niedziela, 28 lutego 2016

Prawda o dziewczynie - T.R.Richmond






















Różnie to bywa z kupowaniem kota w worku, ale ogólnie mój bilans z tej akcji organizowanej przez Woblink jest dodatni. Za udany zakup uznaję też "Prawdę o dziewczynie" autorstwa T.R. Richmond. Tak na marginesie dodam, że bardzo podoba mi się jak książka jest przedpremierowa, bo wypuszczono ją w formie e-booka ok. tydzień przed premierą papierową. Fajna inicjatywa, dlatego też z tym większym entuzjazmem rozpocząłem lekturę. "Prawda o dziewczynie" promowana jest przez wydawnictwo jako elektryzujący thriller, który trafi w gusta fanów "Dziewczyny z pociągu" i "Zaginionej dziewczyny". Czasem zastanawiam się czy takie porównania na wyrost bardziej pomagają czy przeszkadzają w odbiorze książki. Patrząc na pierwsze opinie na temat powieści T.R. Richmond raczej chyba to drugie. Moim zdaniem jeśli nie nakręcimy sobie zbytnio oczekiwań i przeczytamy książkę bez porównań, ale potraktujemy ją indywidualnie to jest to kawał naprawdę dobrego thrillera.



Charakterystyczną cechą thrillerów psychologicznych jest to, iż nie maja one zwykle jakoś specjalnie szybkiego tempa, a napięcie budowane jest w sposób często przypominający chodzenie po dnie basenu. Poszczególne kawałki układanki pojawiają się w tempie pozwalającym na jednoczesną dbałość autora w budowaniu postaci, gdyż spójność ich osobowości jest tu niezbędna dla ukazania kierujących nimi motywów. Dziwi mnie więc zarzucanie tej książce słabego tempa i tego, że jest momentami nużąca. Śmiem twierdzić, iż takie właśnie były zamierzenia autora. Richmond zaczyna od mocnego uderzenia, a potem mamy do czynienia głównie z retrospekcją, a klimat przypominał mi seriale w rodzaju "Broadchurch", czy "The Killing", co jak dla mnie jest dużym plusem tej książki.



Bardzo ciekawie jest skonstruowana sama książka, gdyż jest to tzw. "książka w książce". Prawda o Alice jest nam ukazywana przez pewnego profesora, który jako kontrowersyjny, zwichrowany antropolog pisze opracowanie o głównej bohaterce w formie książki - pracy badawczej. Jest to postać jakby przewodnia, obok oczywiście tytułowej "dziewczyny'. Profesor wzbudzał u mnie nieprzyjemne emocje począwszy od litości, poprze odrazę , a na końcu wręcz irytację. Nie bez znaczenia w tym względzie jest fakt, iż zdaje się on odgrywać jedną z głównych ról jeżeli chodzi o osoby podejrzane o udział w śmierci Alice, obok miedzy innymi jej przyjaciółki i chłopaka. Jakie motywy tak naprawdę kierują profesorem oraz innymi osobami, które dość mocno udzielają się medialnie po śmierci dziewczyny ? Czy została ona zamordowana, czy też popełniła samobójstwo? Jak wyglądało jej życie, kim była i co wydarzyło się w ostatnich godzinach przed śmiercią? Na te pytania stara się odpowiedzieć wspomniany antropolog, którego łączą dwuznaczne relacje z ofiarą.



Podsumowując, "Prawda o dziewczynie" jest książką która zasługuje na uwagę i czego by nie mówić to autor wykonał bardzo dobrą robotę w skonstruowaniu łamigłówki złożonej z listów, smsów, tweetów, postów na forach internetowych itd. Taka jest bowiem forma tej powieści, co dodatkowo zwraca uwagę na sposób przepływu i zniekształcania informacji, którą często czeka los wiadomości z zabawy w głuchy telefon. Jest ona traktowana przez rozmaite media często cząstkowo, niedbale i nikt nie zastanawia się nad tym jaki będzie efekt takiego a nie innego jej brzmienia dla ludzi, których dotyczy. W rezultacie taki stan rzeczy i sposób jego przedstawienia przez T.R. Richmonda powoduje, że temat ten jest niemal tak frapujący jak sama śmierć Alice i jej przyczyny. Ma się trochę wrażenie, że każdy z zainteresowanych najmniej interesuje się wyjaśnieniem przyczyn tragedii, ale bardziej próbuje na całej sytuacji ugrać jak najwięcej dla siebie i własnych korzyści. Polecam fanom ciężkich, klimatycznych thrillerów psychologicznych.


czwartek, 25 lutego 2016

Jeden Dzień - David Nicholls









Kto to jest ten David Nicholls ? Kim jest ten pisarz, który tak mocno chwycił mnie za serce i wzbudził u mnie tyle emocji, a jednocześnie miałem poczucie, że historia którą mi zaprezentował toczyła się spokojnie i jakoś tak raczej niepostrzeżenie zdobywała moją duszę. Niewiele udało mi się znaleźć w sieci na jego temat , poza tym że jest on z wykształcenia aktorem, autorem scenariuszy, ale jak pokazuje ta książka, David Nicholls jest przede wszystkim utalentowanym i godnym polecenia powieściopisarzem.



"Ale żeby tak na kogoś patrzeć, po prostu siedzieć, patrzeć i rozmawiać i nagle zorientować się, że to już rano? Kto teraz jeszcze miał czas i chęć, żeby przegadać całą noc? O czym mieliby rozmawiać? O cenach nieruchomości? Kiedyś z niecierpliwością oczekiwała na nocne telefony. Teraz dzwoniący w nocy telefon to wróżba wypadku. I czy na prawdę potrzebowali więcej zdjęć, gdy tak dobrze znali swoje twarze i mieli pełne pudła fotografii z ostatnich dwudziestu lat? Kto teraz jeszcze pisze długie listy i czy to wszystko na prawdę jest aż tak ważne?" 




David Nicholls w swojej powieści udowadnia, że to wszystko ( patrz cytat wyżej ) jest naprawdę ważne i pewnie dlatego udało mu się tak mnie zauroczyć :) "Jeden Dzień" to historia relacji Emmy i Dextera, dwojga ludzi z innych światów, różniących się od siebie prawie na każdym polu, a jednak... Jest to opowieść o przyjaźni, a może i czymś więcej niż przyjaźń ( ale o tym dowiecie się już sami z lektury) ukazanej na przestrzeni kilkunastu lat. Autor ukazuje nam tą relację z wielką uwagą i starannością. Nie idzie na łatwiznę, ani nie stara się wprowadzać niepotrzebnych upiększaczy czy innych fajerwerków. Naprawdę ma się cały czas poczucie, że ukazana historia jest autentyczna i tym bardziej ma się ochotę wgryzać w nią dalej. Relacja jest wartościowa i piękna, bo nadszarpnięta wieloma kryzysami, pełna zakłóceń, a jednocześnie bawi i wzrusza w momentach budowania wspólnego porozumienia i planów na przyszłość, czy też dzielenia się pasjami, pomysłami na życie, wartościami i odmiennym spojrzeniem na otaczający świat. Emma to przede wszystkim idealistka i romantyczka, natomiast Dexter sprawia wrażenie lekkoducha i narcyza, ale czy tak jest w rzeczywistości? A jeśli nawet tak, to czy tych dwoje ludzi ma szansę na dłuższą metę spotkać się ze sobą i utrzymać tą przyjaźń, która tak naprawdę zrodziła się od jednego przypadkowego spotkania? Wątpliwe, no ale życie sprawia czasem niespodzianki, zwłaszcza że "los może nas pozytywnie zaskoczyć, bo dystans do siebie i poczucie humoru pozwalają pokonać niejeden życiowy zakręt"



"Jeden Dzień" jest lekturą dla mnie wyjątkową, bo miałem szczególne powody żeby po niego sięgnąć, a taka motywacja sprawia, że z tym większą ciekawością doszukiwałem się w nim szczegółów i przesłania, które autor z nim zawarł. Bardzo podobał mi się sposób komunikowania się ( cholera ja to brzmi) głównych bohaterów ze sobą. No dobra ujmę rzecz prościej, chodzi o to w jaki sposób ze sobą rozmawiali. Ich dialogi pełne są dogryzania, kąśliwości, dwuznaczności, często uciekają się do drugiego dna, ale mimo tego w przeważającej większości przypadków potrafią oni zachować wzajemny szacunek do siebie i odpowiednie wyczucie. Owszem, zdarza się im również ranić swoje uczucia, ale są w stanie jednak po czasie wyciągnąć wnioski i przyznać się do błędów, natomiast tak czy inaczej ma się wrażenie, że nawet w momentach kiedy się do siebie nie odzywają i ich kontakt zanika, to myśli jednego i drugiego krążą ku sobie nawzajem. Rzadko spotyka się to we współczesnych relacjach, które rozpadają się przy pierwszym lepszym kryzysie. W powieści Nichollsa kryzys natomiast umacnia przyjaźń i czyni, że ewaluuje ona na wyższy poziom. Autor uczy nas też jak istotne są szczegóły dla naszego spojrzenia na drugiego człowieka - rzeczy takie jak  pot spływający pomiędzy łopatkami, kształt stopy, to jak leżą na kimś jeansy, jak układa się do lektury książki, jaką książkę wybierze dla drugiej osoby, żeby zarazić ją autorem i w końcu jaki sposób pokazuje emocje typu złość, czy wstyd mają znaczenie dla zrozumienia drugiej osoby i to one wpływają na zacieśniającą się więź. To tylko niektóre z moich spostrzeżeń dotyczących przesłania płynącego z historii Emmy i Dexa.


Reasumując, "Jeden Dzień" to nie jest jakiś tam romans tylko bardzo dobra i warta poznania powieść obyczajowa. Czasem trąci optymizmem i bawi, a w innych momentach jest gorzka i smutna, ale tak właśnie jest w życiu kiedy nie zadawalamy się bylejakością i nijakością, fast-foodem i masową papką tylko szukamy prawdziwej więzi z drugą osobą. Historia Emmy i Dexa pokazuje, że różnice owszem może i przyciągają, ale to wspólne cechy scalają relację i tworzą fundament . Żeby natomiast poznać te wspólne cechy to wymagana jest uważność na drobiazgi, które niektórzy błędnie wrzucają do jednego worka z nieistotnymi pierdołami. David Nicholls w piękny sposób swoja powieścią przypomina nam, że nie wolno tego robić :)


"Chcę cię natchnąć. Zainspirować twoją zblazowaną duszę do tej wielkiej przygody, którą mamy przed sobą"

poniedziałek, 22 lutego 2016

Nieznajomy - Harlan Coben












Zacznę od tego, że "Nieznajomy" Cobena już od początku pokazuje, że jest raczej znajomy. Myślę, że gdyby ktoś mi podsunął tę książkę jako zagadkę, to bez problemu odgadł bym , że autorem jest właśnie Harlan Coben. Sam niewiem, czy to zaleta, czy może raczej jednak wada, ale styl tego autora jest bardzo rozpoznawalny i bije nie tylko z każdego słowa, ale już z samego sposobu konstrukcji zawartej tu intrygi. Autor jak zwykle zaczyna od wielkiego "Bum", a potem serwuje nam odkłamywanie przeszłości, która zwykła u niego nieść ze sobą masę tajemnic i kłamstw. Wydaje mi się, że taki charakterystyczny rys nie jest znowu jakimś wielkim powodem do narzekania pod warunkiem, że historia, która uraczy nas autor będzie w stanie zaintrygować, a to niestety w najnowszej książce Cobena nie jest już w mojej opinii jego mocną kartą przetargową


Czuję się jakbym dokonywał wręcz aktu zdrady, kiedy nie wychwalam powieści Cobena, ale cóż począć kiedy krytyka jak najbardziej wskazana. Nie jest tak , że "Nieznajomy" nie zasługuje na uwagę, bo książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Nie zauważyłem też żebym się choć przez moment nudził, czy też by akcja jakoś specjalnie była przewidywalna, bo raczej nie jest. W czym więc leży problem? Według mnie przyczyną tego, że to nie jest już Coben - rakieta, a raczej Coben - bolid (co najwyżej) jest jakaś taka, niespotykana u Cobena wcześniej, mała dbałość o stworzenie bohaterów tej najnowszej intrygi. Nawet główni bohaterowie " Nieznajomego" z Adamem Pricem na czele są jacyś tacy bezbarwni, bezpłciowy. Człowiek ma trudność, żeby się z nimi emocjonalnie utożsamić, a trudno kibicować komuś w rozwiązywaniu zagadki, jeśli tak naprawdę jego los raczej jest nam obojętny, choć to może za duże słowo. We wcześniejszych książkach Cobena - jak choćby w "Nie mów nikomu" miało się poczucie jakby czytelnik razem z głównym bohaterem doświadczał napięcia związanego z rozwiązywaniem zagadki, która przecież swoim ciężarem waży na dalszych losach bohatera. Tu natomiast co najwyżej towarzyszyła mi ciekawość. Najlepsza powieść od czasów " Nie mów nikomu" - "Ohh c'mon, really ???" - jakby to powiedział klasyk.

Pewnie gdyby tą książkę napisał ktoś inny, to czytałbym ją bez szemrania, ale problem w tym, że za długo się naczekałem na nową powieść Cobena i wiele sobie obiecywałem. Miałem zresztą do tego prawo, zważając na fakt jak mocno mnie zauroczył wcześniejszymi thrillerami. "Nieznajomy" jest powieścią dobrą, może się podobać, wciąga, znajdziemy tu dużo dialogów, które nie pozwalają na znużenie, akcja posuwa sie szybko do przodu, ale brakuje "tego coś". Brakuje w tej książce cobenowskiej duszy. Można też mieć mocny niedosyt co do samego zakończenia, bo Harlan Coben był od zawsze dla mnie niekwestionowanym królem finałów, kiedy to potrafił rozwalić mi system, bo podczas gdy miałem poczucie, że to już koniec i znam rozwiązanie, to on nagle robił zwrot i okazywało się, ze nic nie jest tak jak myślałem. Tym razem nie udała mu się ze mną ta sztuczka. Szkoda...


Czy warto sięgnąć w takim razie po " Nieznajomego" ? Mimo wszystko myślę jednak, że warto. Fani sięgną przez sentyment, tak jak zrobiłem to ja, a nowi czytelnicy tak czy inaczej powinni być również zadowoleni. "Nieznajomy" to tak czy inaczej, mimo wszystkich moich powyższych jęków, to thriller, któremu śmiało można dać dobrą ocenę, bo co jak co, ale nie nudziłem się, historia całkiem znośna i nośna, a że zapomnę o niej szybciej niż o innych historiach autorstwa tego Pana - no cóż nie można mieć wszystkiego. W sumie nie ma tragedii, bo nawet jeśli Cobenowi tym razem nie wyszło, to może ktoś inny będzie umiał mnie lepiej zaintrygować i zaskoczyć ? :P


sobota, 20 lutego 2016

Szatańskie wersety - Salman Rushdie












"Coś jest nie w porządku z duchowym życiem planety, myślał Gibril Fariszta. Zbyt wiele diabelstwa w ludziach utrzymujących, że wierzą w Boga" - Salman Rushdie




Ciąg dalszy mojej przygody , jeszcze tak naprawdę niedługiej, ale jakże już na samym początku owocnej z Salmanem Rushdie i sięgnąłem tym razem bo pozycję wręcz kultową, arcydzieło światowej literatury , czyli "Szatańskie wersety". Zacznę więc od tego, że była to prawdziwa uczta słowa, danie dla koneserów, pokarm otwartych umysłów, książka genialna, ponadczasowa, a w dodatku ( ukłon w stronę Jerzego Kozłowskiego ) doskonale się ją czyta z uwagi na mistrzowskie tłumaczenie. Mocny początek co ? Tak samo mocno zaczyna sam pisarz, kiedy już na powitanie serwuje nam katastrofę, kiedy to porwany przez terrorystów samolot zostaje wysadzony w powietrze nad kanałem La Manche.


Różnie to bywa z tymi arcydziełami i przyznam szczerze, że fenomenu niektórych powieści zaliczanych do kanonu największych dzieł światowej literatury nie rozumiem, gdyż dla mnie osobiście podstawowym, niezbędnym warunkiem powinna być uniwersalność takiego dzieła, ale muszę z satysfakcją przyznać, że powieść Rushdiego ma zasłużone, niekwestionowane miejsce w tym gronie :) Bardzo na to liczyłem, że nie zawiodę się również tym razem, bo "Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy"opinia było jak dla mnie genialne. "Szatańskie wersety" są dziełem traktujących o wartościach uniwersalnych, takich jak dobro, miłość , mądrość ( nie mylić z inteligencją) . Jest to powieść, która doszukuje się genezy zła i szuka odpowiedzi na pytanie gdzie leży przyczyna różnic w interpretacji tych samych idei przez rożne grupy ludzi. Dlaczego to co dla jednych jest przesłaniem dla miłości, dla innych stanowi wezwanie do nienawiści. Rushdie porusza kwestie drażliwe i używa tak wyszukanego, przepełnionego ironią, czasem wręcz absurdalnym poczuciem humoru języka, że nie ma po prostu innej opcji, jak to że będzie tym wzbudzał ogromne kontrowersje. Jego styl, polegający na zabawie słowem , żonglowaniu ideami, czasem, przestrzenią i wyszukanym wodolejstwie jest mi bardzo bliski. Czyta się to z niebywałą przyjemnością.


"Tak bardzo potrzebował, aby rozproszyła wątpliwości dotyczące jego własnego istnienia, że nigdy nie dostrzegł rozpaczy w jej olśniewającym wiecznym uśmiechu, przerażenia w rozpromienionej twarzy, z którą stawała wobec świata, ani też powodów dla których chowała się, kiedy już nie była w stanie uśmiechnąć się czarująco"


Jakże wiele znaczeń ma powyższy cytat, a takich kawałków jest wiele w "Szatańskich wersetach". Ilu czytelników tyle interpretacji i każdy pewnie będzie odczuwał inaczej, to co ma do przekazania autor. To właśnie dla mnie jest istotą tej powieści Rushdiego. Inni będą się doszukiwać głównie wątku dotyczącego genezy zła w świecie i pojmowania religii, no i będą mieli jak najbardziej rację, natomiast dla mnie sprawa jest o wiele bardziej złożona. Ja odbieram "Szatańskie wersety" jako afirmację wolności. Wolność wyznania, wolność odczytywania świata i relacji międzyludzkich, wolność kreowania otaczającej rzeczywistości, którą czasem bezmyślnie oddajemy we władanie Bogom, wyższym ideom, unikając w ten sposób własnej odpowiedzialności przed tworzeniem otaczającego nas świata, który przecież cały czas jest kształtowany przez nasze wybory i czyny. Salman Rushdie uczy przede wszystkim używać wyobraźni, a robi to cudnie , kiedy tworzy kolejne byty, kiedy wplata w realizm kilotony magii, legend, przypowieści, kiedy wprawia ludzi w stan lewitacji, kiedy pozwala im rządzić snami, kiedy powołuje ich do życia w kolejnych wcieleniach. Trudno się połapać momentami w czasie, przestrzeni, a nawet logice, ale to chyba nie o to tu chodzi. Salman Rushdie nie szuka bowiem jednoznacznych odpowiedzi, tak jak niejednoznaczny jest cytat przeze mnie wykorzystany, a podrzucony mi przez kogoś kogo pragnę i mam nadzieję skutecznie, rozkochać w twórczości Ruhdiego. "Szatańskie wersety" ponad odpowiedzi bardziej cenią samą ideę zadawania pytań, powątpiewania, poszukiwania i kwestionowania gotowych systemów i wyjaśnień odnośnie naszej roli i misji na tym świecie.


" - Rola poety - odpowiada - to nazywać nienazwane, wytykać fałsz, opowiadać się po jednej stronie, wszczynać spory, kształtować świat i nie pozwalać mu zasnąć "


Podsumowując, mam nadzieję, że moja opinia o powieści Salmana Rushdiego nie stała się pseudointelektualnym wywodem, ale trudno mi było zawrzeć wszystkie refleksje po przeczytaniu tej książki w tych kilku zdaniach i stąd z góry przepraszam za ten emocjonalny, chaotyczny może momentami wywód. Z drugiej strony jednak niewiem czy jest sens się tym przejmować skoro o "Szatańskich wersetach" też czytałem opinie, że to pseudointelektualny bełkot. Każdy z nas ma prawo do własnych opinii, własnego pomysłu na życie, własnego gustu, emocjonalności, a jeśli nie damy się omamić jakiemuś systemowi rezygnując z wolnej woli i myślenia to wtedy prowadzi to do nienawiści i katastrofy. Jak dla mnie to właśnie chciał przekazać autor "Szatańskich wersetów" i chwała mu za odwagę do przeciwstawienia się manipulantom nazywających siebie przywódcami religijnymi. Człowiek nie potrzebuje przywódcy, jeśli będzie się kierował miłością i mądrością, a nie poświęcał jedno dla drugiego. Zdecydowanie polecam tą książkę każdemu. Ja jestem nią zachwycony, co zresztą pewnie bez problemu można zauważyć :) Na koniec, żeby ktoś nie odniósł wrażenia, że Rushdie to jakaś gadająca, filozoficzna mądra głowa pozwolę sobie użyć cytatu, który doskonale oddaje jego dystans do siebie i otaczającego świata, a jednocześnie wyśmienite poczucie humoru :


" Człowiek, który wymyśla sam siebie, potrzebuje kogoś, kto by wierzył w niego, aby udowodnił, że zamysł mu się powiódł. Znowu odgrywanie roli Boga, można by powiedzieć. Albo też można by zejść o kilka stopni w skali w dół i pomyśleć o Dzwoneczku, wróżki nie istnieją, jeżeli dzieci nie klaszczą z uciechy w dłonie. Albo też można by po prostu powiedzieć: tak właśnie wygląda natura ludzka"

wtorek, 16 lutego 2016

Dziewczyna z porcelany - Agnieszka Olejnik

 









Tak wiem, "Dziewczyna z porcelany" to literatura typowo kobieca , ale co ja na to poradzę, że czasem mnie najdzie właśnie na tego rodzaju literaturę, a że w ostatnim czasie zdarza się to częściej, to pewnie dlatego, że ktoś wędruje mi po głowie i zachęca do takich klimatów. Wydawnictwo "Czwarta strona" wydaje pozycje młodych, ciekawych zdolnych autorów i bardzo podoba mi się ich podejście do czytelnika i to był dodatkowy argument za tą akurat książką. Ponadto Agnieszkę Olejnik postanowiłem sięgnąć z uwagi na entuzjastyczne wręcz recenzje jej powieści pod tytułem "Zabłądziłam".


"Dziewczyna z porcelany" pozostawiła na mnie pozytywne wrażenie. Niby zwykła opowieść o miłości, czasem banalna, często schematyczna, a momentami wręcz zabawna, ale czyż nie o to chodzi w tego rodzaju literaturze ? Ja osobiście tego właśnie szukałem. Liczyłem na lekkostrawną, a przy tym wciągającą historię o relacji i taką właśnie historię od Agnieszki Olejnik otrzymałem. Narratorem jest - i tutaj kolejne pozytywne zaskoczenie- facet - student o manierach podrywacza, któremu życie w pewnym momencie zafunduje niemiła niespodziankę, która w rezultacie bardzo mocno namiesza mu w planach, ale też przyniesie ze sobą masę uczuć i okazję do przewartościowania dotychczasowego podejścia do otaczającego świata, a przede wszystkim do relacji z ludźmi. Michał, bo takie imię nosi nasz bohater , będzie miał okazję dokonać rewizji swojego dotychczasowego postępowania głównie dotyczącego relacji z kobietami, a czy w wyniku tego rozliczenia z przeszłością będzie potrafił dojrzeć i docenić to co życie mu przyniesie, to już odpowiedzi trzeba szukać w książce.


Myślę sobie, że jest czas na książki ciężkie, przytłaczające, jest czas na popisy "wodolejstwa" w wykonaniu choćby takiego mistrza jak Salman Rushdie, ale są też takie momenty, że niektórzy z nas ( ja napewno ) maja ochotę poczytać prostą, jakby już słyszaną nieraz, a jednocześnie ładną historię romantyczną. "Dziewczyna z porcelany" spełni te oczekiwania, ale nie jest to zaznaczam jakaś wyszukana literatura i nic specjalnie odkrywczego, więc jeśli ktoś szuka takich klimatów to raczej jednak warto poszukać czegoś innego. Dla mnie właśnie zaletą było tutaj to, że nie trzeba było się szczególnie wysilać intelektualnie, jakoś mocno koncentrować, a książkę czyta się bardzo szybko i towarzyszyła mi w kilku odcinkach z doskoku jako doskonały przerywnik i ładunek pozytywnej energii. Olejnik można czytać właśnie w ten sposób i dlatego też w swoim czasie sprawdzę sobie "Zabłądziłam". Słyszałem  z pewnego źródła, że to lektura warta uwagi :)


"- Wiesz- powiedziałem budując wieżę- figura nie jest taka ważna, kiedy kobiecie brakuje zwyczajnego ciepła" - ten właśnie cytat jest jakby kwintesencją "Dziewczyny z porcelany" , bo taka właśnie jest ta opowieść - pełna ciepła i kobieca, co nie znaczy, że facet nie znajdzie tu czegoś dla siebie.



poniedziałek, 15 lutego 2016

Hrabal. Słodka apokalipsa - Aleksander Kaczorowski










Hrabal to nazwisko, które często obijało mi się o uszy, ale wstyd się przyznać nigdy do końca nie widziałem kim był ten człowiek. Tym bardziej pobudziła moją ciekawość ta właśnie publikacja, a dodatkowo znaczenie miał fakt, iż widziałem zapowiedź i spodobał mi sie entuzjazm autora tego opracowania. Po części lektura pozwoliła mi zaspokoić ciekawość i mogę teraz z czystym sumieniem powiedzieć, że wiem kim jest Hrabal. Zaznaczę jednak już na samym początku, iż na książce się zawiodłem.

Bohumil Hrabal to jeden z najwybitniejszych jak się okazuje czeskich prozaików. Już z samego opisu ( http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/hrabal) wynika, że jest to człowiek intrygujący - "Bywalec knajp i nieśmiały kobieciarz. Prześmiewca i melancholik. Niestrudzony podróżnik i miłośnik przyrody. Samotnik, pogrążony w depresji po śmierci żony, który ginie tajemniczą, tragiczną śmiercią" , "ożywa i uwodzi, sprawiając, że nie sposób po raz kolejny nie sięgnąć po Pociągi pod specjalnym nadzorem, Obsługiwałem angielskiego króla czy Czułego barbarzyńcę". Tylko, że niestety dla mnie sam opis był bardziej zachęcający niż sama jej treść. Nie bardzo rozumiem z czego wynika moje rozczarowanie,  ale stawiałbym na zbytni jak na to, że autora zgubił trochę właśnie jego entuzjazm. Z jednej strony postawił na krotką formę, a z drugiej strony chciał się podzielić zbyt wieloma informacjami. Spowodowało to w rezultacie w moim odczuciu zbytni chaos i gdzieś w tym wszystkim zatraca się osoba samego Hrabala, który z głównego bohatera opowieści staje się momentami postacią drugoplanową i ustępuje miejsca innym ważnym postaciom w historii współczesnej Czechosłowacji.

Historia naszych czeskich sąsiadów, która momentami jest niemal bliźniaczo podobna do naszej, miała być tłem opowieści o Bohumile Hrabalu, a w moim odczuciu gdzieś połknęła tego człowieka. Może te moje odczucia wynikają z tego, że nastawiłem się na portret bardziej intymny, na to, że więcej dowiem się o nim prywatnie, o jego twórczości, o tym co decydowało w kwestiach zmiany światopoglądu, a mimo tego że anegdot znajdziemy w tej książce wiele i mimo faktu, że przewija się tutaj masa postaci, tytułów i fragmentów dzieł tego prozaika to na sam koniec jakoś tak bardziej miałem wrażenie, że moja ciekawość została rozbudzona, a nie zaspokojona. No ale może taki był zamysł autora, bo jeśli tak to w takim razie zamierzony efekt został osiągnięty.


Podsumowując, mimo że nie podzielam zachwytów nad tą biografią i czytało mi się ją raczej ciężko, to moją osobistą korzyścią jest z pewnością fakt, iż mam planach sięgnąć po literaturę Bohumila Hrabala, jak również zobaczyć " Pociągi pod specjalnym nadzorem". Myślę, że tyle wystarczy żeby stwierdzić, że czas przeznaczony na tą książkę nie był czasem straconym natomiast nie jest to w moim odczuciu pozycja z gatunku must read.

piątek, 12 lutego 2016

Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa - Michael Finkel











Książkę Michaela Finkela czyta się bardzo szybko, gdyż jest to literatura bardzo wciągająca i poruszająca jak dla mnie tematykę ogromnie ciekawą, to znaczy sposób funkcjonowania osobowości narcystycznej i jej wpływu na ludzi z którymi ma do czynienia. Mamy tu do czynienia z historią o tyle intrygującą, iż wedle Finkela jest to zapis wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości. Mimo, że dostajemy reportaż, to czasem aż trudno nie oprzeć się wrażeniu, że mamy przed sobą całkiem przyzwoity kawałek literatury sensacyjnej, czy też konkretniej rzecz biorąc thrillera policyjnego.

"Złodziej tożsamości" może nie jest literatura na poziomie niedoścignionych mistrzów gatunku i nie doszukamy się tutaj umiejętności narracyjnych w rodzaju prozy Larssona, ale tak czy inaczej jest to literatura na naprawdę przyzwoitym poziomie, a co najważniejsze trzyma w napięciu niemal od początku do końca, mimo że paradoksalnie niemal wszystko wiadomo już na samym początku. Nie ważne bowiem w tej historii jest to kto i dlaczego, ale to w jaki sposób relacja pomiędzy mordercą a dziennikarzem - dwójką głównych bohaterów opowieści - wpłynie na każdego z nich i co w ogóle sprawia, że tych dwoje znajduje wspólny język. Co ich łączy ? Co ich fascynuje w sobie nawzajem ? co stanowi podłoże ich relacji? Czy jest to chęć rywalizacji i swego rodzaju wypaczonej rozgrywki, czy też może zwykła ciekawość, a może po prostu rzecz prozaiczna, to znaczy doraźne korzyści ? Czy na te pytania dostaniemy odpowiedź? tego dowiemy się w epilogu do którego zmierzamy w tej lekturze z niecierpliwością i to wpływa na tempo czytania.

Zwykle staram sie tego nie robić, poprzestając bardziej na swoich emocjach i refleksjach przy czytaniu książki, ale tym razem postanowiłem trochę opowiedzieć o treści. Dlaczego ? Pewnie temu, iż tak naprawdę większość faktów dostajemy już na początku więc chyba uda mi się uniknąć spojlerów. Michael Finkel to dziennikarz, który został zwolniony z pracy przez bardzo popularny i poczytny magazyn w związku z oszustwem popełnionych przez siebie w jednym z reportaży. Kłamstwo korzystało go nie tylko posadę, ale też doprowadziło do fali krytyki i potępienia ze strony całego środowiska. Został potraktowany niczym czarna owca dziennikarstwa i jego perspektywy na pracę w zawodzie spadły do minimum. W tym trudnym dla siebie momencie jego losy łączą się z losami Christiana Longo - mężczyzny oskarżonego o wielokrotne morderstwo popełnione na członkach swojej najbliższej rodziny, który uciekając przed wymiarem sprawiedliwości podszywał się właśnie pod Finkela. Dziennikarz postanawia się zbadać sprawę przyczyn tego morderstwa i w rezultacie wplątuje się w ryzykowna dla siebie grę psychologiczną.

Finkel zapewnia, że jego opisana przez niego historia jest prawdziwa od początku do końca i nie ubarwiał jej w żaden sposób. Trudno mi było w to uwierzyć, nie do końca wiem czy z uwagi na jego wcześniejsze kłamstwa , które doprowadziły go do zwolnienia z gazety, czy bardziej na to iż historia , jak zresztą autor sam przyznaje" momentami jest tak zaskakująca i nieprawdopodobna, iż trąci fikcją. Prawdziwa, czy nie, jedno jest pewne - ta historia jest bardzo, ale to bardzo intrygująca i myślę, że jej poznanie wynagradza czas poświęcony tej książce. Polecam wszystkim fanom reportaży kryminalnych. Myślę, że nikt nie będzie zawiedziony.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Pokój - Emma Donoghue











Narracja w książce Emmy Donoghue prowadzona jest z poziomu małego chłopca imieniem Jack. Już od samego początku można wyczuć atmosferę niepokoju i ma się wrażenie, że coś w tej z pozoru zwyczajnej, spokojnej historii jest nie tak. Chłopiec opowiada o tym jak odbiera otaczający go świat, który z nieznanych powodów zamyka się w "Pokoju" i choć on sam zdaje się nie wyczuwać nic dziwnego w otaczającej go rzeczywistości, to czytelnikowi z minuty na minutę zaczyna udzielać się atmosfera grozy.

Trudno pisać o tej książce z jednego istotnego powodu, a mianowicie fakt jest taki iż czym mniej wiemy o treści tej książki przed rozpoczęciem lektury, tym lepiej dla nas. Trudno ustrzec się przed spojlerami w sieci z uwagi na bardzo chwaloną i szeroko opisywaną adaptację filmową. Mi ta sztuka się udała i dlatego jestem z tego powodu bardzo zadowolony i nie zamierzam nikomu popsuć zabawy, choć w tym przypadku to słowo nie jest może odpowiednie. W każdym razie jeszcze raz ostrzegam - poczytajcie wszystkie opinie i opisy dotyczące książki/filmu dopiero po lekturze, no co najwyżej zróbcie wyjątek do tej opinii - ona jest spojler-free :). Swoją drogą niezrozumiale jest dla mnie takie potraktowanie czytelnika jak zrobił to wydawca w opisie "Pokoju". Jak bardzo się cieszę , że zostałem zawczasu ostrzeżony.

Powieść Emmy Donoghue pewnie na długo pozostanie w mojej głowie, gdyż jest skonstruowana doskonale pod względem budowania napięcia, jak również pod kątem ukazania psychologicznych mechanizmów zachodzących w psychice bohaterów, to jest Jacka i jego matki. Chociaż to chłopiec jest centrum historii i jego przeżycia stanowią tutaj sedno, to funkcjonowanie w całej tej historii matki i jej sposób adaptacji do tej sytuacji ( nie zdradzę o co chodzi :P ) też nie zostały potraktowane zdawkowo. W rezultacie jeśli mamy silne nerwy i lubimy tego typu książki, to naprawdę trudno się tutaj nudzić. Książka wzbudza naprawdę duże emocje i daje do myślenia. Poza tym jest nieprzewidywalna, w żadnym wypadku nie przekombinowana i aż dziw bierze, że można jeszcze w dzisiejszych czasach pokusić się na oryginalność w przedstawianiu takiej historii. Ostrzegam natomiast, że jest momentami bardzo klaustrofobicznie.

Polecam i jeszcze raz polecam, a ja już sobie wyostrzam smaki na film, z którym jednak sobie jeszcze odczekam, bo co za dużo i za szybko to niezdrowo. Na tym kończę, bo lepiej żeby było krótko i konkretnie, niż miałbym się w porę nie powstrzymać i zdradzić za dużo, a perspektywa ta jest naprawdę kusząca, a ja mam ostatnio tendencję do ulegania pokusom :P


sobota, 6 lutego 2016

Wilki - Adam Wajrak





 "Wilki" to pozycja po którą sięgnąłem przede wszystkim z uwagi na wielką sympatię do osoby Adama Wajraka. Przyznam się szczerze, że dopiero niedawno dane mi było wypatrzyć w internecie  tego jak się okazuje znanego dziennikarza Gazety Wyborczej i jednocześnie wielkiego miłośnika zwierząt. Kiedy trafiłem na jego profil na facebooku ( serdecznie zresztą go polecam - https://www.facebook.com/adam.wajrak?fref=ts ) to nie mogłem się oderwać od tych cudnych wręcz zdjęć i opisów przyrody. Treści, które tam zobaczyłem na tyle podziałały na moją wyobraźnię, że kiedy zobaczyłem promocję na " Wilki", to postanowiłem przeczytać je  na odmianę, gdyż często nie mam do czynienia z tego typu literaturą.

"Wilki" wbrew pozorom nie są tylko książką o tych sympatycznych zwierzętach, ale też o tym "co ludzie robili i robią wilkom, jednemu z najbardziej prześladowanych dużych ssaków, jakie żyją na naszej planecie. Są to często rzeczy niezwykle okrutne i przerażające" - o czym ostrzega sam autor. Taka właśnie jest ta książka. Ma dwa oblicza. Z jednej strony mamy tu relację Adama Wajraka i jego przyjaciół, którzy śledzą te sympatyczne ssaki ( celowo piszę że sympatyczne, bo trudno odmówić drapieżnikowi tego, iż jest drapieżcą, co nie wyklucza sympatii jaką może wzbudzać, kiedy bliżej pozna się jego zwyczaje ) i poznają ich zwyczaje kierowani ciekawością, a z drugiej strony obserwujemy na jak wielką skalę miała i ma miejsce krwawa rozprawa z wilkami, gdzie są one ofiarą polowań nawet kiedy są pod ochrona, a ich gniazda są plądrowane w poszukiwaniu młodych, które są potem w bestialski sposób pozbawiane życia. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że ten krwawy proceder odbywa się za przyzwoleniem, a czasem nawet aprobatą instytucji państwowych. Są niestety miejsca, że wilki są bliskie wyginięcia, a nawet praktycznie już nie istnieją .


"Moment, w którym wilk trzyma w paszczy twoją dłoń, nie jest może najlepszą okazją na zachwyty, ale będąc tak blisko Kazana, nie mogłem nie zauważyć, że był piękny" - Adam Wajrak


Adam Wajrak w swojej książce nie tylko edukuje nas o zwyczajach wilków, o tym jaki jest jego charakter, a jest to o tyle ciekawe, że ten sam gatunek zachowuje się całkiem inaczej w rożnych obszarach geograficznych, ale pokazuje jak wchodzą one w interakcje z innymi gatunkami i w jaki sposób wspomagają równowagę międzygatunkową. To nie one są odpowiedzialne za bałagan i szkody w gospodarstwach ludzkich, ale głupie czasem rozwiązania w przepisach jak również degeneracja niektórych jednostek w środowiskach myśliwych. Ponadto kłusownictwo daje o sobie znać na każdym kroku. 

Podsumowując, polecam tą książkę każdemu. Ja osobiście miałem okazję zapoznać się z nią w formie e-booka, ale przeglądając swego czasu w księgarni wydanie papierowe polecam zakup, gdyż warstwa graficzna naprawdę robi wrażenie. Natomiast co do Adama Wajraka, to myślę że jeszcze będę śledził jego publikacje, bo bardzo mi zaimponował swoją osobą. 

Jeśli ktoś ma tak jak ja dużo sympatii do tych zwierząt, albo nabierze jej po lekturze tej ksiazki, to zachęcam  do włączenia się w pomoc tym zwierzetom :





piątek, 5 lutego 2016

Inna Dusza - Łukasz Orbitowski










"Ludzie tak bardzo lubią zabijanie i wiedzą o nim tak niewiele" - W tych krótkich, ale dosadnych słowach Łukasz Orbitowski mówi więcej o polskiej mentalności niż wszyscy socjolodzy razem wzięci. "Inna dusza" to książka ważna, należy do gatunku tych które przeczytać warto i to wcale nie z uwagi na nagrody i zasłużony poklask, który przypadł jej w udziale, ale z uwagi na to, że porusza kwestie ważne dla rozumienia otaczającej nas rzeczywistości.


Lubię prozę Orbitowskiego, choć przyznaje się uczciwie, że nie jestem pewien czy dociera do mnie wszystko to co próbuje on oddać w swoich książkach. Jego twórczość jest bowiem wielowarstwowa, a język tylko czasem dosłowny i jednoznaczny. Rozmaite symbole i odniesienia kulturowe przez niego użyte zmuszają do wysiłku intelektualnego i nie jest to zdecydowanie lektura do czytania w przelocie, wymaga skupienia, wymaga odpowiedniego klimatu. Jest to jak dla mnie literatura z najwyższej półki, a mój jedyny problem z jego powieściami polega na tym, że mocno mnie przygnębia. Właśnie z uwagi na to sięgam po niego w sporych odstępach czasowych. 


Umiejętność oddziaływania na wyobraźnię i emocje czytelnika to zdecydowanie mocne atuty Łukasza Orbitowskiego. Udało mu się to wcześniej choćby w "Szczęśliwej ziemi" i udaje mu się to w "Innej duszy". Otrzymujemy tutaj podroż sentymentalną w lata 90-te, które są takie jak je zapamiętałem z mojego okresu dorastania, brudne, brzydkie, niezachęcające, a jednocześnie generujące masę wspomnień i emocji. Historia opowiedziana w tamtej scenerii zyskuje specyficzny smak, a to że autor bazował na faktycznych wydarzeniach tworząc fikcję literacką, dodatkowo wpływa na naszą wyobraźnię. Tak czy inaczej należy jednak pamiętać, że historia Jędrka i Krzyśka porusza kwestie uniwersalne, takie jak źródło zła i to jak przesiąkamy przekazem naszych autorytetów, choć czasem byśmy bardzo chcieli się od nich odciąć i nie powielać ich błędów. 

Co siedzi w naszych głowach? Do czego jesteśmy tak naprawdę zdolni? Orbitowski pokazuje, iż tak naprawdę największa zbrodnia potrafi być czymś zwyczajnym, nie musi być w jakiś szczególny sposób zdeterminowany i tak naprawdę każdy z nas jest w stanie posunąć się do największego zła. Zło w nas tkwi, czeka na odpowiedni moment, czasem uruchamia ją błahy wyzwalacz - tak dzieje się w przypadku Jędrka, a czasem najbardziej sprzyjające okoliczności - tak jak ma to miejsce u Krzyśka - nie doprowadzą do takiej decyzji, choć pod kątem czynników środowiskowych i stanu emocjonalnego, to właśnie on wydawać się może bardziej "oczywistym" kandydatem na mordercę. Jak pokazuje nam Orbitowski, na przykładzie tych dwóch bohaterów swojej powieści "Inna dusza", w kwestii dobra i zła tak naprawdę nie ma łatwych i oczywistych odpowiedzi, a złoczyńcą można tak naprawdę pozostać właśnie z przypadku.

"Inna dusza" jest również znakomitym studium polskiej mentalności  z okresu la dziewięćdziesiątych i wpływu przemian ustrojowych na ludzi z tamtego okresu. Dla mnie osobiście przerażające i smutne jest to, iż wiele postaw, którymi osobiście się brzydzę jest nadal bardzo mocno obecna w naszej polskiej rzeczywistości w czasach współczesnych. Minęło ćwierć wieku, a ludzie tak naprawdę bardzo często są bierni, uciekają w konformizm, obłudę czy też kierują się stereotypami. Spora część naszego społeczeństwa jest skłonna do poddawania się nastrojom charakterystycznym dla społeczeństwa zamkniętego i cechuje ich bierność, apatia, sztywność norm i zasad, niski poziom solidaryzmu społecznego oraz idiotyczna i mało przeze mnie rozumiana potrzeba narzucania własnych poglądów innym

Opinia ma to do siebie, że jest subiektywna, tak jak subiektywny i indywidualny jest odbiór każdego czytelnika. Dla mnie "Inna dusza" to książka, którą polecam z czystym sercem i cieszy mnie fakt, iż właśnie taka książka zdobyła tak prestiżową nagrodę jak Paszport Polityki . Jest to wyróżnienie jak najbardziej zasłużone. A na koniec pod rozwagę jeszcze jeden cytat, który utkwił w mojej głowie :

 "Ci ludzie przybyli z Marsa, z innych, nieznanych mi wszechświatów, do których nigdy nie zyskam wstępu. Są jak piękne modelki spacerujące po wybiegu w ciuchach jakiegoś cholernie znanego projektanta. Siedzę na widowni, łowię szczegóły w pamięci, mogę nawet robić zdjęcia, ale nigdy nie będę miał ani takich ubrań, ani takich modelek"