piątek, 20 grudnia 2019

Tron z czaszek Księga I i II - Peter V. Brett




Dobrze się wraca do cyklu demonicznego po długiej przerwie. Człowiek zdążył się przyzwyczaić do bohaterów i czuje się jakby znów spotykał starych znajomych. Akcja "Tronu z czaszek" rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie gdzie skończyliśmy lekturę "Wojny w blasku dnia". Jak można się było łatwo domyślić Peter V. Brett wybrnął z patowej sytuacji, którego głównego bohatera oszczędzić w bezpośrednim starciu, ale spolerować nie zamierzam. Dowiedzcie się sami :)


"Tron z czaszek" pomimo, że klimatycznie nie odstaje od swoich poprzedników, to jednak trzeba przyznać, że tempo akcji zdecydowanie tutaj siada, a autor zmienia cykl w coś w rodzaju "Gry o tron". Mało tutaj tak mocno obecnych wcześniej pojedynków, zwrotów akcji, walki z demonami, a zamiast tego rozpoczyna się poważna polityka. Poszczególni gracze rozpoczynają szachy, a dotychczasowi bohaterowie ( celowo nie piszę którzy żeby nie psuć wam zabawy kogo zostawił przy życiu autor) schodzą na dalszy plan jakby czekając na decydujące starcie, które jak już pewnie wszyscy wiecie rozegra się w "Otchłani". Nie ukrywam, że mi osobiście trochę mniej pasowało takie potraktowanie kolejnego tomu w ramach cyklu demonicznego, ale takie prawo Bretta żeby poeksperymentować, a biorąc pod  uwagę, iż przewidział kolejny tom to być może trzeba było nieco spowolnić rozwój wydarzeń. 

Starcie Krasjan i ludzi z Zielonych Krain zastępuję w "Tronie z czaszek" rozgrywkę pomiędzy ludźmi i demonami. Podczas gdy tam wszystko było czarno-białe, a to przecież cały urok fantastyki, tak w przypadku ludzi sprawa oczywiście musi być bardziej zagmatwana. Większość rzeczy dzieje się więc nie wprost, ale przy użyciu rozmaitych forteli i zabiegów z pogranicza honoru i uczciwej rywalizacji, a przecież należy pamiętać, że obie nacje mają wspólnego wroga - otchłań. Pomimo, iż przez większość czasu jest ciężko i nic nie wskazuje jakoby była szansa na to aby mieć nadzieję na porozumienie pomiędzy zwaśnionymi stronami tak na sam koniec pojawia się nadzieja na kompromis, ale...To ale pozostawię już w kwestii domysłów i być może uda mi się w ten sposób zachęcić niezdecydowanych.

Pomimo, iż "Tron z czaszek" może trochę męczyć szczególnie na początku z uwagi na wspomniane przeze mnie wcześniej kwestie tak zasługuje na zainteresowanie szczególnie zważywszy na to, że kobiece wątki wchodzą tu dość mocno na tapetę i są one nawet bardziej chyba intrygujące, niż rywalizacja sukcesyjna na dworach Krasjan i Zielonych Krain. Ponadto czeka was też co najmniej jedna niemiła niespodzianka, którą możecie mocno przeżyć, tak że mocno zachęcam do sięgnięcia po czwarty tom cyklu demonicznego, a ja już sobie ostrzę zęby na finałową "Otchłań".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz