czwartek, 28 marca 2019

Pragnienie - Richard Flanagan






Po książkę Richarda Flanagana sięgnąłem w ramach wyzwania portalu lubimyczytac.pl. Szukając autora, którego imię zaczyna się na tą samą literę co moje przypomniałem sobie o Flanaganie, któremu już dawno miałem dać szansę i strasznie się cieszę że w końcu to zrobiłem.

Akcja "Pragnienia" toczy się w XIX-ym wieku. Śledzimy jednocześnie dwie historie. Z jednej strony towarzyszymy Charlesowi Dickensowi, który z całych sił broni się przed przytłaczającymi emocjami dotykającymi go po tragicznej śmierci córki. Na drugiej połowie globu  z kolei małżeństwo z wyższych sfer bierze pod swoją opiekę aborygeńską dziewczynkę Mathinnę. Tymże małżeństwem są znany badacz i odkrywca John Franklin i jego żona Jane. Postanawiają oni ucywilizować dziewczynkę w ramach swoistego i jak się okazuje okrutnego w skutkach eksperymentu. Co łączy te dwie, zdawałoby się różne sytuacje? Spoiwem jest tutaj mianowicie Lady Jane Franklin, która po zaginięciu męża podczas wyprawy na Arktykę, zleca Dickensowi obronę jego dobrego imienia w obliczu oskarżeń o kanibalizm i tchórzostwo.

Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku mamy do czynienia z sytuacją kiedy to ludzkie pragnienia zostają przeciwstawione rozumowi. Bohaterowie skrywają się za fasadą własnych przekonań, stereotypów i zasad przed czystym, dzikim nieokiełznanym pragnieniem. Im mocniej próbują stłumić swoje popędy tym bardziej są zmuszeni do ucieczki przed samym sobą, aby koniec końców tak czy inaczej sprzeniewierzyć się samym sobie. Dzikość i związana z nią naturalność i prawda o człowieku są nieustannie stawiane przez Flanagana w kontrze do cywilizacji, która obiera człowieka przede wszystkim chyba jednak z miłości. Kiedy bohaterowie wyrzekają się tej miłości wzrasta ich pogarda do innych ludzi. Paradoksalnie ciągle tej miłości pragną, żebrają wręcz o nią po to tylko aby zamknąć się przed nią kiedy tylko mają ją na wyciągnięcie ręki. Strach przed wszystkim co nie da się policzyć, skontrolować, zracjonalizować prowadzi w rezultacie do gwałtu i wynaturzenia.

Richard Flanagan pisze w sposób prosty. Nie posuwa się do niepotrzebnych fajerwerków, upiększeń. Ma jednocześnie dar, który sprawia iz w "Pragnieniu" możemy poczuć się jak jego bohaterowie. Tak jak Charles Dickens, John Franklin i Jane Franklin  zostaniemy wystawieni na pastwę emocji i pragnień, które są z początku jakby stłamszone, zamknięte i próbują się uwolnić, aby w samym finale...no ale tu już nie będę psuł nikomu przyjemności. Flanagan oddziaływuje na wyobraźnię czytelnika że sprawnością wirtuoza i już teraz wiem, iż nie jest to moja ostatnia przygoda z tym autorem. "Pragnienie" dalej we mnie siedzi i przyczynia się do dziwnego, paradoksalnie przyjemnego dyskomfortu jeszcze kilka dni po lekturze. Mam nadzieję, że udało mi się was zachęcić do lektury, bo naprawdę warto. 

niedziela, 24 marca 2019

Państwo, szkoła, klasy - Przemysław Sadura




Książka Przemysława Sadury nie jest pozycją łatwą w odbiorze, podobnie zresztą jak większość książek, które ukazują się pod znakiem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Tym bardziej chętnie sięgam co jakiś czas po tytuły z tego wydawnictwa dla poszerzenia horyzontów i tym bardziej mam złość na Ministerstwo Kultury za brak dotacji dla środowiska tak mocno opiniotwórczego ( choć nie wygodnego przez to dla władzy).

Przemysław Sadura wziął na warsztat polską szkołę i przewałkował ją na wiele sposobów,  przede wszystkim jednak z punktu widzenia klasowych nierówności w dostępie do nauki szkolnej. To jak system szkolnictwa jest traktowany przez ludzi, którzy są odpowiedzialni za jego kształt jest nie tylko kwestią bieżącą, ale ma znaczenie dla przyszłych pokoleń Polaków, którzy będą tworzyć społeczeństwo w naszym kraju. Z tego też względu istotne jest żeby wszelkie kroki podejmowane przez aktualnie rządzących miały wydźwięk naukowy, a nie ideologiczny. Przemysław Sadura pochylając się nad tym jak podchodzono i podchodzi się do reform szkolnictwa w naszym kraju prezentuje wnioski, które niestety nie napawają optymizmem. Reformy idą w sprzeczności z aktualnymi doświadczeniami w tej sferze na świecie, nie są konsultowane społecznie, opierają się na wykluczających się celach, a co najsmutniejsze mają wymiar stricte ideologiczny.

Kiedy czyta się o praktycznym efekcie outsourcingu jeśli chodzi o placówki oświatowe, gdy obserwujemy skalę przekłamań i nadużyć przy likwidacji gimnazjów, czy wycofaniu się z reformy "sześciolatków" to trudno się nie złościć na brak kompetencji i jednolitej wizji osób odpowiedzialnych za edukację w Polsce. Kolejne rządy po okresie transformacji, a nawet jeszcze włodarze w okresie PRL-u podejmowały próby wyrównania szans w dostępie do edukacji i dostosowania jej do aktualnych potrzeb społecznych. W rezultacie doprowadzało to często do jeszcze większego rozwarstwienia jeśli chodzi o szanse edukacyjne. Przemysław Sadura poruszając tą kwestię otworzył mi jednocześnie oczy na to jak różnice klasowe w naszym społeczeństwie już na samym początku wypaczają mit o demokratycznej równości. Nie będę zagłębiał się w szczegóły gdyż książka ta zasługuje na uwagę i mam nadzieję, że udało mi się zainteresować nawet tych, którzy nie zajmują się bliżej tematem. Prawda jest taka, że temat polskiej szkoły poruszany jest na gruncie ogólnospołecznym głównie przy tabloidowych i populistycznych rozgrywkach, a szkoda. Czym bardziej wzrasta nasza świadomość tego w jaki sposób oddziaływują na nas instytucje, tym większy wpływ będziemy chcieli mieć na ich kształt.

Reformy dotyczące polskiej szkoły pod dyktando pisowskiej ideologii to tak naprawdę temat, który zasługuje na osobną książkę i z chęcią bym widział Przemysława Sadurę wśród niezależnych ekspertów, którzy stworzą projekt reformy służącej odgruzowaniu polskiej szkoły po tym co zostawi po sobie obecnie rządząca ekipa. Wystarczy dowiedzieć się co leży u źródeł likwidacji gimnazjów i ponownego centralizowania pod kątem decyzyjności w oświacie aby drzeć o praktyczny wymiar tej "dobrej zmiany" w edukacji. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o nacisk na wychowawczy model szkoły, gdzie etos nacjonalizmu jest aż nazbyt widoczny. Nie mówię tutaj już o przeładowanych programach, czy też ograniczaniu wolnego myślenia. W miejsce różnorodności, ciekawości świata, tolerancji nasze dzieci mają wzrastać w przekonaniu, iż powinny być posłuszne, podporządkowane, a co najważniejsze wyznawać hermetyczny światopogląd, gdzie wszechogarniający lęk pozwala oddać swoją wolę w ręce obozu władzy i pozwolić mu się kierować.

Świetną książkę napisał Przemysław Sadura i smutne jest to, że przeczyta ją niewielu. Wielka szkoda dla świadomości polskich obywateli, którzy już teraz w ogromnej większości wybierają propagandę nad krytyczność w odbiorze świata. Sam nie sięgnął bym po tą książkę gdyby nie przeczytana przeze mnie rozmowa z autorem w magazynie "Pismo", które to magazyn zresztą tak samo jak "Krytyka Polityczna" nie może liczyć na ministerialną dotację. 

czwartek, 14 marca 2019

Powrót. Ojcowie, synowie i kraj pomiędzy nimi - Hisham Matar




Hisham Matar został za swoją książkę uhonorowany nagrodą Pulitzera i już sam ten fakt jest tu wystarczającą rekomendacją. "Powrót" to rozliczenie z kolejnym ze światowych upadłych reżimów, tym bardziej wartościowy iż został dokonany przez pryzmat osobistych doświadczeń.

Matar był zmuszony do ucieczki z Libii z uwagi na działalność opozycyjną swojego ojca i obawę przed zemstą szaleńca jakim był libijski przywódca Kaddafi. Kiedy opuszczał swoją ojczyznę miał zaledwie kilka lat. Zapewne po latach stracił nadzieję i chęć powrotu. Okazja taka nadarza się po upadku Kaddafiego wskutek rewolucji. Hisham Matar wraca do kraju ojczystego aby zbadać okoliczności zaginięcia jego ojca, który został uprowadzony przez libijskie służby w 1990 roku i trafił do okrytego złą sprawą więzienia Abu Salim w Trypoolisie. Dżaballah Matar został zdradzony przez kraj, który udzielił mu schronienia i to właśnie egipskie służby specjalne we współpracy z ludźmi działającymi na zlecenie Kaddafiego porwały ojca Hishama. Od tego czasu słuch o nim zaginął.

Autor w swej książce opisuje okoliczności powrotu do Libii po trzydziestu latach i prowadząc swoją krucjatę o prawdę na temat losów swojego ojca po haniebnym jego uprowadzeniu przygląda się przy tej okazji zmianom jakie zaszły na rodzimej ziemi przez ponad ćwierć wieku. Kiedy wraz z nim poznajemy historię Libii możemy odnieść wrażenie, iż jest to jeden z tych krajów zapomnianych przez Boga, gdzie na porządku dziennym są boję o niepodległość na przemian z bratobójczymi walkami na tle ideologicznym. Jest to jeden z tych krajów, który nie umie zaznać spokoju. Jest to wreszcie kraj z piękną historią, którą nakreśla nam w swej opowieści autor. Przyznam szczerze, iż ten historyczny aspekt był dla mnie równie ważny jak opis osobistej tragedii Hishama Matara z uwagi na fakt, iż choć słowo Libia przewija się często jeśli słyszymy o wydarzeniach na świecie, a jakoś tak nigdy wcześniej nie było mi dane poznać szerszy kontekst tego co działo się w tym kraju choćby na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat od odzyskania niepodległości.

Aspekt relacji ojca z synem, jak zresztą wskazuje na to sam tytuł jest w książce Matara główną osią snutej opowieści. Jak to jest kiedy wyrwane zostaną korzenie? Kiedy jedyne co pozostaje to pamięć, a w pewnym momencie wszystko nagle się urywa i nie ma najważniejszego chyba dla dorastającego mężczyzny punktu odniesienia. Co stało się z tym ojcem? Czy można go pożegnać, przeżyć żałobę, czy może nadal żyć nadzieją ? Co w takim wypadku z własnym życiem? Jak można się na nim skupić i w pełni zaangażować osobiście, zawodowo itd.? Jak można pogodzić dumę i uznanie z tego jak walczył dla swoich poglądów, ideałów ojciec z żalem do niego, że nie wybrał syna tylko poświęcił go na ołtarzu ojczyzny? Pojawiają się też pytania o własną autonomię, o synowskie dziedzictwo czy też o zwykłą bliskość, która została bezpowrotnie odebrana na rzecz nieustannego napięcia i strachu. Hisham Matar próbuje sobie to wszystko poukładać, a przy tej okazji każdy z nas będzie miał okazję poddać pod analizę własne relacje na linii ojciec-syn. Tak to przynajmniej wyglądało u mnie i muszę przyznać, że odczuwałem podczas lektury coś w rodzaju autoterapii. Ciekaw jestem czy choć podobne refleksje przy tej książce będą mieli inni.

Mocno polecam "Powrót", gdyż jest to jedna z najbardziej wielowymiarowych pozycji z jaką miałem do czynienia w ostatnim czasie. Czyta się to z udziałem trudnych, nieprzyjemnych emocji, ale na końcu jest coś na kształt swoistego katharsis

poniedziałek, 4 marca 2019

Homo deus Krótka historia jutra - Yuval Noah Harari




Można mieć różne zdanie o Hararim, ale jednego nie można mu odmówić - potrafi opowiadać. Fachowa wiedza historyczna zostaje przez niego przedstawiona w przystępny i intrygujący sposób. Jest to moja pierwsza styczność z tym autorem i przyznam, że trudno mi się było oderwać od tej książki. Chyba jeszcze nikt dotąd tak nie sprowokował mnie do tyłu przemyśleń na gruncie filozofii, religii i socjologii jak ten nieznany mi dotąd autor o którym tak głośno w ostatnim czasie. Słusznie jak się okazuje! 

"Homo deus" jak sam tytuł wskazuje to dywagacje o człowieku przyszłości. Według autora czeka nas jako ludzkość dużo wyzwań, a żeby im sprostać musimy pozwolić sobie na zmianę myślenia jeżeli chodzi o podejście do siebie i otaczającego świata. Humanizm i idące za nim poczucie wyjątkowości i niepowtarzalności jednostki ludzkiej wedle Harariego się nie sprawdzi jeżeli weźmiemy pod uwagę rozwój technologii. Zbliżamy się do rzeczywistości kiedy sztuczna inteligencja stanie się czymś powszechnym i ściągnie człowieka z piedestału. Jakże inna jest to perspektywa od takiego Erica-Emmanuela Schmitta, którego czytałem tuż przed tą lekturą. Podczas gdy "Kiedy byłem dziełem sztuki" to hołd oddany humanistycznej wizji człowieka, to dla odmiany w "Homo deus" zostajemy jako ludzie sprowadzeni do roli algorytmów, które być może nie posiadają wcale duszy w dotychczasowym jej rozumieniu. Trudno z początku zaakceptować fakt, iż zbytnio nie różnimy się od inteligentnej maszyny, ale kiedy pozwolimy sobie na otworzenie umysłu na to co wykłada w swojej książce Harari to rzeczywiście brzmi to logicznie i oddaje po części już to co dzieje się w teraźniejszości. Gdzie możemy się znaleźć za kilkadziesiąt lat? Nasza wyobraźnia zdaje się nie być ograniczona, a patrząc na to ile zmieniło się w porównaniu z tym co było kilkadziesiąt lat temu to...

Według tego co wykłada Yuval Noah Harari człowiek dąży do ciągłego rozwoju i doszedł do takiego momentu, gdzie tradycyjne religie przestają spełniać swoją rolę, a nową religią stał się dataizm. Czym jest ów dataizm? Otóż nie będę zabierał wam frajdy i zachęcam do lektury. W drodze do doskonałości jako ludzie dochodzimy do punktu kiedy to musimy pozostawić gdzieś na boku przekonanie o swojej wyjątkowości i zaakceptować fakt, że program komputerowy lepiej sprawdzi się jeżeli chodzi o dokonanie za nas wyboru, który będzie nam służył lepiej jeśli chodzi o naszą przyszłość. To co piszę w tym momencie może brzmieć dla niektórych nawet przerażająco, ale po lekturze tej książki można naprawdę zmienić perspektywę. Wystarczy też pozbyć się podsycanych przez literaturę i filmy lęków na temat potencjalnych zagrożeń że strony sztucznej inteligencji. Tak naprawdę zresztą już teraz oddajemy naszą wolność algorytmom. Pozwalamy się pozycjonować, dostarczamy nieskończoną ilość informacji pozostawiając zwykłe "like" w mediach społecznościowych czy też wypełniając rozliczne ankiety w zamian za bonusy. Kiedy już pozwolimy sobie na taki sposób myślenia, to bardziej realne wyda nam się to, iż być może już w niedalekiej przeszłości nasz zawód może zostać zastąpiony przez program komputerowy. Mało tego, ten program wywiąże się lepiej z pracy w zawodzie takiego lekarza, kierowcy i tak dalej. Wolny wybór i wolna wola w dotychczasowym kształcie zostanie wtedy zastąpiona przez program, który zdecyduje za nas jak dostaniemy się do pracy czy też na kogo zagłosujemy w wyborach.

Yuval Noah Harari w swojej książce pokazuje człowieka, który w drodze do doskonałości zbliżył się już bardzo mocno do momentu kiedy zrówna się ze swymi bogami i sam osiągnie stan boskości. Granice będące dotąd niemożliwe do sforsowania jak choćby nieśmiertelność nigdy nie były tak bardzo w zasięgu naszych możliwości. Pokonanie chorób, ograniczeń umysłu czy też pokonanie innych dotychczas nieosiągalnych barier wydaje się być kwestią czasu, a potem pozostaje tylko odpowiedź na pytanie czy swoje nieskończone możliwości wykorzystamy do tego by podnieść naszą jakość życia na wyższy poziom i współpracować z innymi gatunkami na naszej planecie i nie tylko w imię wspólnego dobra, czy też kierowani przekonaniem o własnej wyższości doprowadzimy do samozagłady. Mocno polecam tę książkę! Dla mnie zasłużone 10/10.