To moje pierwsze spotkanie z Karl Ove Knausgård , autorem znanej z kultowej w niektórych kręgach "Mojej walki". W związku z faktem, iż właśnie pojawiła się kolejna - piąta część tej serii, ja jako człowiek ciekawski postanowiłem w końcu sprawdzić jak też pisze Knausgård, a że jestem równocześnie przewrotny to zamiast tej słynnej serii wybrałem "Jesień". Nie ukrywam przy tym że trochę ten wybór był też manifestacją i sprzeciwem wobec nadchodzącej zimy, której co tu dużo mówić nie lubię i już :D
"Jesień" to książka bardzo intymna, której klimat bardzo zbliżony jest do pory roku zawartej w tytule, więc zakładając że autor faktycznie tworzył to dzieło w okresie jesiennym, to bardzo wyraźnie widać tu jak duża jest zależność wewnętrznych przeżyć człowieka od natury. Jest tu bowiem bardzo nostalgicznie, ciepło aczkolwiek nie gorąco i ma się wrażenie jakby wszystko wokół zapadało w jakiś rodzaj snu, letargu. Przenikamy się nawzajem ze światem przyrody. Wpływa na nas pogoda, stan powietrza którym oddychamy, natężenie promieni słonecznych, fauna, flora, pory roku. U Knausgårda widać jak na dłoni ten proces, a mimo, że wydaje się to być mocno oczywiste, to jak wytłumaczyć brutalne i bezceremonialne niszczenie świata przez człowieka, które wraz z rozwojem cywilizacji i świadomości przybiera na sile. Przyznam szczerze, że jakkolwiek jestem w stanie zrozumieć egoizm i szalone momentami zachłyśnięcie się światem materialnym, to wyniszczanie własnego środowiska życia gwarantującego przetrwanie gatunku za grosz nie pojmuje. Wracając do książki Knausgårda, ma się wrażenie że autor pod pretekstem przedstawienia swojemu nienarodzonemu dziecku świata w którym przyjdzie mu żyć po opuszczeniu bezpiecznej macicy, podejmuje się jednocześnie próby odnalezienia tego co niematerialne, nieokreślone w przedmiotach, tworach, bytach nas otaczających. Szuka on nieoczywistości w świecie oczywistym, dobrze nam znanym. Znanym do tego stopnia, że nie poświęcamy mu uagi i nie zastanawiamy się nad nim. Czy jest bowiem sens to robić? Autor "Jesieni" udowadnia moim zdaniem, że jest.
Od pierwszych stron fascynowały mnie poszczególne obrazy, tak przecież wydawało by się nieistotne, banalne, które Karl Ove Knausgård brał na tapetę. Z początku nie rozumiałem również sensu niezastanawiania się nad choćby jabłkami, zębami, workami foliowymi, ale z czasem zacząłem pojmować jaki jest jego zamysł i wtedy towarzyszyła mi wręcz fascynacja. Do czasu, bo w pewnym momencie coś jakby się urywa, przestaje działać, nie trybi już i wspomniana fascynacja wraz z zachwytem idą w zapomnienie, a zastępuje je monotonia, znudzenie, schemat. Dlaczego? Czy formuła się wyczerpuje? Czy autor traci pomysły ? Czy to wszystko było tylko jakimś wielkim szwindlem? Być może...Ja jednak myślę sobie, że to robota naszych mechanizmów w które wyposażył nas postęp i w rezultacie wyzbył nas obiektywnego postrzegania świata. Znów dajemy sie wbić w ramy, schematy dotychczasowego sposobu postrzegania świata, gdzie szkoda czasu na poznawanie rzeczy już "poznanych", gdzie nie ma czasu na refleksję i zastanowienie nad tym "po co ?", "dlaczego?", "czy aby napewno?". Bo jeśli już się zastanawiać to nie jak Knausgård nad wszami, gumą do żucia, czy wymiocinami tylko od razu nad sensem życia i konstrukcją świata. Ach ten człowiek i jego brak pokory...to właśnie pcha nas ku zagładzie i oddziela od świata w którym żyjemy.
Warto sięgnąć po książkę Karla Ove Knausgårda, a nawet myślę że trzeba w przypadku tych z nas którzy ulegli pędowi i szaleństwu o którym pisałem wyżej. Wtedy lektura może okazać się pomocna jako drogowskaz, który może wskazać drogę do opamiętania się. Nie jest to może arcydzieło literatury światowej, ale pełni ważną rolę w zachęcaniu do zmiany perspektywy patrzenia na to co człowieka otacza, a co gdzieś mu z oczy uciekło, kiedy to zagapił się na coś innego. Książka ta uczy nas pokory do świata, który został nam dany do życia w nim, a który często jest przez nas deptany, bezsensownie eksploatowany, a wręcz poniżany. Jeśli komuś podoba się taki sposób postrzegania rzeczywistości jak w przypadku to polecam również książki Patti Smith, a do "Pociągu Linii M" odnosiłem się niedawno na tym blogu. Jeszcze raz gorąca zachęcam żeby dać szansę "Jesieni" :)
"Jesień" to książka bardzo intymna, której klimat bardzo zbliżony jest do pory roku zawartej w tytule, więc zakładając że autor faktycznie tworzył to dzieło w okresie jesiennym, to bardzo wyraźnie widać tu jak duża jest zależność wewnętrznych przeżyć człowieka od natury. Jest tu bowiem bardzo nostalgicznie, ciepło aczkolwiek nie gorąco i ma się wrażenie jakby wszystko wokół zapadało w jakiś rodzaj snu, letargu. Przenikamy się nawzajem ze światem przyrody. Wpływa na nas pogoda, stan powietrza którym oddychamy, natężenie promieni słonecznych, fauna, flora, pory roku. U Knausgårda widać jak na dłoni ten proces, a mimo, że wydaje się to być mocno oczywiste, to jak wytłumaczyć brutalne i bezceremonialne niszczenie świata przez człowieka, które wraz z rozwojem cywilizacji i świadomości przybiera na sile. Przyznam szczerze, że jakkolwiek jestem w stanie zrozumieć egoizm i szalone momentami zachłyśnięcie się światem materialnym, to wyniszczanie własnego środowiska życia gwarantującego przetrwanie gatunku za grosz nie pojmuje. Wracając do książki Knausgårda, ma się wrażenie że autor pod pretekstem przedstawienia swojemu nienarodzonemu dziecku świata w którym przyjdzie mu żyć po opuszczeniu bezpiecznej macicy, podejmuje się jednocześnie próby odnalezienia tego co niematerialne, nieokreślone w przedmiotach, tworach, bytach nas otaczających. Szuka on nieoczywistości w świecie oczywistym, dobrze nam znanym. Znanym do tego stopnia, że nie poświęcamy mu uagi i nie zastanawiamy się nad nim. Czy jest bowiem sens to robić? Autor "Jesieni" udowadnia moim zdaniem, że jest.
Od pierwszych stron fascynowały mnie poszczególne obrazy, tak przecież wydawało by się nieistotne, banalne, które Karl Ove Knausgård brał na tapetę. Z początku nie rozumiałem również sensu niezastanawiania się nad choćby jabłkami, zębami, workami foliowymi, ale z czasem zacząłem pojmować jaki jest jego zamysł i wtedy towarzyszyła mi wręcz fascynacja. Do czasu, bo w pewnym momencie coś jakby się urywa, przestaje działać, nie trybi już i wspomniana fascynacja wraz z zachwytem idą w zapomnienie, a zastępuje je monotonia, znudzenie, schemat. Dlaczego? Czy formuła się wyczerpuje? Czy autor traci pomysły ? Czy to wszystko było tylko jakimś wielkim szwindlem? Być może...Ja jednak myślę sobie, że to robota naszych mechanizmów w które wyposażył nas postęp i w rezultacie wyzbył nas obiektywnego postrzegania świata. Znów dajemy sie wbić w ramy, schematy dotychczasowego sposobu postrzegania świata, gdzie szkoda czasu na poznawanie rzeczy już "poznanych", gdzie nie ma czasu na refleksję i zastanowienie nad tym "po co ?", "dlaczego?", "czy aby napewno?". Bo jeśli już się zastanawiać to nie jak Knausgård nad wszami, gumą do żucia, czy wymiocinami tylko od razu nad sensem życia i konstrukcją świata. Ach ten człowiek i jego brak pokory...to właśnie pcha nas ku zagładzie i oddziela od świata w którym żyjemy.
Warto sięgnąć po książkę Karla Ove Knausgårda, a nawet myślę że trzeba w przypadku tych z nas którzy ulegli pędowi i szaleństwu o którym pisałem wyżej. Wtedy lektura może okazać się pomocna jako drogowskaz, który może wskazać drogę do opamiętania się. Nie jest to może arcydzieło literatury światowej, ale pełni ważną rolę w zachęcaniu do zmiany perspektywy patrzenia na to co człowieka otacza, a co gdzieś mu z oczy uciekło, kiedy to zagapił się na coś innego. Książka ta uczy nas pokory do świata, który został nam dany do życia w nim, a który często jest przez nas deptany, bezsensownie eksploatowany, a wręcz poniżany. Jeśli komuś podoba się taki sposób postrzegania rzeczywistości jak w przypadku to polecam również książki Patti Smith, a do "Pociągu Linii M" odnosiłem się niedawno na tym blogu. Jeszcze raz gorąca zachęcam żeby dać szansę "Jesieni" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz