Jeśli jesteś istotą doceniającą wagę swojego intelektu, jeśli kochasz wolność i cenisz sobie własną indywidualność to po prostu musisz sięgnąć po tą książkę. Nie ze względu na wydawnictwo, które czego się nie dotknie to zamienia to w złoto, nie ze względu na tytuł, który jest niewątpliwie intrygujący i chwytliwy, ale w imię tego że życie jest czymś więcej niż bezwolnym powtarzaniem i klonowaniem tego co powiedzą tobie w ramach regularnego prania mózgu na poszczególnych szczeblach procesu wtłaczania ciebie w schemat.
Kiedy czytałem zawarte w tych tekstach przesłanie Christophera Hitchensa to miałem poczucie, że ktoś stanął obok, poklepuje mnie po ramieniu i mówi do mnie "To nie z tobą jest coś nie tak, lecz z nimi". Wynikająca z tego ulga, towarzysząca mi przy zaznajamianiu się z "Listami do młodego kontestatora" jest uczuciem wręcz fantastycznym. Hitchens, z którym zetknąłem się poraz pierwszy zachęca do indywidualnego myślenia, do sprzeciwu wobec wszystkiego co dogmatyczne, oczywiste, uświęcone i powszechnie uznane za standard i normę. Mobilizuje do nieustannej otwartości umysłu, a przez to do pobudzania w sobie ciekawości, ciągłego zainteresowania i ostrożności w uleganiu zbiorowym osądom i standaryzacji wszystkiego co tylko się da. Bunt nie jest według niego jedynie domeną młodych, ale powinien być pielęgnowany na każdym etapie życia. On bowiem pozwala na ciągły rozwój myśli i chroni nas tym samym przed stagnacją, stereotypem i zwyczajną głupotą czy bigoterią.
W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Obecne młode pokolenie zdaje się często "nie mieć jaj". Ulega manipulacji mediów i polityków. Jest momentami aż nadto podatne na najbardziej prymitywne chwyty marketingowe i socjotechniki. Pewnie w dużym stopniu wynika to ze zbytniego konsumpcjonizmu i braku przynależności do grup rówieśniczych, co pewnie wynika z ograniczenia kontaktów interpersonalnych "w realu" na rzecz przestrzeni wirtualnej w ogóle. Sentymentalne wycieczki obecnych 30-40 - latków w rodzaju "za moich czasów grało się w piłkę pod blokiem od rana do wieczora i nie było smartfonów i komputerów" nie są tak do końca banalne jak mogło by się nam wydawać. Interakcje z równieśnikami zostały obecnie sprowadzone do minimum, spada poziom czytelnictwa, coraz niższy jest też poziom popkultury. Wszystko to sprawia że w miejsce idealistycznego sprzeciwu wobec bezdusznego "świata dorosłych" pojawia się coraz większy konformizm i zwyczajna naiwność obecnego młodego pokolenia. Do nich chyba właśnie najbardziej powinien być skierowany apel Hitchensa, a niestety bardziej uderzy w sentymenty mojego pokolenia, w którym jest jeszcze gotowość do krytycznego myślenia i sprzeciwu wobec niesprawiedliwości i obłudy. To smutne, ale wydaje mi się, że jeśli iskry w rodzaju książek takich jak ta nie rozpalą serc i dusz dzisiejszych 30-40 latków to za parę lat będziemy głęboko w "czarnej dupie".
Podsumowując, chciałbym dożyć takich czasów kiedy w miejsce obecnego kanonu lektur i prawicowego natarcia na szkoły i umysły dzieci i młodzieży do programu nauczania włączono by możliwość dyskusji nad takimi myślicielami jak Hitchens, Sontag a na listę szkolnych lektur trafiły by na ten przykład reportaże wydawane przez Wydawnictwo Czarne, czy Dowody na istnienie. Marzenia ściętej głowy ? Naiwność? A może na skutek lektury "Listów..." zachcę się nam jeszcze buntu wobec tej chorej rzeczywistości gdzie zinstytucjonalizowana religia wypiera duchowość, a kościelni oficjele przyłączają się do nagonki na mniejszości i wraz z niektórymi "elitami" politycznymi szerzą rasizm i szowinizm. Mam taką nadzieję, bo moja wizja świata nie dopuszcza takiej opcji w której religia zarezerwowana będzie dla dewotów a przestrzeń publiczna dla - co tu dużo mówić - idiotów. Tylko cholera wypadałoby się w końcu ruszyć z tych foteli i niech się nie kończy na deklaracjach, bo inaczej trzeba by zacytować pewien znany niektórym fragment z Big Cyca - "Kontestacja, kontestacja to jest dobre na wakacjach, no a w szkole wszyscy grzeczni, uczesani i bezpieczni"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz