piątek, 28 czerwca 2019

1945. Wojna i pokój - Magdalena Grzebałkowska




Wojna to zło. Powinno się tę prawdę cytować bez końca, a książka Magdaleny Grzebałkowskiej jako kolejna ją potwierdza. Czy poza utwierdzeniem się w tym przekonaniu odkryłem tutaj coś więcej? Nie bardzo.

Nie lubię pisać o książkach, że są złe bo naprawdę niewiele przeczytałem takich przy których kompletnie straciłem czas. W przypadku "1945. Wojna i pokój" też trudno mi mówić o marnowaniu czasu, ale naprawdę wiele więcej sobie obiecywałem po autorce słynnych "Beksińskich. Portret podwójny". Podczas gdy tam autorce udało się odtworzyć napięcie i klimat towarzyszący skomplikowanym relacjom w rodzinie Beksińskich, tak tutaj nie potrafiłem się w ogóle wczuć w to co działo się w roku 1945. Historie tutaj przedstawione są jakby przypadkowe, a będąc kilka dni po lekturze trudno mi sobie przypomnieć choćby jednej z nich, aby odtworzyć od początku do końca. Dlaczego? Być może dlatego, iż oprócz tego iż wybrzmiewa tutaj ogólny bezsens wojny i możemy poznać postawy skrajnie różne w obliczu zagrożenia, to trudno jakoś utożsamić się z bohaterami "1945. Wojna i pokój"

Magdalena Grzebałkowska skacze z jednej historii do drugiej. Wrzuca nas w przeżycia swych bohaterów jakby bez pardonu, bez wstępu, wprowadzenia i tak samo każe nam ich znienacka porzucić. Nasuwają się też pytania co decydowało o tym, że akurat te historie i tacy bohaterowie zostali wybrani do książki. Wychodzi z tego jakiś dziwny miszmasz, który mnie osobiście nie przekonuje. Jednym słowem jestem rozczarowany tą książką Magdaleny Grzebałkowskiej w równym stopniu jak byłem zachwycony jej studium odnośnie rodziny Beksińskich. Szkoda, bo temat naprawdę jest ciekawy i można go było potraktować z większą uważności, a tak pozostał niedosyt. Ma się bowiem wrażenie, że sprowadzenie tych traumatycznych wydarzeń do suchych faktów to jakoś tak za mało by oddać grozę tamtych dni. Dni w których rachunki były wyrównywane w imię zasady "oko za oko, ząb za ząb", a szaber był akceptowany jako sposób na szybkie wzbogacenie się i wielu nie widziało w tym nic złego. Dni kiedy ludzie musieli w pośpiechu opuszczać własne domy, a inni zajmowali je gwałtem i bez pardonu. Wreszcie dni, kiedy to pokój wcale nie przyniósł spokoju, ale nowe niepokoje, konflikty i postawy budzące co najmniej niesmak.

Podsumowując, nie polecam tej książki Magdaleny Grzebałkowskiej, a kto chce podziwiać jej kunszt reporterski ten niechaj lepiej sięgnie po wspominanych tutaj już "Beksińskich". Mimo, że ta książka w jakiś sposób dotyka istotnego tematu z historii naszego kraju, to jednak pozostawia co najmniej niedosyt i szybko daje o sobie zapomnieć, a to nie stanowi dla niej najlepszej reklamy. 

środa, 26 czerwca 2019

Calamity - Brandon Sanderson




No i przyszła pora żeby się pożegnać... niestety... ale... za to z wielką pompą i na pełnym wypasie! Jeśli doszliście do tej części to tak jak ja już wiecie, iż było warto.

"Calamity" wieńczy trylogię "Mścicieli" i jeśli ktokolwiek obawiał się o to w jaki sposób Brandon Sanderson poradzi sobie z domknięciem wszystkich wątków, ten obawiał się niepotrzebnie. Pomimo, iż u autorów jego pokroju można zauważyć tendencję do rozwlekania i przeciągania wątków w nieskończoność, tak tutaj wszystko zostało przeprowadzone sprawnie. Davida czeka bardzo trudne zadanie i co najsmutniejsze nie może liczyć na pomoc "Profesora" gdyż tamten przeszedł na ciemną stronę mocy. Na całe szczęście może liczyć na Megan i resztę ekipy, którzy ufają mu i zdają się na jego intuicję w walce z Epicami. Poza tym David ma łeb nie od parady i jest coraz bliższy rozwiązania zagadki słabych stron superbohaterów. Jeśli tego dokona wtedy nie tylko siły się wyrównają, ale może w ogóle nie trzeba będzie walczyć.

W ostatnim tomie Sanderson wraca do genezy pojawienia się Epiców, czyli do chwili kiedy na niebie rozbłysła Calamity. Czymże jest owa Calamity i jak wpływa na moce pozostałych Epiców? Skąd się właściwie wzięła i po co ich stworzyła? Czy uda się jeszcze ocalić "Profesora", czy też na zawsze został stracony i nie uda się go wyrwać ze szponów ciemnej mocy? Jedno jest pewne. Na te pytania znajdziecie w końcu odpowiedź w tej części i nie powinniście zostać z uczuciem niedosytu. Ponadto zabawa będzie urozmaicona faktem, iż Sanderson wprowadza na całego światy równoległe. Nie poprzestał na stworzeniu kolejnego miasta, które pobudza wyobraźnię i tak naprawdę jest już doskonale rozpisane pod przyszłą ekranizację na którą mam ogromną nadzieję. Tym razem będą się bowiem przenikać rzeczywistości równolegle, a w nich rolę ulegają zmianie, a nawet się odwracają. Pozostaje mi w tym momencie ugryźć się w język, aby nie powiedzieć za dużo, a uwierzcie mi że kusi ogromnie by pospojlerować. Choćby na temat ojca Davida i jego roli w całej historii... no ale basta! Sprawdźcie sami. 

Ogromna szkoda, że seria "Mściciele" dobiegła końca gdyż zdążyłem się zżyć z Davidem, Megan i resztą ekipy. Jeszcze raz podkreślę iż jak dla mnie jest to jedna z najlepszych jeśli nie najlepsza młodzieżówka jaką czytałem. Mocno polecam i z pewnością poczytam ją swojemu dziecku gdyż jest to atrakcyjne i nowoczesne wydanie odwiecznej historii o walce dobra ze złem, a tym właśnie należy karmić umysły i wyobraźnię młodych ludzi. 

niedziela, 16 czerwca 2019

Pożar - Brandon Sanderson




Kolejna część trylogii "Mściciele". Jest nadal dobrze, a nawet bardzo dobrze. Pomimo tego, że nic tego nie zapowiadało Epicy okazali się mieć słabe punkty. Nawet jeden z najpotężniejszych z nich czyli Stalowe serce miał takowy, a David Charleston go odkrył i wykorzystał do tego by  go pokonać.

Już na samym początku drugiej części przygód Mścicieli okazuje się, iż początkowy sukces nie potrwa długo, a sympatyczna grupa będzie musiała wnet stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Pojawia się kolejny Epik, który z tylko jemu ( a właściwie) jej znanych powodów próbuje wciągnąć w dziwną grę Profesora. Mimo początkowej dezorientacji David szybko zaczyna się orientować w planach tajemniczej Regalii, chociaż nawet i jego zaskoczą jej intencje i rola przygotowana dla Profesora. Na domiar złego właśnie pomiędzy Davidem, a profesorem zaczyna coraz to bardziej iskrzyć, a to przez ( no jakże by inaczej) kobietę. Megan, czyli Pożar pomaga Davidowi co staje się przyczyną nieporozumień i kontrowersji w grupie.

Czy jest możliwe, aby Epicy zapanowali nad swymi mocami? Czy drzemiące w nich instynkty muszą nimi rządzić, czy też istnieje dla nich nadzieja? Profesor jest przerażony swymi mocami, a jego lęk może okazać się też kluczem do rozgrywki pomiędzy Epikami, a tą częścią ludzkości która pragnie się im przeciwstawić. David z kolei uważa, iż ciemną stronę mocy można ujarzmić. Czy rzeczywiście ma on rację, czy może jednak kierują nim osobiste pobudki i chęć udowodnienia, że Megan/Pożarowi można zaufać? Jak widać pytań jest chyba jeszcze więcej niż w pierwszej części i dlatego książka wciąga bez reszty.

"Pożar" podobnie jak "Stalowe serce" od początku chwyta za gardło i nie puszcza do samego końca. Akcji i poczucia humoru jest tutaj równie dużo, a fabuła nie traci na wartości. Czytelnik nie będzie w związku z tym zawiedziony i z pewnością tak jak ja od razu sięgnie po "Calamity", czyli finał trylogii "Mścicieli". 

środa, 12 czerwca 2019

Stalowe serce - Brandon Sanderson




Moje kolejne spotkanie z Brandonem Sandersonem. Tym razem trochę inaczej niż w cyklu "Z mgły zrodzony", ale wciąż rewelacyjnie, wciągająco i intrygująco. W serii "Mściciele" światem rządzą antybohaterowie, a przeciwstawić im się próbuje tylko garstka nielicznych.

Moje wcześniejsze spotkania z Sandersonem wiązały się z podziwem co do umiejętności tworzenia światów skomplikowanych, spójnych, rozbudowanych do tego stopnia, że po prostu "czapki z głów!". Uczta do wyobraźni jednym słowem. Z drugiej jednak strony to co jest największym atutem Sandersona staje się czasem argumentem, który decyduje że rezygnuję z jego książek, bo albo sagi kończą się w nieskończoność, albo te tomy są tak opasłe że zwyczajnie nie mam na nie czasu.  "Archiwum burzowego światła" będzie musiało poczekać na lepszy czas, a do biegania wybrałem "Mścicieli" i nie żałuję. To jedna z najlepszych przygodówek jakie przyszło mi czytać!

Kiedy na świecie pojawiają się bohaterowie obdarzeni niezwykłymi mocami to sugerując się komiksami z pod znaku Marvel możemy mieć skojarzenia, że ludzie na tym skorzystają, a superbohaterowie będą służyć ludziom i dbać o ich porządek i bezpieczeństwo. Okazuje się, że Epicy którzy pojawiają się na świecie zaraz po tym jak na niebie zaświeciła tajemnicza Calamity, wcale nie mają takiego zamiaru. Stają się oni przekleństwem, a nie wybawieniem i tylko garstka nielicznych postanawia stawić opór ciemiężycielom. Właśnie do nich zamierza się przyłączyć David Charleston, który chce pomścić ojca i wyeliminować jednego z najpotężniejszych Epików czyli tytułowe Stalowe serce. Tak zaczyna się historia pełna zwrotów akcji, napięcia ale też świetnego poczucia humoru.

"Stalowe serce" to książka po którą mogą sięgnąć zarówno ludzie młodzi, jak również starsi którzy są młodsi duchem. Jeśli miałbym zakwalifikować tę książkę do jakiejś konkretnej kategorii to raczej byłaby to literatura młodzieżowa niż sci-fi. Warto jednak zaznaczyć, że jest ona bardzo dobrze napisana, a Sanderson jak już zdążył nas przyzwyczaić zadbał o wszelkie szczegóły i poraz kolejny stworzył uniwersum które wciąga na tyle iż mamy ochotę czym prędzej sięgnąć po kolejny tom i poznać dalsze losy Davida i pozostałych Mścicieli. Czy Epicy mają jakieś słabe strony? Skąd się wzięła Calamity i moc przekazana superbohaterom? Kto wyjdzie zwycięsko z tej potyczki? Jesteście ciekawi? Sięgnijcie po "Stalowe serce", a na pewno nie poprzestaniecie na pierwszej części. 

niedziela, 2 czerwca 2019

Sztuka chodzenia - Henry David Thoreau



"Sztuka chodzenia" to manifest głoszący potrzebę powrotu człowieka na łono natury, do dzikości i autentyczności. Henry David Thoreau postuluje abyśmy porzucili okowy systemu i odkryli swoje prawdziwe jestestwo i przeznaczenie.

Esej stworzony przez Thoreau na finiszu jego życia czyta się szybko, nie powala ona swoją objętością, aczkolwiek powoduje zadumę i w rezultacie czytelnik jest z nią dużo dłużej niż zamierzał. Można zatęsknić za najprostszymi rzeczami, które jeszcze w czasach kiedy powstawała "Sztuka chodzenia" i tak były bardziej dostępne niż obecnie. Autor słusznie wróżył, iż niedługo spacerowanie i doświadczanie autentycznej przyrody będzie czymś niemal niemożliwym do zrealizowania. Dzisiaj już praktycznie każdy skrawek ziemi ma swojego właściciela, jest zamierzony, ogrodzony, często niedostępny dla ogółu. Przyroda wymiera na naszych oczach, a pęd życia, zawłaszczające systemy polityczne i ekonomiczne oraz konsumpcjonizm sprawiły, że pójście na zwykłą wędrówkę to luksus na który mogą sobie pozwolić tak naprawdę nieliczni.

"Sztuka chodzenia" to też swoista alegoria relacji człowieka i państwa. Indywidualizm i dzika natura człowieka są przez państwo nieustannie gwałcone, a tworzone coraz to nowe normy i reguły sprawiają, że człowiek zatraca swoją istotę na rzecz sztucznych praw i nakładanych na niego w ramach rozmaitych ról obowiązków. Postulat powrotu do kontaktu  człowieka z naturą, do jej doświadczania w najczystszej postaci wydaje się być utopijny w sytuacji kiedy tak naprawdę pozostajemy ślepi na wszystko co nas otacza i zwyczajnie pozwoliliśmy się okraść z czasu by doświadczać, żyć autentycznie. Nie zmienia to faktu, iż właśnie teraz idee głoszone przez Thoreau powinny wybrzmieć jak najmocniej gdyż zmierzamy ku samozagładzie.

Może warto by tak zacząć od rzeczy najprostszych jak autorefleksja nad tym po co to wszystko, dokąd zmierzamy i po co wykonujemy codzienne czynności? Gdzie zaś dokonać tego wszystkiego jak nie na łonie natury, z dala od tych wszystkich przeszkadzaczy, zakłócaczy całego cywilizacyjnego bełkotu. Brzmi zbytnio romantycznie, nieżyciowo i niedzisiejszo? Tak właśnie ma brzmieć i warto by zasiało ziarno zmiany.