Macie tak czasem, że poznajecie twórczość jakiegoś autora i czujecie swego rodzaju braterstwo dusz? Ja w każdym razie coś takiego czuję odkąd przeczytałem pierwsze wersy "Listów do młodego kontestatora". Od tamtego czasu ilekroć sięgam po pozycje, które wyszły z pod ręki Christophera Hitchensa, mam wrażenie iż czyta on w moich myślach i daje po emocjach ile tylko się da.
"Śmiertelność" to tak naprawdę autobiograficzna podróż po świecie umierania, gdzie inteligentnego, kreatywnego idealistę pożera nowotwór. Choroba zabiera mu sukcesywnie możliwość nieograniczonego czerpania ze świata i komentowania otaczającej rzeczywistości, co akurat dla tego człowieka, jest jakoby stratą tym bardziej dotkliwą. Większą część swego życia był on przecież aktywny intelektualnie i słynął z tego iż żonglował językiem i kontestował świat domagając się oddania należytego miejsca w naszym życiu dla rozumu wiedzy i doświadczenia. Nie zgadzał się na ferowanie sądów opartych na krzywdzących przekonaniach, zabobonach czy wątpliwych wierzeniach bez pokrycia w faktach. Niezbyty dowód to wartość nadrzędna w dyskursie prowadzonym przez Christophera Hitchensa, ale od rozmaitych innych myślicieli, którzy zaznaczyli się w historii odróżniał się przede wszystkim tym, iż nie interesowało go rozważanie dla samego rozważania, ale swoim słowem dążył do wyrównywania szans i często zdarzało mu się stawać w obronie tych najsłabszych, którzy przez system zostali wyrzuceni poza nawias.
"Śmiertelność" nie jest może książka zbyt obszerną i tak naprawdę w odróżnieniu od innych pozycji Hitchensa, które dane mi było czytać nie wnosi aż tak wiele pod refleksję jeżeli chodzi o konstrukcję świata w którym żyjemy. W zamian za to otrzymujemy natomiast bardzo osobistą rozprawę z absurdami i ograniczeniami ludzkiej egzystencji. Christopher Hitchens raz po raz złości się na postępującą degenerację własnego ciała, aby chwilę później uznawać własną bezsilność odnośnie tejże sytuacji. Przychodzą momenty gdy zdaje się łapać oddech i zbierać siły do walki z chorobą aby zaraz potem przyjmować z pokorą wyrok ślepego losu. Do samego końca pozostaje natomiast wierny swoim ideałom i nie szuka ukojenia w oddaniu się woli bożej. Mało tego z charakterystyczną dla siebie satysfakcją wykorzystuje naciski na własną osobę odnośnie nawrócenia i pełne nienawiści ataki ze strony "pseudochrześcijan" do tego aby obnażyć tą pełną obłudy stronę zinstytucjonalizowanych ruchów religijnych. Zyskujemy dzięki temu kolejny raz możliwość, aby podziwiać kunszt i poczucie humoru tego wielkiego myśliciela, które to nawet w obliczu agonii są na najwyższym poziomie.
Bardzo mocno polecam "Śmiertelność" Christophera Hitchensa wszystkim tym, którzy mają umysły otwarte, nieobca jest im kontestacja zastałych reguł i wartości, a także tym którzy mają ochotę poznać inny od konwencjonalnego model przeżywania choroby i zbliżającej się śmierci. Jeśli zaś wam się spodoba to koniecznie sięgnijcie po pozostałe jego książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz