"Bombel" to druga książka autorstwa nieżyjącego już Mirosława Nahacza, którego talent odkrył jeden z moich ulubionych autorów tj. Andrzej Stasiuk. Pozycja ta jest utworem specyficznym i pewnie nie każdemu przypadnie do gustu zarówno ze względu na formę jak i treść tutaj zawartą. Nie miałem wcześniej przyjemności obcowania z twórczością Mirosława Nahacza, z tym większą więc ciekawością przystąpiłem do lektury. Pisarz ten zakończył swe życie w wieku lat 23 odchodząc z tego świata śmiercią tragiczną - popełniając samobójstwo. Nie ma co ukrywać, że zawsze gdy twórca kończy swój żywot w takich okolicznościach, a do tego w młodym wieku to przyciąga to dodatkową uwagę. Ja do jego życiorysu sięgnąłem już po lekturze i może to i dobrze, bo moja opinia będzie tym samym dotyczyć odczuć z odbioru samej książki.
Narratorem "Bombla" jest wiejski pijaczek, który przesiaduje sobie na przystanku i opowiada do siebie. Może dlatego, że nikt nie ma większej ochoty go słuchać, bo ludzie zwykle - poza kilkoma jego kompanami - omijają go szerokim łukiem. Być może dlatego, że jego opowieść jest wartością sama w sobie i w związku z tym nie potrzebuje on słuchaczy. Może wreszcie dlatego mówi do siebie, iż tak naprawdę pomaga mu to zebrać wszystkie kotłujące się w jego głowie myśli na temat otaczającego świata, który z mniejszym lub większym trudem stara się zrozumieć. Snuta przez niego opowieść jest bardzo chaotyczna i rzadko udaje mu się trzymać jednego wątku - z czego zresztą doskonale zdaje sobie sprawę. Fakt ten wynika pewnie po części z wypitego alkoholu, bo nasz bohater nie stroni od napojów wyskokowych, a po części też ze względu na jego problemy zdrowotne natury psychicznej, bo na ich potwierdzenie posiada Bombel odpowiedni "papier". Na początku ten chaos i brak skupienia na jednym temacie może trochę irytować, potem wraz ze zdobywaniem przez tytułowego bohatera naszej sympatii, zaczyna bawić, a koniec końców udało mi się osobiście do jego nawijki przyzwyczaić. Bombel okazuje się takim domorosłym, wiejskim, niepozornym filozofem, który momentami mówi o rzeczach banalnych i doskonale nam wiadomym, a innym razem w tym całym słowotoku - niby mimochodem - wtrąca swe przemyślenia na temat ważnych kwestii życiowych.
Nahacz w "Bomblu" trochę bawi się z czytelnikiem i umiejętnie gra mu na nosie, a innym razem wzrusza i daje do myślenia. Niby zawarty tu został taki oklepany motyw prostego człowieka, który uderza w ludzką pychę i uczy pokory stosując najbardziej wartościową broń czyli życiową mądrość. Cała sztuka polega jednak na tym, by podać to danie w taki sposób żeby nie smakowało sztucznością i frazesem, a wręcz przeciwnie - by było autentyczne w smaku. Nahaczowi się ta sztuka udaje i jego Bombel przekonuje, bo nie trąci fałszem i nie jest ani trochę przeintelektualizowany. Pewnie wielu takich Bombli mijamy na swojej drodze i nie zauważamy, a czasem wypadałoby przystanąć i posłuchać, odrzucając na chwilę stereotypy i uprzedzenia. No ale nie trzeba w sumie. Pewnie się bez jego prawdy obejdziemy w życiu, ale na kolorach zdecydowanie takowe straci w sposób znaczny. Czasem bowiem potrzebny nam jest dystans do zbyt poważnego sposobu interpretowania rzeczywistości, a Nahacz nas tego dystansu uczy. Poza tym przypomina o prozaicznych aczkolwiek czasem gubionych przez nas prawdach, iż najlepiej czujemy się pośród tego co nam znane - każdy z nas wraca koniec końców na swoje miejsce po rozmaitych wojażach. Większość z nas woli szacunek i zachowanie godności ponad litość i zawoalowaną w niej pogardę. No i prawda nad prawdami - " ten tam na górze ma czasem dziwne pomysły na nas' - a przynajmniej często różnią się one od tych które mamy na siebie sami. Wystarczy może...
Narratorem "Bombla" jest wiejski pijaczek, który przesiaduje sobie na przystanku i opowiada do siebie. Może dlatego, że nikt nie ma większej ochoty go słuchać, bo ludzie zwykle - poza kilkoma jego kompanami - omijają go szerokim łukiem. Być może dlatego, że jego opowieść jest wartością sama w sobie i w związku z tym nie potrzebuje on słuchaczy. Może wreszcie dlatego mówi do siebie, iż tak naprawdę pomaga mu to zebrać wszystkie kotłujące się w jego głowie myśli na temat otaczającego świata, który z mniejszym lub większym trudem stara się zrozumieć. Snuta przez niego opowieść jest bardzo chaotyczna i rzadko udaje mu się trzymać jednego wątku - z czego zresztą doskonale zdaje sobie sprawę. Fakt ten wynika pewnie po części z wypitego alkoholu, bo nasz bohater nie stroni od napojów wyskokowych, a po części też ze względu na jego problemy zdrowotne natury psychicznej, bo na ich potwierdzenie posiada Bombel odpowiedni "papier". Na początku ten chaos i brak skupienia na jednym temacie może trochę irytować, potem wraz ze zdobywaniem przez tytułowego bohatera naszej sympatii, zaczyna bawić, a koniec końców udało mi się osobiście do jego nawijki przyzwyczaić. Bombel okazuje się takim domorosłym, wiejskim, niepozornym filozofem, który momentami mówi o rzeczach banalnych i doskonale nam wiadomym, a innym razem w tym całym słowotoku - niby mimochodem - wtrąca swe przemyślenia na temat ważnych kwestii życiowych.
Nahacz w "Bomblu" trochę bawi się z czytelnikiem i umiejętnie gra mu na nosie, a innym razem wzrusza i daje do myślenia. Niby zawarty tu został taki oklepany motyw prostego człowieka, który uderza w ludzką pychę i uczy pokory stosując najbardziej wartościową broń czyli życiową mądrość. Cała sztuka polega jednak na tym, by podać to danie w taki sposób żeby nie smakowało sztucznością i frazesem, a wręcz przeciwnie - by było autentyczne w smaku. Nahaczowi się ta sztuka udaje i jego Bombel przekonuje, bo nie trąci fałszem i nie jest ani trochę przeintelektualizowany. Pewnie wielu takich Bombli mijamy na swojej drodze i nie zauważamy, a czasem wypadałoby przystanąć i posłuchać, odrzucając na chwilę stereotypy i uprzedzenia. No ale nie trzeba w sumie. Pewnie się bez jego prawdy obejdziemy w życiu, ale na kolorach zdecydowanie takowe straci w sposób znaczny. Czasem bowiem potrzebny nam jest dystans do zbyt poważnego sposobu interpretowania rzeczywistości, a Nahacz nas tego dystansu uczy. Poza tym przypomina o prozaicznych aczkolwiek czasem gubionych przez nas prawdach, iż najlepiej czujemy się pośród tego co nam znane - każdy z nas wraca koniec końców na swoje miejsce po rozmaitych wojażach. Większość z nas woli szacunek i zachowanie godności ponad litość i zawoalowaną w niej pogardę. No i prawda nad prawdami - " ten tam na górze ma czasem dziwne pomysły na nas' - a przynajmniej często różnią się one od tych które mamy na siebie sami. Wystarczy może...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz