Bardzo lubię sięgać po Żulczyka. Odkryłem go stosunkowo niedawno aczkolwiek przed wielkim boomem po ekranizacji "Ślepnąc od świateł" czy scenariuszu do "Belfra".
"Instytut" to jazda bez trzymanki już od samego początku. Autor nie cacka się z nami i już od pierwszej sceny daje do zrozumienia, że będzie mocno i konkretnie. Grupa znajomych budzi się po imprezie w apartamencie, który okazuje się być zamknięty od zewnątrz, a oni tym samym odcięci od świata. Atmosfera jest klaustrofobiczna, a powietrze od napięcie staje się z każdą kolejną linijką coraz to gęstsze i trudne do przełknięcia. Mamy poczucie obcowania ze znakomitym horrorem, a co najmniej thrillerem, ale szybko okazuje się, że Jakub Żulczyk trochę zmylił tropy. Książka okazuje się bowiem znakomitą literaturą obyczajową, a odizolowanie bohaterów od otaczającej rzeczywistości zaczyna nabierać symbolicznego znaczenia.
Jakub Żulczyk bawi się z czytelnikiem, wciąga go w specyficzną grę, a dzięki temu pozwala na subiektywną interpretację przedstawionej w "Instytucie" historii. Śmiem twierdzić, że taka właśnie była jego intencja, aby każdy czytelnik znalazł coś swojego w tej książce. Mnogość interpretacji, szeroki wachlarz obecnych tutaj emocji świadczą o tym, że mamy do czynienia z bardzo dobrą książką. Sam autor dopieszczał "Instytut" i finalnie udało mu się dopracować temat, ale to nie wyklucza faktu, że dla czytelników zostaje mniejsze pole manewru. Podobnie rzecz się ma z samym klimatem opowiadanej historii, który potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie.
Dla mnie "Instytut" jest opowieścią o złych wyborach, o przypadkowości i chichocie losu, który potrafi nas w momencie przytłoczyć i wywrócić do góry nogami nasze życie. Jest to również przypowieść o sile oczekiwać społecznych wobec jednostki, o systemie który nie znosi sprzeciwu i wymusza padnięcie na kolana i poddanie się nawet jeśli chodzi o najbardziej oryginalne i kreatywne jednostki. Jest wreszcie powieść Jakuba Żulczyka przestrogą przed popadnięciem w marazm, bezproduktywność i konformizm, a wszystkie one razem wzięte prowadzą do klaustrofobii i izolacji społecznej. Taka jest moja interpretacja, a jaka będzie wasza? Zachęcam do sprawdzenia jakie wrażenie na was wywrze "Instytut", bo raczej mało prawdopodobne że po prostu was obejdzie.
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam prozę Jakuba Żulczyka. Jak dotąd się jeszcze nie zawiodłem i już nie mogę się doczekać najnowszego "Czarnego słońca". To dopiero zapowiada się prawdziwa petarda. Tymczasem dajcie szansę również wcześniejszym jego książkom, a w tym między innymi właśnie "Instytutowi". Naprawdę warto!
Jakub Żulczyk bawi się z czytelnikiem, wciąga go w specyficzną grę, a dzięki temu pozwala na subiektywną interpretację przedstawionej w "Instytucie" historii. Śmiem twierdzić, że taka właśnie była jego intencja, aby każdy czytelnik znalazł coś swojego w tej książce. Mnogość interpretacji, szeroki wachlarz obecnych tutaj emocji świadczą o tym, że mamy do czynienia z bardzo dobrą książką. Sam autor dopieszczał "Instytut" i finalnie udało mu się dopracować temat, ale to nie wyklucza faktu, że dla czytelników zostaje mniejsze pole manewru. Podobnie rzecz się ma z samym klimatem opowiadanej historii, który potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie.
Dla mnie "Instytut" jest opowieścią o złych wyborach, o przypadkowości i chichocie losu, który potrafi nas w momencie przytłoczyć i wywrócić do góry nogami nasze życie. Jest to również przypowieść o sile oczekiwać społecznych wobec jednostki, o systemie który nie znosi sprzeciwu i wymusza padnięcie na kolana i poddanie się nawet jeśli chodzi o najbardziej oryginalne i kreatywne jednostki. Jest wreszcie powieść Jakuba Żulczyka przestrogą przed popadnięciem w marazm, bezproduktywność i konformizm, a wszystkie one razem wzięte prowadzą do klaustrofobii i izolacji społecznej. Taka jest moja interpretacja, a jaka będzie wasza? Zachęcam do sprawdzenia jakie wrażenie na was wywrze "Instytut", bo raczej mało prawdopodobne że po prostu was obejdzie.
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam prozę Jakuba Żulczyka. Jak dotąd się jeszcze nie zawiodłem i już nie mogę się doczekać najnowszego "Czarnego słońca". To dopiero zapowiada się prawdziwa petarda. Tymczasem dajcie szansę również wcześniejszym jego książkom, a w tym między innymi właśnie "Instytutowi". Naprawdę warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz