wreszcie trudno znów poczuć się człowiekiem podczas gdy u nas często te osoby również stają się ofiarami pazerności i wykorzystywane. Pracują za głodowe stawki, często nie zostają nawet wypłacani. Ciężko się o tym czyta śledząc osobiste tragedie pomimo świadomości że taki właśnie panuje w naszym kraju klimat. Nie bez przyczyny niemal połowa badanych sprzeciwia się przyjmowaniu uchodźców nawet kosztem członkostwa w Unii Europejskiej.

Jest też w książce Izy Klementowskiej odrobina nadziei. Nie tylko autorka i przedstawiciele organizacji humanitarnych starają się pomóc i wykazują przychylność w stosunku do uchodźców. Bohaterowie "Skóry" napotkali na swojej drodze także tych empatycznych i świadomych Polaków, którzy podtrzymują tradycję polskiej gościnności podczas gdy tak wielu o niej zapomniało. Bardzo polecam książkę Izy Klementowskiej. Warto po nią sięgnąć i nie zgadzam się z opiniami o tym, że znajdziemy tu zbyt dużo patosu czy uderzania w ckliwe nuty. Jakże bowiem pisać o problematyce tak ludzkiej jeśli nie tonem pełnym empatii i zwykłego współczucia. 

niedziela, 5 maja 2019

Międzynarodowy anarchistyczny manifest antypatriotyczny




Trudno się rozpisywać i nawet nie wypada zważywszy na fakt, iż manifest ten to niewielka książeczka licząca zaledwie kilkanaście stron. 

Seria TIKN powstała we współpracy z Oficyną Wydawniczą Bractwo Trójka. Kiedy przeczytałem o przesłankach jakie przyświecały twórcom tej serii to wiedziałem, że warto sięgnąć po tytuły z pod tego znaku. Udostępnienie tekstów akademickich szerokiemu gronu odbiorców poprzez tytuły wydawane stosunkowo niedrogim kosztem za końcową cenę w granicach 5 zł jest świetnym pomysłem. Na pierwszy rzut u mnie poszedł właśnie wspomniany manifest i zostało zasiane urodzajne ziarno w mojej głowie. Z pewnością sięgnę po kolejne pozycje wydane w ramach serii. 

Po manifest warto sięgnąć choćby z ciekawości, dla poszerzenia horyzontów myślowych lub też dla rozwiania własnych często stereotypowych przekonań na temat tego czym jest anarchizm. Anarchia często kojarzona z chaosem o destrukcją w rzeczywistości wyraża się w niechęci i sprzeciwie wobec opresyjnej władzy i systemu, które manipulują jednostką dla... No właśnie tutaj wypada mi zamilknąć i zachęcić was do zapoznania się z poglądami wyrażonymi w tej kwestii przez grupy anarchistyczne w Londynie pod koniec XIX - ego wieku. 

Dodatkowym smaczkiem tego wydawnictwa jest również zawarte w tej pozycji tło historyczne, które rzuca światło na okoliczności sformułowania niniejszych postulatów. Jeszce raz mocno zachęcam! 


sobota, 4 maja 2019

Amundsen. Ostatni wiking - Stephen Bown



W czasach kiedy nie pozostało już nic do odkrycia czytanie o takich postaciach jak Amundsen zyskuje dodatkowy wymiar romantyzmu i tajemnicy. Postać bezkompromisowa i kontrowersyjna, ale czego by o nim nie mówić to zasłynął z dokonania rzeczy, których nie będzie już dane dokonać nikomu innemu.

Roald Amundsen zapisał się na kartach historii jako pierwszy zdobywca bieguna południowego. Znany też jest z tego, że jako pierwszy pokonał drogę pomiędzy Oceanem Atlantyckim a Spokojnym czyli tzw. Przejście Północno-Zachodnie. Brał też udział w pionierskim locie sterowcem nad biegunem północnym. Dokonania tego norweskiego polarnika i odkrywcy mogą nie oddziaływać tak na wyobraźnię współczesnego człowieka jak działo się to na przełomie XIX i XX wieku co wynika z tego, że obecny rozwój technologiczny pozwolił nam zajrzeć niemal wszędzie łącznie z kosmosem. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, iż "ostatniemu wikingowi" przyszło dokonywać swych odkryć w warunkach kiedy często nie miał podstawowej łączności że światem, a tereny na które się w swych wyprawach udawał pozostawały dziewicze i niezaznaczone dotąd na mapach. Ponadto nie można było wtedy liczyć na udogodnienia i luksusy wręcz charakterystyczne przecież dla dzisiejszych podróżników. Amundsenowi należy też oddać, że rozpropagował model wypraw gdzie w miejsce wsparcia rządów państw weszli prywatni sponsorzy i media, które dofinansowywały podróże w zamian za prawo do wyłączności i pierwszeństwa jeżeli chodzi o sprawozdanie z nich.

Z ogromną przyjemnością czytałem o tym w jaki sposób w ogóle doszło do tego, że Amundsen wybrał taką drogę życiową. Dreszczyk emocji i adrenalinę wzbudzały we mnie sprawozdania z wypraw w miejsca, gdzie przecież straciło wcześniej życie wielu wybitnych badaczy i odkrywców. Wreszcie ze smutkiem przeżywałem to jak został on oszukany przez ludzi, którym zaufał jeżeli chodzi o finanse. Przydomek "ostatni wiking" jest tym bardziej zasadny w odniesieniu do słynnego Norwega, iż był on człowiekiem jakby z innej epoki, nieokrzesanym, często stawiającym na indywidualizm i jednocześnie bezkompromisowym. Ta jego surowość, pomagająca mu w zmaganiu się  z dziką naturą, przeszkadzała mu natomiast w poukładaniu sobie życia osobistego. Pomimo faktu, iż krążyły na temat Amundsena różne opinie, to przemawiają za nim jego osiągnięcia, które pozwoliły mu nieodwołalnie zapisać się na kartach historii i oddziaływać na wyobraźnię potomnych.

Mocno polecam biografię Roalda Amundsena szczególnie wszystkim tym, którzy tęsknią za romantycznymi czasami kiedy to na świecie istniały jeszcze rejony nieodkryte na podbój których ruszali ludzie pokroju "ostatniego wikinga". Rozpalana była ludzka wyobraźnia, obecnie już tak wyeksploatowana, że trudno ją pobudzić. Polecam też tę książkę po prostu tym czytelnikom, którzy są fanami dobrze skrojonej literatury faktu. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.