Przyznam szczerze, że lektura tej książki to wynik ostatnich wydarzeń związanych z Nanga Parbat i Tomkiem Mackiewiczem o których głośno było na całym świecie. Kiedy śledziłem przebieg tych wydarzeń, to ciągle nie dawała mi spokoju myśl co takiego jest w tym sporcie, że człowiek jest w stanie aż tyle zaryzykować. Liczyłem na to, że "Annapurna" pozwoli mi przynajmniej po części zaspokoić moją ciekawość. Czy tak się stało? O tym poniżej.
Z początku Maurice Herzog ma niewiele do zaproponowania komuś kto kompletnie nie jest zaznajomiony z wyprawami wysokogórskimi, gdyż opisane tu przygotowania, ustalanie taktyki, rekonesans i temu podobne to pewnie gratka dla prawdziwych znawców. Ja w tych momentach przyznam szczerze zaczynałem się obawiać, że w tej książce nie odnajdę jednak tego na co liczyłem. Wszystko zaczyna się zmieniać w momencie podjęcia ataku na szczyt i kiedy dochodzi do jego zdobycia to sposób przedstawienia emocji jakie towarzyszą Herzogowi potrafi pobudzić wyobraźnię. Na tym jednak nie koniec, bo tak naprawdę z prawdziwym studium psychiki wspinacza wysokogórskiego mamy do czynienia w momencie zejścia, a że góra dopiero wtedy pokaże swą potęgę i związane z nią okrucieństwo to możemy dowiedzieć się aż nadto jeśli chodzi o motywację Herzoga i jemu podobnych.
"Annapurna" mimo tego, że opisuje wydarzenia z przed ponad pół wieku, bo do pierwszego zdobycia tego szczytu doszło w 1950 roku jest nadal aktualna, kiedy śledzimy kulisy tragedii na Nanga Parbat. Walka z samym sobą i ludzkimi ograniczeniami w obliczu bezlitosnej, a poprzez to równie pięknej natury, prawdziwy tygiel rozmaitych emocji i dylematów człowieka, który nagle znajduje się w obliczu śmierci to jak się okazuje temat pełny analogizmów kiedy patrzymy na Herzoga i Mackiewicza. Mimo, że obecnie znajdujemy się w roku 2018, kiedy jak to się okazuje pomimo rozwoju techniki i wzrostu możliwości człowieka jako gatunku nie wnosi wiele więcej jeżeli chodzi o szanse człowieka w starciu z ośmiotysięcznikiem. Odmrożenia, warunki pogodowe, poczucie osamotnienia są odczuwalne bardzo podobnie, a sukces od klęski dzieli naprawdę niewiele i pomimo naprawdę dramatycznych opisów tego co stało się w trakcie zejścia że szczytu Annapurny to warto sięgnąć po tę książkę, bo spełnia swoją rolę i daje do myślenia.
Po lekturze Annapurny z pewnością nie mam wszelkich odpowiedzi na pytania rodzące się w mojej głowie, ale też głupotą było by się tego spodziewać nawet z najlepszych opisów wysokogórskich wypraw. Poszerzyło się natomiast spektrum tego co dzieje się w głowie człowieka postanawiającego zmierzyć się z potęgą natury i wzrasta mój szacunek dla niej samej. Myślę, że tak naprawdę żaden z nas nigdy nie dowie się całej prawdy o motywach, dylematach i emocjach które pchają takiego Mackiewicza czy Herzoga na szczyty górskie i popycha do takiego ryzyka i poświęceń. Musielibyśmy zdecydować się na taki sam deal, a pewnie tego nie zrobimy dlatego też moim zdaniem możemy zrobić inną rzecz, a mianowicie uszanować prawo każdego człowieka do przeżywania siebie i świata po swojemu, na własnych zasadach i w ramach indywidualnego świata wartości. Lektura takiej "Annapurny" pomoże w tym zdecydowanie bardziej niż bezmyślne klepanie komentarzy z perspektywy ciepłej domowej kanapy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz