Żeby pisać prawdziwą literaturę szpiegowską potrzeba klasy jaką posiada naprawdę niewielu. Jednym z tych nielicznych jest z pewnością John le Carré. Od razu trzeba zaznaczyć, iż jego styl nie do każdego trafi bo próżno szukać u niego jakiś zbędnych ozdobników, cz też fajerwerków, a atmosfera momentami staje się tak gęsta, że aż męcząca. Ci jednak, którzy szukają autentyzmu w odtwarzaniu tajnych akcji wywiadu będą usatysfakcjonowani, zwłaszcza że John le Carré porusza w swoich powieściach wątki autobiograficzne z czasów kiedy sam był agentem.
"Szpiegowskie dziedzictwo" to powieść w której autor zastosował ryzykowny zabieg i wrócił do wydarzeń poruszanych w jednej ze swoich najbardziej znanych powieści "Z przejmującego zimna". Dzieci bohaterów wydarzeń z tamtej książki obecnie domagają się od służb Wielkiej Brytanii odszkodowań w związku z działaniami tychże służb w czasach zimnej wojny. Jak to zwykle bywa podczas każdej wojny, jej rezultatem są ofiary w ludziach i tak też było i tym razem. Do centrali zostaje zawezwany uczestnik tamtych wydarzeń i jest przesłuchiwany na okoliczność tego co wydarzyło się przed laty. Od tego momentu mamy do czynienia z odtwarzaniem działań służb wywiadowczych na terenie byłego NRD ze szczególnym uwzględnieniem różnego rodzaju brudnych zagrywek z pogranicza moralności.
John le Carré to autor po którego przyznam szczerze nie sięgam zbyt często, a znajomość z nim rozpoczęła się tak naprawdę od rewelacyjnych według mnie adaptacji filmowych jego książek, to jest "Szpieg" i "Bardzo poszukiwany człowiek". Filmy te wzbudzały tyle samo pochlebnych opinii co przyczyniły się do opuszczenia sali kinowej przez niezadowolonych widzów. Sam byłem tego świadkiem podczas projekcji "Szpiega" właśnie. No cóż nie każdy doceni autentyzm w oddaniu realiów rozgrywek wywiadowczych i w zamian za to będzie oczekiwał efektowności rodem z Bonda. Ja mimo, że Bonda również lubię to jednak mimo wszystko wiedziałem czego mogę się spodziewać po "Szpiegu" i byłem zachwycony tym filmem. Kiedy w końcu sięgnąłem po powieść tego autora jestem jeszcze mocniej pod wrażeniem tego jak wygląda opisywana przez niego rzeczywistość rozgrywek wywiadowczych.
W "Szpiegowskim dziedzictwie" spotykają się dwa różne światy. Z jednej strony mamy prawdziwego szpiega, który nawet na emeryturze posiada klasę i instynkt samozachowawczy, a po drugiej stronie młody prawniczy narybek agencji, który delikatnie mówiąc nie budzi zachwytu. Współcześni pracownicy, którzy dostali za zadanie ocenę działań Smiley'a Petera, Aleca Leamasa i innych podczas akcji z przed lat, która teraz odbija się czkawką, nie mają przede wszystkim pokory. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo poza wspomnianą pokorą nie grzeszą również komptencjami, wyczuciem i co chyba najbardziej razi w oczy, procedury zdają się przysłaniać im człowieka. Cała sprawa przypomina zresztą polowanie na czarownice, a najsłynniejsza w swoim czasie agencja wywiadowcza przypomina współcześnie prawdziwy "cyrk" w innym niestety tego słowa znaczeniu do którego zdążyli przywyknąć fani powieści Johna Le Carre. Nie tylko Peter z nostalgią wspomina dawne dni, mimo tego że ma świadomość iż nie wszystko przebiegało wtedy z poszanowaniem zasad moralnych, a sprzymierzeniec często okazywał się zakamuflowanym wrogiem. Mimo wszystko prymitywi i ignoranci byli jednak wtedy w mniejszości, a jak pokazują prawnicy przesłuchujący Petera proporcje uległy od tego czasu zmianie.
Swego czasu zachwycałem się cyklem Severskiego, który też został stworzony przez byłego agenta, który opisywane realia zna od podszewki gdyż sam uczestniczył w wielu podobnych jeśli wierzyć promotorom jego serii. Po lekturze książki Johna Le Carre i oddając się retrospekcjom z akcji podczas trwania zimnej wojny muszę z całym przekonaniem stwierdzić, że to jednak inna liga. Jeśli szukacie naprawdę dobrej powieści szpiegowskiej to zdecydowanie polecam "Szpiegowskie dziedzictwo", a ja z pewnością jeszcze sięgnę po te bardziej znane i kultowe już tytuły Le Carre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz