Lektura reportaży o pracy autorstwa Marka Szymaniaka pod tytułem "Urobieni" to gwarantowany efekt w postaci mieszanki złości, frustracji i bezsilności u każdego komu nie jest obojętne cierpienie drugiego człowieka. Świetny jest ten zbiór, ale muszę powiedzieć, że po jego zakończeniu mam poczucie jakbym dostał mocno po łbie.
Marek Szymaniak wziął na tapetę to jak zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa w ramach transformacji systemowej po upadku PRL i nie wystawia niestety naszemu społeczeństwu najlepszej laurki. Już z pierwszych historii tutaj zawartych bije niesprawiedliwość i samotność człowieka wobec systemu, który pożera go i beznamiętnie wypluwa niczym śmiecia. Kapitalizm-kanibalizm śpiewał znany polski skład i nic bardziej sensownego nie przychodziło mi do głowy kiedy to śledziłem historię sprzątaczki przerzucanej z jednej "pseudo-firmy" do drugiej, które to firmy prześcigały się w minimalizowaniu swoich kosztów, a zamian ograniczając podstawowe prawa i potrzeby bohaterki reportażu. Podobne refleksje towarzyszyły mi, kiedy autor przytaczał karierę pracownika ochrony, gdzie jego obywatelskie i ludzkie odruchy były rugowane przez beneficjentów PFRON-u raz poraz wymuszających na nim zgodę na udział w mafijnej patologii. Czytając kolejne rozdziały zwyczajnie trafiał mnie szlag wynikający z tego, iż wszystkie niemal aspekty poruszane w tej książce nie były dla mnie nowością, a jednak jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy bierzemy udział w tej patologii dotyczącej rynku pracy w Polsce, chociażby jeżeli chodzi o zwykle przyzwolenie na taki stan rzeczy.
W kolejnych rozdziałach Marek Szymaniak tropi kolejne patologie rynku pracy w Polsce, gdzie z jednej skrajności poszliśmy w drugą. Z niewydajnego i archaicznego systemu, gdzie wszystko było regulowane przez państwo dla utopijnej ideologii przeskoczyliśmy do systemu gdzie mamy do czynienia z chaosem gdzie nie ma żadnej regulacji i ochrony tych najsłabszych czyli pracowników. Pracodawców ogranicza tylko rynek, a ten niestety nie ma duszy i empatii od niego nie doświadczymy. Funkcjonowanie zakładów pracy typu Toyota to też żaden wyjątek od reguły, ale smutna reguła, od której wyjątki można właściwie liczyć na palcach jednej ręki. Niemal każdego dnia słucham w swojej pracy relacji ludzi z codziennej traumy że strony przełożonych, tak zwanych liderów i współpracowników wciągniętych w tryby systemu, który promuje niewolnictwo pracownicze. System zamówień publicznych to jedna wielka lipa organizowana chyba bez większego pomyślunku, bo w innym przypadku trzeba by było podejrzewać, iż motywacją jest przyzwolenie na trwonienie środków publicznych, a dodatkowo wspierany jest układ w którym wyzyskiwany jest obywatel, który nota bene sam ten system finansuje. Podobnie rzecz się ma że slynnnymi już "śmieciówkami", które nie stanowią największego zagrożenia dla tzw. "szarej strefy", ale uderzają w podstawowe prawa pracownicze, a co za tym idzie w podstawie prawa człowieka jak choćby prawo do odpoczynku, jedzenia i godnego życia. Śmiech bierze, ale ten z gatunku śmiechu przez łzy, kiedy ktoś miał do czynienia z tak zwanym "samozatrudnieniem" w Polsce. Bardziej trafna będzie tu nazwa "samozaoranie".
Czytając "Urobionych" nie jestem w stanie zrozumieć co stało się z naszym społeczeństwem, że zaniknął u nas podstawowy instynkt samozachowawczy, a kiedy przychodzi do wyborów to bliżej jest nam do partii Korwina niż do "Razem" Zandberga. Czy naprawdę z logiką w naszym społeczeństwie jest tak krucho, że to właśnie w pomysłach opartych na liberalizmie szukamy rozwiązania naszych problemów? Zwłaszcza, że wśród wyborców popierających opcję liberalizmu rynkowego znajduje się sporą grupa, która właśnie przez ten liberalizm cierpi. Dlaczego Adrian Zandberg nie może przebić się że swoją propozycją i oscyluje wokół 1% w kraju, gdzie związki zawodowe nie spełniają swojej roli koncentrując się na polityce zamiast chronić prawa pracownicze? Pogubiliśmy się i zatraciliśmy nie tylko jeśli chodzi o pomysł na gospodarkę wolnorynkową i regulacje których zabrakło żeby zachować w tym wszystkim równowagę. Zatraciliśmy bowiem jednocześnie solidaryzm społeczny i uważność na drugiego człowieka, bo z solidaryzmem i poważnym pomysłem na wsparcie tych najsłabszym nie są pomysły w rodzaju "500+" czy "mama 4+". Takie działania tylko wzmacniają patologię na rynku pracy gdzie prekariusz nie ma nic do powiedzenia, a obrobić potrafią się tylko zorganizowane grupy zawodowe jak górnicy i może pielęgniarki.
Reportaże o pracy autorstwa Marka Szymaniaka są jak dla mnie wołaniem o wzrost świadomości społecznej. Są apelem o większą refleksję i odpowiedzialność społeczną. Trudno bowiem budować zdrowe państwo jeśli wszyscy będziemy wspierać patologię. Nie trzeba naprawdę być socjologiem czy ekonomistą żeby ogarnąć podstawowe mechanizmy gospodarki i źródła panującej nierówności na rynku pracy. Wystarczy tak naprawdę przeczytać kilka książek, można zacząć choćby od tej i wyzwolić się ze ślepego zaufania do populizmu serwowanego nam przez tych którzy partycypują w wyzysku tych najsłabszych pracowników w Polsce. W nas - prekariuszach - siła. I z nadzieją niechaj zakończę swoją opinię o świetnej książce "Urobieni".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz