środa, 30 grudnia 2020

Nawiść - Autor nieznany

 



Czy kiedykolwiek miałeś takie poczucie, że urodziłeś się nie w tych czasach w których powinieneś był się urodzić ? Być może świat wartości, którymi się kierujesz staje często w konflikcie z tym co reprezentuje współczesność? Wydaje się, że już nic nie jest w stanie cię zaskoczyć ? Daj szansę Autorowi nieznanemu i jego „Nawiści”.

Nigdy wcześniej nie miałem okazji wczuć się w klimat książki już na tak wczesnym jej etapie jak w przypadku tej powieści. Autor dostarczył ją tak pięknie zapakowaną, że żal było to wszystko otwierać. Do tego fantastyczne zakładki i aż chciało się zasiąść do lektury. Jeśli ktoś ma takie podejście do czytelnika, jeśli tak bardzo go dopieszcza od samego początku to jest to wystarczająca rekomendacja dla tego jak traktuje własne dzieło i dlatego oczekiwania były wysokie. Jak było? 

Niestety mijający rok często weryfikuje nasze plany i tak było też i w tym przypadku. Lekturę książki musiałem odłożyć z przyczyn niezależnych ale, że co się odwlecze to nie ... Pora przejść do rzeczy. Nie znajdziecie wielu powieści w stylu „Nawiści” na rynku czytelniczym. Nie chodzi o samą tematykę, ale również i przede wszystkim z uwagi na to, iż autor nie bierze jeńców i nie wpisuje się w ogólny trend do tego by powieści były lekkie, łatwe i przystępne. On celuje w tą mniej liczną grupę wybrednych czytelników. Kto czytał kiedykolwiek moje opinie wie, że nie ma co obawiać się o spojlery gdyż zamiast zdradzać fabułę wolę dzielić się emocjami z lektury i nie inaczej będzie tym razem.

"Nawiść" to uczta dla wyobraźni. To podróż do czasów gdzie z jednej strony wszystko było prostsze a jednocześnie ciężko było przeciwstawić się przeznaczeniu. Los człowieka z góry wydawał się przesądzony, a Ci którzy tego stanu rzeczy nie byli w stanie zaakceptować niejednokrotnie przeżywali srogie rozczarowanie. To właśnie ci, którzy stawali oko w oko z przeznaczeniem zostawali bohaterami legend, baśni i mitów i tak też dzieje się w "Nawiści". Historia tu pokazana to swoisty mit tych wszystkich form, a jednocześnie pozostaje nam mieć nadzieję, że wydarzyła się naprawdę jako że stanowi misternie utkane tło dla uniwersalnych praw i wartości na bazie których została utkana współczesność. Akcja wcale nie toczy się tutaj wartko, a wręcz przeciwnie przystaje pozostawiając przestrzeń dla filozoficznych rozważań i zadumy nad naturą człowieka i jego miejsca na świecie. Popędy, motywacje i uczucia bohaterów są przedstawione z misternym kunsztem i dopieszczone po najmniejszy szczegół. Wszystko to sprawia, iż mimo że nie mamy do czynienia z tempem do którego przyzwyczaiły nas filmy akcji, to jednakże trudno narzekać na brak napięcia i nudę. Tak to już jest kiedy autor jest konsekwentny w budowaniu postaci jak również tworzeniu historii, którą chce przedstawić widzowi. 

Lektura "Nawiści" to kalejdoskop wrażeń i emocji począwszy od zaintrygowania, po zmęczenie, a nawet zniechęcenie, a żeby zaraz potem wejść znowu w stan zaciekawienia, zaskoczenia, aż wreszcie zadumy i niepewności. Nic tutaj nie jest proste i oczywiste chociażby miało wydawać się na pozór zgoła inaczej. Autor sprawia wrażenie pewnego co chce przekazać czytelnikowi i kiedy już porwie go swoją historią to nie puszcza go do samego finału. Myślę, że jest to powieść, która będzie wzbudzać skrajne opinie, a to duży plus bo z pewnością dla nikogo nie będzie ona nijaka, a to chyba największa obawa pisarzy. Jedni więc "Nawiść" będą uwielbiać a dla innych będzie to kompletnie nie ich bajka. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy i polecam Wam serdecznie tą powieść. 

środa, 28 października 2020

Moja znikająca połowa - Brit Bennett

 


W dniu dziwniejszym ma miejsce premiera powieści, która szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń w naszym kraju wnosi wiele przemyśleń do dyskusji o prawach człowieka do nie skrępowanego niczym decydowania o sobie nawet jeżeli będzie się to wiązać z ucieczką od siebie. Czasem ta ucieczka jest nam potrzebna, żeby tak naprawdę poznać własne motywacje i określić siebie. 

„Moja znikająca połowa” jest dla mnie przede wszystkim książką o wolności. Przedstawiona przez autorkę historia losów dwóch bliźniaczek, które urodziły się w tzw. zapadłej dziurze na głębokim południu w Stanach Zjednoczonych jest okazją do ukazania nie tylko tego jak wyglądała i wygląda kwestia rasowa w Stanach Zjednoczonych. Już ma samym starcie wchodzenia w dorosłość siostry rozdzielają się i każda wybiera ( ale czy napewno jest to ich wybór ? ) inne życie. Jedna z nich wraca do korzeni, a druga wybiera całkiem nową rolę do odegrania. Jak potoczą się ich losy ? Który wybór okaże się słuszny ? A może żaden z nich ? 

Poszukiwanie swojej tożsamości, odnajdywanie się w ramach społecznych oczekiwań to temat szeroki jak rzeka jednak rzadko ktoś potrafi go podejmować z taką gracją jak zrobiła to Brit Bennet. Jej powieść ma w sobie coś z baśni, jakiejś takiej nowoczesnej przypowieści, która prowadzi nas przez kilka dekad i zabiera w tak różne miejsca jeżeli chodzi o granice tego co wolno i nie wolno, że otwarty umysł będzie w siódmym niebie. Dla mnie osobiście to była emocjonalna uczta, począwszy od nostalgii, przez smutek, aż do swoistego katharsis. Z jednej strony mamy realny świat, codzienne wybory, jedne bez znaczenia, a inne wpływające na całe życie, a z drugiej strony cały czas miałem wrażenie jakby to drugie dno, ten niedostrzegalny na pierwszy rzut oka klimat wysuwał się na pierwszy plan. Nie da się tej książki czytać od deski do deski za jednym posiedzeniem. Przynajmniej ja tak nie potrafiłem , a nawet nie chciałem. Wolałem delektować się strona po stronie, potem przerwa i znów odrobinę. Osobiście polecam takà lekturę, a nie pożałujecie. 

„Moja znikająca połowa” nie daje nam gotowych odpowiedzi, ale zostawia nas z pytaniami, które powinien sobie zadawać każdy z nas chcąc przyczyniać się do budowy otwartego, tolerancyjnego społeczeństwa. Kim jestem? Na ile daje sobie prawo do tego żeby żyć w zgodzie ze sobą, a na ile podejmuje dezycję w oparciu o konformizm i doraźny spokój? Czy jestem w stanie zawalczyć o siebie i czy daje możliwość takowej walki innym ? Czy chcemy tego czy nie, nadawanie łatek i stygmatyzacja towarzyszą nam już nawet od kołyski. Od nas samych zależy na ile poddamy się i będziemy żyli wedle oczekiwań innych i tego co nam zostanie przyklejone, a na ile nasza tożsamość będzie kształtowana w oparciu o nasze suwerenne decyzje. 

Ilekroć czytam taką powieść jak ta pojawia się u mnie żal z uwagi na fakt, iż kanon lektur w naszym kraju nie zmieni się na tyle by nasze dzieci uczyły się tolerancji dla osób o odmiennym pochodzeniu, kolorze skóry, orientacji seksualnej...A może jednak kiedyś ? W każdym razie myśle, że nie trzeba lepszej rekomendacji dla tej książki. 

piątek, 15 maja 2020

Wyrwa - Wojciech Chmielarz




Sięgając po kryminały Wojciecha Chmielarza można przyzwyczaić się do jazdy bez trzymanki po polskim podwórku w nieustającym do ostatniej strony napięciu. 
Najnowsza jego powieść potwierdza tą prawidłowość. 

„Wyrwa” rozpoczyna się od mocnego uderzenia i dzięki temu, tak jak miało to miejsce choćby u Hitchcocka, już od samego początku zostajemy bez pardonu wrzuceni w wir wydarzeń. Wyobraźcie sobie, że nagle zostajecie postawieni w sytuacji, gdzie przestaje być aktualne wszystko w co do tej pory wierzyliście. Tego doświadcza Maciek, który w jednym dniu traci żonę, a jednocześnie okazuje się, że nie była ona tą osobą jakiej obraz zbudował sobie przez lata. Nie będę tu opisywał szczegółów, aby nie psuć Wam zabawy, ale kiedy główny bohater „Wyrwy” rozpoczyna prywatne śledztwo to raz po raz zaskakują go kolejne wiadomości na temat tego kim była jego żona Janina. Historia Maćka pokazuje, iż w. życiu człowiek bardzo często wierzy w to co chce wierzyć, a mechanizmy obronne pomagają nam nie zauważać niewygodnych faktów. Dopiero mocne zderzenie z rzeczywistością zmusza do konfrontacji z faktami. 

„Wyrwę” czyta się jednym tchem. Jednocześnie, pomimo iż styl Chmielarza jest charakterystyczny to najnowsza jego książka jest specyficzna i budzi skojarzenia z Harlanem Cobenem z najlepszych czasów, którego fani kryminałów pewnie doskonale znają. Czy potrzeba lepszej rekomendacji?

niedziela, 5 kwietnia 2020

Chłopiec z latawcem - Khaled Hosseini



Jest wiele książek, które po przeczytaniu szybko ulatują z głowy i jest tez tak naprawdę garstka, która zostaje z nami na zawsze. „Chłopiec z latawcem” zdecydowanie należy do tej drugiej grupy jak zresztą wszystko ci wychodzi z pod pióra Hosseiniego. Jest to bowiem opowiadacz historii z grona tych wybranych. 

Afganistan to jedno z najbardziej doświadczonych tragedią wojny państw na świecie. Ze względu na swoje położenie i inne czynniki jest targane wojnami od dawien dawna. Swoje interesy próbują tutaj odegrać dwa główne światowe mocarstwa, to znaczy Rosja i USA, a jednocześnie społeczeństwo tamtejsze stało się ofiarami fundamentalizmu religijnego. Główny bohater „Chłopca z latawcem” Amir, wprawdzie przed wojną zdołał uciec, ale nie udaje mu się pozbyć poczucia winy. Zdradził bowiem przyjaźń z Hasanem. Ciągle szukając uznania w oczach swojego ojca dopuścił się czynów, które ciążą mu nawet w dorosłym życiu i dlatego tez decyduje się powrócić po latach do Afganistanu, aby rozliczyć się z przeszłością. Zastaje rzeczywistość jeszcze gorszą niż w latach siedemdziesiątych kiedy to uciekał wraz z rodziną przed żołnierzami radzieckimi. Obecnie rządzą tutaj Talibowie i to kładzie się wielkim cieniem na obywatelach tego kraju. 

Pomimo przemocy, wojny i niegodziwości, a może właśnie dzięki nim opowieść snuta przez Hosseiniego jest pełna wzruszeń, piękna i nadziei. „Chłopiec z latawcem” to opowieść o odkupieniu i sile człowieczeństwa, które nawet w najgorszych możliwych czasach potrafi wyrwać się z szaleństwa i przeciwstawić największym zagrożeniom. Może to zabrzmi jak frazes , być może ktoś zarzuci mi banalność, ale moim zdaniem właśnie takie książki jak powieści wychodzące z pod ręki Khaleda Hosseiniego, a tym bardziej „Chłopiec z latawcem” powinny być obecne w kanonie lektur szkolnych. Co ma budować świat wartości w młodym pokoleniu jak nie historie, które opowiadają o okrucieństwie wynikających z wojny i nienawiści, a jednocześnie będące ciagle tak aktualne. Cudowna książka !

niedziela, 29 marca 2020

Stramer - Mikołaj Łoziński




O tej książce było głośno. Ogólnie rzecz biorąc towarzyszyły jej niemal same zachwyty. W takich sytuacjach zwykle ociągam się z lekturą z obawy przed rozczarowaniem. Niestety często obawy się sprawdzają . A jak było w przypadku „Stramera” ?

Książka Mikołaja Łozińskiego przywołuje wspomnienia z czasów kiedy to udawało się namówić babcie przy rodzinnych imprezach na to aby opowiedziała „jak to kiedyś było”. Babcia z początku niechętnie, a potem coraz śmielej wracała do wojny, do tego z czym los kazał jej się zmierzyć, a emocje jakie wtedy w sobie uruchamiała udzielały się wszystkim słuchającym. Tak właśnie opowiada Mikołaj Łoziński z którym wcześniej nie miałem do czynienia, ale to napewno się zmieni. „Stramer” zaczyna się trochę tak bajkowo kiedy to śledzimy losy żydowskiej rodziny w której to życie toczy się w spokojnym rytmie poza momentami kiedy to cieniem kładzie się na tej atmosferze narastająca frustracja głowy rodziny Nathana. Z czasem w miarę dorastania poszczególnych dzieci zaczyna wzrastać napięcie, a czytelnik zaczyna coraz to bardziej zagryzać pazury. 

W innych okolicznościach, czasie i w świecie wolnym od nienawiści moglibyśmy towarzyszyć rodzinie Stramerów pełni wzruszeń i kibicować im podczas normalnych życiowych wyborów związanych z dorastaniem, nauką, pracą, pierwszymi miłościami, zawodami miłosnymi itp. Niestety rzeczywistość jest inna i dlatego przychodzi nam przezywać wraz z nimi lęk przed nieuchronną zagładą świata do którego zdążyli przywyknąć. A co przynosi ta niepewna przyszłość ? Narastające nastroje nacjonalistyczne i antysemityzm, wojna na horyzoncie i zbliżający się nieuchronnie koniec bezpieczeństwa dla Nathana, Rywki oraz dzieciaków.

Mocno polecam „Stramera” wszystkim którzy w książkach szukają czegoś więcej niż czystej rozrywki. Mądra, emocjonalna, głęboka powieść.

sobota, 28 marca 2020

Fakt nie mit - Aleksandra Stanisławska, Piotr Stanisławski




Aleksandra Stanisławska i Piotr Stanisławski to małżeństwo naukowców, którzy starają się popularyzować naukę w czasach kiedy na nowo mamy do czynienia z zalewem rozmaitych mitów, zacofania i tzw. „fake newsów”.

Autorzy „Fakt nie mit” na codzień prowadzą między innymi internetowy portal Crazy nauka, kanał na YouTube jak również modna ich usłyszeć w radiu TokFm. W wydaniu książkowym zostały zebrane teksty dotyczące spraw często na łamach tych kanałów poruszanych. Stanisławscy dostarczają nam więc usystematyzowanej wiedzy na temat szczepionek, homeopatii, ewentualnej szkodliwości z korzystania z telefonu komórkowego czy chociażby żywności modyfikowanej genetycznie. Każdy rozdział zawiera odnośniki do sprawdzonych badań naukowych w temacie, ale co najważniejsze nie jest to jakiś niezrozumiały dla laika naukowy bełkot. Każdy przeciętny czytelnik do których zaliczam również i siebie bez problemu przyswoi treść gdyż autorzy nie tylko potrafią pisać po ludzku, ale jednocześnie obdarzeni są doskonałym poczuciem humoru co z pewnością korzystnie wpływa na przyswajalność.

Jak już wspomniałem na początku, przyszło nam żyć w czasach kiedy to jesteśmy zalewani masą informacji, a niestety duża ich część jest spreparowana wyłącznie po to by nieść strach, chaos i przyczyniać się do korzyści poszczególnych grup wpływu.  Jeszcze jakiś czas temu było nie do pomyślenia aby ktoś na poważnie chciał udowadniać, ze ziemia jest płaska jak również trudno było die spodziewać aż takiej popularności ruchów antyszczepionkowych podczas kiedy to mamy taki szeroki dostęp do spuścizny naukowej. Aleksandra i Piotr Stanisławscy świetnie wywiązujà się również z tego, aby prześledzić mechanizmy powstawania przekłamań, zwykłych zabobonów i pseudonauki. Gwarantuje, ze lektura jest bardzo ciekawa, a konstrukcja tej książki sprawia, ze można wracać do wybranych zagadnień wiele razy. Poza tym dzięki zawartej tu wiedzy niejeden będzie mógł zabłysnąć i popisać się ciekawymi spostrzeżeniami np na rodzinnej imprezie. 

środa, 25 marca 2020

Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku - Mikołaj Marcela




Książka "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku" nie jest typowym poradnikiem, bo bardziej niż instruować nas co i jak robić, zaprasza do refleksji nad stanem nie tylko rodzimego systemu edukacji i jego wpływu na rozwój naszych dzieci. Zmusza do zastanowienia czego w ogóle powinnismy oczekiwać od edukacji i jaka jest nasza rola w jej kształtowaniu. 

Mikołaj Marcela, co widać w każdym niemal fragmencie tej książki, wykonał kawał roboty jeżeli chodzi research. Otrzymujemy masę danych odnośnie tego co, gdzie i jak, z jakimi wynikami i z nastawieniem na jakie cele. Różne kraje, różne koncepty no i niestety nie znajdujemy się w czołówce jeżeli chodzi wymierne cele osiągane przez polską szkołę. Nasze dzieci stają się ofiarami przeładowanego programu, a nauczyciele często są sfrustrowani tym czego się od nich oczekuje. W tym momencie zaczyna się problem gdyż wedle autora rodzice mają wymierny wpływ na to co dzieje się w szkole i mogą wziąć odpowiedzialność co co tego jakie narzędzia będą w niej stosowane. Śmiem wątpić, gdyż jeżeli rządzący nie liczą się nawet z nauczycielami, to gdzie w tym wszystkim są rodzice ?

„Jak. Je spieprzyć życia swemu dziecku „ nie jest książką złą. Naprawdę zwraca naszą uwagę ku ważnym problemom i zmusza do refleksji nad tym co oferuje szkoła młodemu pokoleniu . Jednocześnie Mikołaj Marcela intryguje swoim podejściem do dzieci i młodzieży, widać że jest osobą kreatywną i nie obawia się eksperymentowania. Jest jednak coś takiego w tej książce, ze w pewnym momencie zaczyna irytować. Przynajmniej tak było w moim przypadku . Jednym słowem można przeczytać, ale jednocześnie szybko się o tej książce zapomina. 

wtorek, 24 marca 2020

O granicach. Kompetentne relacje z dzieckiem




Jeśli szukacie mądrego, wyważonego pomysłu na wychowanie własnego dziecka to najlepszym wyjściem moim zdaniem będzie sięgniecie po wytyczne Jespera Juula.

Jesper Juul już niestety nic nie napisze gdyż zmarł w zeszłym roku, ale na całe szczęście zostawił po sobie całkiem sporą spuściznę z której osobiście liznąłem tylko kilka pozycji i dalej dużo przede mną. Za każdym razem doznaje wręcz olśnienia, chociaż wskazówki przez niego dawane odnośnie relacji w rodzinie wcale nie są jakąś rewolucją jeżeli chodzi o psychologię i pedagogikę. Autor ten ma jednak niezwykły dar przekazywania ich w przystępny sposób. Tym razem wziął na tapetę temat szczególnie mi bliski jako że sam szykuję się do wychowywania małego brzdąca, a uwaga wedle Juula granice możemy zacząć stawiać już po upływie pierwszego roku życia .

Często słyszę zdania jakoby „kiedyś było lepiej”, „teraz wszystko jest postawione na głowie” itd. Ogólnie rzecz biorąc wydźwięk jest taki, ze „kiedyś dzieci się słuchały”. Jak możemy wyczytać w „O granicach” to posłuszeństwo było przede wszystkim wynikiem strachu, a myślę że mało który współczesny rodzic widzi się w toki tyrana. Przecież nie po to nauka poszła do przodu, abyśmy byli obojętni na jej odkrycia. Jesper Juul pokazuje nam jak mamy budować swoj autorytet, jak dbać o własne granice i szanować jednocześnie granice dziecka. Niby temat oklepany, ale chyba jednak bardziej jeśli chodzi o relację dorosły - dorosły, jeśli chodzi o konfigurację rodzic - dziecko sprawy nie są takie oczywiste, a rodzice czego potrafią się zgubić i mieć trudności jeśli chodzi o konsekwentne podejście do swoich pociech.

„O granicach” Jespera Juula to książka niezbyt obszerna, można ją w sumie przeczytać w godzinę -dwie. Można jednak do niej wracać, odświeżać wiedzę i korzystać z gotowych rozwiązań. Jeśli zależy wam żeby wasze dziecko wyrastało w atmosferze zaufania i wzajemnego szacunku to jest to książka dla was. 

poniedziałek, 23 marca 2020

Genialna przyjaciółka - Elena Ferrante




Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tą książką i przeczytałem opis to odniosłem wrażenie, że to nie jest lektura dla mnie. Potem był serial na HBO i też nie było wielkiego szału. Zrobiłem do niej podejście kiedy polecał ją Tusk w swoich dziennikach i nie żałuję. 

Z pozoru może się wydawać, że powieść Eleny Ferrante to książka typowo kobieca. Porusza ona bowiem historię skomplikowanej i wieloletniej relacji pomiędzy Eleną i Lilą. Kiedy poznały się jako dziewczynki to przyszło im toczyć prawdziwą batalię o przetrwanie w rzeczywistości pełnej ciemnoty, uprzedzeń i stereotypów, gdzie zwłaszcza kobietom było trudno walczyć o swoje. Stosunki pomiędzy Eleną a Lilą to nieustanne oscylowanie pomiędzy rywalizacją, a solidarnością i wsparciem. Elena bardzo się stara, ciągle dąży do tego by zostać zauważona, by się wykazać, a w przypadku Lili wszystko wydaje się być dużo prostsze, być może dlatego że jej osobowość sama w sobie nie pozwala na to by ją pominąć i nie zauważyć. 

Lektura "Genialnej przyjaciółki" to pasjonująca podróż przez czas, gdzie dorastamy wraz z jej bohaterkami i sympatyzujemy się z nimi na różnych etapach ich życia. Zarówno losy jednej i drugiej są obserwowana z perspektywy ich wzajemnej relacji i to dodaje specyficznego smaku tej opowieści. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje - to właśnie one sprawiają, że od tej książki trudno jest się oderwać. Pomimo, że akcja toczy się na przestrzeni kilkudziesięcioleci to czytelnik wcale nie ma poczucia jakoby przedstawiono mu jakiś skrót, streszczenie, a raczej dorasta wraz z bohaterami i przechodzi kolejne kryzysy. Z tych właśnie powodów szczerze tą książkę polecam i mam zamiar sięgnąć z czasem po kolejne części. 

niedziela, 1 marca 2020

Żle ma się kraj - Tony Judt




Podtytuł książki " Źle ma się kraj" najlepiej chyba oddaje charakter tej publikacji. Tony Judt stworzył mianowicie rozprawę o naszych współczesnych bolączkach i nas do tych rozważań zaprosił, a że facet potrafi interesująco pisać to każdy kto choć trochę bardziej niż przeciętnie interesuje się otaczającym światem będzie miał niezłą frajdę czytając te eseje. 

Tony Judt po mistrzowsku opisuje źródła osłabienia państwa jako instytucji, która zatraciła jedną z podstawowych funkcji jaką jest ochrona swoich obywateli za pomocą narzędzi regulujących rynek. Stało się tak między innymi ze względu na nadmierne zaufanie do mocy rynku, który miał się sam regulować, a doświadczenia wynikające z socjalizmu i ogromna niechęć do systemów wywodzących się z tamtej myśli doprowadziły do bezrefleksyjnego umiłowania liberalizmu. Z efektami tego mierzymy się do dzisiaj z uwagi na to, że osłabienie państwa doprowadziło do rozrostu ruchów populistycznych i nacjonalistycznych. Jednostki porzucone w toku tych przemian i pozostawione na żer wielkim korporacjom, globalizacji i niewystarczająco regulowanemu rynkowi pracy zaczęły szukać poczucia bezpieczeństwa na nowo skupiając się wokół religii, tradycji itd. To tak w dużym skrócie myślowym bo trzeba się mocno wgryźć w te eseje aby zrozumieć cały kontekst.

„Źle ma się kraj” opisuje mniej więcej to co zawarł w swojej autobiograficznej książce Didier Eribon. Tony Judt robi to jednak bardziej dogłębnie i w związku z tym dostajemy naprawdę wartościowe studium rozwarstwienia społecznego, alienacji obywatela, czy też postępującej utraty znaczenia opiekuńczej i regulującej roli państwa. Negatywne echa socjalizmu jako sytemu represyjnego i negatywne przekonania podsycane wiadomo z której strony utrudniają współczesny byt dla myśli lewicowej, dla ochrony klasy pracującej, dla opiekuńczej roli państwa i w rezultacie obserwujemy galopującą prywatyzację nawet tych sektorów, które kiedyś były nie do pomyślenia żeby miały trafić w ręce prywatne. To wszystko budzi lęk i niepewność mas, a w rezultacie gniew i bunt. Jeśli czytaliście „Powrót do Reims” i przypadła wam do gustu tematyka tam poruszana to warto dać szansę książce „Źle ma się kraj”.

piątek, 28 lutego 2020

Pastrami - Malcolm XD





To moje kolejne spotkanie z Malcolmem XD. Po „Emigracji” wiedziałem już, że i tym razem będę bawił się świetnie. Zdecydowanie jest to mój rodzaj poczucia humoru i nie koloryzuję tutaj, poraz kolejny śmiałem się do łez.

Malcolm XD to anonimowy twórca internetowy, a tzw. pasty to krótkie opowiadania niby to bazujące na faktach, a często kompletnie zmyślone. Żyją sobie takie pasty w internetach, czasem nawet nie zwraca na nie nikt uwagi, zdarza się że ktoś poda dalej i w końcu umierają, ale w przypadku tych autorstwa Malcolma nie ma takiej możliwości aby przepadły. Kiedy czyta się te opowieści aż chciałoby się wierzyć w to, że zdarzyły się one naprawdę. Tym bardziej jeśli ktoś tak jak ja ma obrazową wyobraźnię. Do teraz widzę gębę Zbyszka, który przywala w szybę na lotnisku, albo chociażby debatę na temat napisów w windzie, a to tylko niektóre z anegdotek przedstawionych w "Pastrami", a każda kolejna bawi jeszcze bardziej. Pewnie szybko zapomnę o czym czytałem, ale to jak się bawiłem było warto poświęconego czasu. 

"Pastrami" to książka na jedno posiedzenie więc jeśli nie macie zbytnio wyczulonego filtra na wulgaryzmy, dystans do siebie i otaczającej rzeczywistości to nie macie się co nawet zastanawiać tylko sięgajcie śmiało po tą pozycję. Ja ze swojej strony podzielę się jeszcze jednym spostrzeżeniem, niby to wszystko co znajdujemy w pastach Malcolma z założenia przejaskrawione, podrasowane, a mimo wszystko człowiek ma wrażenie że rzeczywistość goni ten cały absurd i groteskę i to sadzi przy tym konkretne szusy. To powoduje, że śmiech jest trochę przez łzy bo czy niby historia z windą bądź Bory Tucholskie są mocno nieprawdopodobne? Nie sądzę. 

czwartek, 27 lutego 2020

Prostytutki. Tajemnice płatnej miłości - Mieśnik Magda, Mieśnik Piotr




Pomimo, że nie uważam się za osobę którą byle co może sponiewierać, a jako że lubię reportaże to niejeden trudny temat mam za sobą, to niejednokrotnie przy lekturze „Prostytutek” czułem złość i bezsilność na sytuację pracownic seksbiznesu.

Zacznę od tego, że reportaż Magdy i Piotra Mieśników to kawał profesjonalnej reporterskiej roboty i zasługuje na uznanie. Temat został potraktowany kompleksowo i nie dość, ze dostajemy tu perspektywę rozpoczynającą się pośród tzw. tirówek a na sponsoringu kończąc to jeszcze autorzy nie poprzestali na samych prostytutkach, ale rozmawiali również z ich klientami, a nawet osobami odpowiedzialnymi za organizację nierządu w Polsce. Tym samym zyskujemy naprawdę wielowymiarową perspektywę. Wnioski nasuwają się same, otóż ogromna część prostytutek jest zmuszana do swojej pracy. Jedne są ofiarami przymusu bezpośredniego, a jeszcze inne ulegają rożnego rodzaju presji, często ze strony własnej rodziny. Naprawdę niewiele z nich prostytuuje się z własnej woli i inicjatywy. Już sam ten fakt stawia w wątpliwym moralnie świetle klientów agencji towarzyskich czy legendarnych lasów przy szosach. Do tego dochodzi chociażby to w jakiej kondycji fizycznej i psychicznej są pracownice ( często niewolnice ) seksualne i na jakie choroby narażajà się klienci uprawiając z nimi seks, często bez zabezpieczeń. Niby fakty znane, ale kiedy czytamy o konkretnych historiach to jakoś mocniej do człowieka to wszystko dociera.

Znajdziemy w „Prostytutkach” zarówno głośne sprawy z ostatnich lat w których wiodącym tematem było właśnie stręczycielstwo i organizacja nierządu na masową skalę jak i sprawy, które wcześniej nigdy nie znalazły światła dziennego. Mamy tu więc między innymi historie króla alfonsów, „salonów mazażu z bonusem”, czy też kulisy działania organizacji zapewniającej towarzystwo luksusowych „pań do towarzystwa” w której brało udział sporo osób z tzw. świata celebryckiego. Dla kontrastu historie anonimowych prostytutek świadczących swoje usługi w wynajmowanych pokojach czy przydrożnych lasach, a także młodych mężczyzn zmuszanych do prostytuowania za zachodnią granicą. To tak dla przestrogi, że nie jest to tylko kobiecy problem jak twierdzą niektórzy którym zależy na jego marginalizacji.

Podsumowując, z pod pióra Magdy i Piotra Mieśników wyszedł mocny, ciekawy, a czasem wręcz odstręczający portret polskiego seksbiznesu, który rodzi wiele pytań między innymi o to komu zależy na tym, aby prostytucja nadal odbywała się w podziemiu i przyczyniała się do cierpienia tysięcy zmuszanych do niewolnictwa kobiet o mężczyzn. 

poniedziałek, 24 lutego 2020

Szczerze - Donald Tusk




Czy to się komuś podoba czy nie to Donald Tusk jest jednym n najwybitniejszych polskich polityków . Tym bardziej z niecierpliwością oczekiwałem na jego książkę, jednocześnie bojąc się czy nie będzie to jedna z tych napisanych na szybko, na siłę z dużą ilością kolorowych fotografii zamiast konkretów. Tak to niestety często bywa przy takich pozycjach, ale tym razem zawodu nie było.

„Szczerze” to dziennik pisany przez Donalda Tuska od czasu objęcia funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej. Jeszcze żaden polski polityk w historii nie pełnił tak wysokiego stanowiska. Tym bardziej miał możliwość uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach ostatnich kilku lat zajmując miejsce w pierwszym rzędzie. Opowiadając o swoich wrażeniach ze spotkań z czołowymi światowymi politykami Tusk nie dość, że nie zanudza to dodatkowo można go posądzać o taką samą frajdę z poznawania tych osobistości jaką ma czytelnik ze śledzenia tych wydarzeń podczas lektury. To właśnie między innymi wzbudziło moją do niego sympatię gdyż ma się wrażenie, iż jest to po prostu bardzo sympatyczny człowiek. Poza tym jest osobowością o szerokich zainteresowaniach i pasjach, począwszy od sportu, a na książkach kończąc. Biega w maratonach, gra w piłkę i sam również kibicuje, a przy tym jest w tym autentyczny w przeciwieństwie do tych którzy stają się kibicami podczas kolejnych kampanii wyborczych by potem zniknąć z aren sportowych 

Mnie osobiście w „Szczerze” najbardziej chyba interesowały te proste ludzkie fragmenty, kiedy Donald Tusk wychodzi z roli męża stanu po to, aby przeżywać zagrożenie życia domowego pupila, czy też kiedy przeżywa żałobę po kolegach którzy odchodzą z tego świata, czasami w sposób tragiczny. Blisko mi było do niego kiedy potrafi współczuć przeciwnikowi politycznemu po śmierci syna ( Leszek Miller ) czy tez kiedy poleca lektury do przeczytania podobnie jak robi to co roku Barack Obama. Polubiłem Donalda Tuska po tych dziennikach pomimo, ze nie reprezentuje mojej opcji politycznej. Tym bardziej jest to dobre świadectwo jego człowieczeństwa i klasy jako polityka, że nie antagonizuje i potrafi być wyrazisty bez wzbudzania konfliktów z oponentami. Ma przy tym duży dystans do własnej osoby, poczucie humoru i spore wyczucie polityczne. 

Mocno polecam „Szczerze” wszystkim tym, których interesują kulisy wielkiej polityki i lubią sobie wyrobić własne zdanie zamiast ulegac manipulacjom i taniej sensacji. 

niedziela, 23 lutego 2020

Dżuma - Albert Camus




Są takie lektury do których nie dorosłem w szkole i teraz jest odpowiedni czas na to by po nie sięgnąć. Do takich książek należy z pewnością  „Dżuma” Alberta Camus. Cieszę się, że nie czytałem jej wtedy bo nie potrafiłbym jej odpowiednio docenić.

Niemal w każdym opracowaniu, a pamietam to jeszcze z czasów szkolnych kładziony jest  nacisk na fakt, iż „Dżuma” to powieść paraboliczna, ale nie mam zamiaru się wymądrzać, silić na opracowania tego typu. Skupię się po prostu na moich odczuciach, a mam wiele emocji po tej lekturze pomimo że minęło już dwa tygodnie od lektury. Przede wszystkim towarzyszy mi ogromna fascynacja Albertem Camus, iż potrafił on w tak frapujący sposób nakreślić bohaterów swojej powieści. Mamy tutaj ogromny wachlarz ludzkich postaw w obliczu kryzysu. Jedni pokazują niesamowity hart ducha i poświęcenie w momencie prawdy, inni obojętność, a nawet zwykłą kalkulację i egoizm. Toczące się rozmowy mają momentami wymiar filozoficzny i nieraz miałem potrzebę cofnąć się i przeczytać dany fragment jeszcze raz aby nad danym zagadnieniem zatrzymać się na dłużej. Pomimo wagi i tematów tych rozmów Camus wykazał się nie lada umiejętnościami i sprostał wyzwaniu abyśmy nie nudzili się podczas tych wywodów, a wręcz przeciwnie nie pozwala nam o nich zapomnieć i się od nich oderwać.

Dżuma jest na tyle uniwersalną powieścią, ze tak naprawdę pozostawia dla każdego z nas sporą przestrzeń do interpretacji. Symboliczną dżumą wymuszającą na nas określenie się i zaprezentowanie ludzkiej postawy może być jakakolwiek forma zła. Dla jednych będzie to wojna, dla innych głód, a jeszcze dla innych....No właśnie nie jest istotne co to będzie, ale jak w tym momencie zdamy egzamin z człowieczeństwa. Pewnie każdy chciałby odnaleźć się w kryzysie tak jak Rieux, ale nie każdemu to będzie dane. Szczególnie we współczesnych czasach jest to istotny dylemat, gdzie ludzie często chowają się za zinstytucjonalizowanym systemem wartości, który nie zawsze musi przekładać się na autentyczną ludzką postawę, a przykładem niech będzie tu chociaż kryzys uchodźczy. Jak sprawdzamy się kiedy sytuacja aż prosi się o solidarność z pokrzywdzonymi wojną o biedą?   Z takiego gatunku pytaniami zostawia nas Camus w „Dżumie”. Mocno polecam i powoli zbieram się do kolejnych jego książek.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey - Dionisios Sturis, Ewa Winnicka




Głośno było o tym reportażu, tak jak głośno było o samej sprawie której kulisy są tutaj przedstawione. Od dłuższego już czasu zbierałem się na lekturę i jakoś tak zawsze było coś  innego na rzeczy. Przyszła kolej i na „Głosy”. Czy było warto ?

Nierówny jest ten reportaż. Sama sprawa Rzeszowskiego jak najbardziej wciągająca i do samego końca intrygująca, zwłaszcza dla tych co tak jak ja bliżej nie śledzili wydarzeń z 2011. Wtedy też doszło do sześciokrotnego morderstwa na wyspie Jersey. Damian Rzeszowski zabił żonę, dwójkę małych dzieci i jeszcze trójkę osób, które znalazły się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Dlaczego ktoś dopuścił się tak makabrycznego czynu ? Co nim kierowało i czy był w pełni władz umysłowych ? Będziemy mieli dostęp do wniosków ze śledztwa w tej sprawie, zeznań znajomych i rodziny jak również przebiegu postępowania sądowego. Z tych informacji przyjdzie nam wyciągnąć własne wnioski gdyż sprawa dotąd budzi wiele kontrowersji. Oprócz wydarzeń na Jersey dostajemy również rys historyczny i socjologiczny samej wyspy ze szczególnym uwzględnieniem losów Polaków, którzy przyjechali tu do pracy. Na ile ma to znaczenie w przypadku sprawy Rzeszowskiego śmiem wątpić i to jest właśnie ta cześć książki, która jak dla mnie obniża notę całościową. 

Moim zdaniem gdyby autorzy skupili się tylko i wyłącznie na samej tragedii z 2011-ego to książka miała by lepszy rytm i trudno by było się od niej oderwać. Tak się nie stało i w rezultacie w „Głosach” są przestoje przy których można się wyłączyć, momentami nawet znużyć. Wydaje mi się, że te rozważania o polskich imigrantach na wyspach były jakby na sile i nie pasowały do całości. Wracając jednak do tego czy warto czytać „Głosy” to bez wątpienia warto. Pomimo tych wszystkich zastrzeżeń i tak jest to dobry reportaż i można się nim śmiało zaciekawić.


wtorek, 28 stycznia 2020

Podpalacze - R.O. Kwon


 


Już sam widok okładki spowodował u mnie dreszcze. Po pierwszym rozdziale oddałem się jej bez reszty. Pięknie pisze R.O. Kwon. Nie są ani trochę przesadzone zachwyty nad jej osobą i trudno uwierzyć że mamy do czynienia z debiutem literackim.

„Podpalacze” to opowieść o radzeniu sonie ze stratą i poszukiwaniu sensu. Niestety jak to w takich przypadkach bywa kiedy człowiek podejmuje rozpaczliwe i nieprzemyślane próby wypełnienia pustki w swoim życiu. Łatwo wtedy ulega złudzeniom i potrafi budować na fasadach. Iluzja na której opierają się Will i Phoebe jest na tyle kusząca, iż ulegają jej bez reszty. Will tworzy sobie wyobrażenie miłości ze strony dziewczyny, której tak naprawdę nie zna, a ona z kolei próbuje uwierzyć w religię choć nie potrafi uwierzyć w Boga. Pompują balon, rozpisują kolejne akty dramatu i według wszelkiego prawdopodobieństwa zmierzają do wielkiego rozczarowania z którego mogą się już nie podnieść. Czy uda się im uniknąć tragedii ? A może konsekwencje będą jeszcze większe niż możemy się spodziewać. Intrygujący jest zwłaszcza sam początek historii zwiastujący grozę.

To że książkę R.O. Kwon pochłania się na jednym wdechu to przede wszystkim znakomity kunszt autorki, ale nie sposób nie wspomnieć tutaj również o zasługach wydawcy. Czasem książka jest nieprzyswajalna już przez sam przekład, a tu wręcz przeciwnie - tłumaczenie nie odbiera poetyckiego ducha „Podpalaczy”, a tych co tak jak ja mają problem ze wzrokiem ucieszy duża i wyraźna czcionka. Chapeau bas Agora! Nie to, że się podchlebiam czy coś w tym stylu, kto przerabiał problemu ze zmęczonymi oczami i rozjeżdżającym się tekstem doskonale będzie rozumiał o czym mówię. Nie musząc więc skupiać się na tych przyziemnych kwestiach w przypadku „Podpalaczy”, możemy w pełni delektować się kolejnymi rozdziałami tej książki z których praktycznie każdy aż kipi od emocji i mógłby śmiało robić za wstęp do odrębnej historii. Nie wiem jak to było i będzie u innych, ale ja momentami pozwalałem się zahipnotyzować i płynąłem pośród tych emocji. Tego właśnie oczekuję osobiście od książek, ze pozwolą mi skutecznie oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o wszystkim co wydaje się tak frapujące pośród codzienności. Oczekuję niezapomnianej podróży, która kiedy już dotrę do finału na długo jeszcze będzie zajmować moje myśli. Te oczekiwania R.O. Kwon spełniła z nawiązką i myślę ze podobnie będzie z Wami jeśli dacie sobie szanse i sięgniecie po tą książkę.

Książki traktujące o pustce, samotności, traumie i poczuciu winy to z reguły ciężki kaliber i sięgając po nie musimy liczyć się z tym, że ta lektura nas przytłoczy i sponiewiera. W przypadku „Podpalaczy” nic takiego się nie dzieje, a emocje które towarzyszą nam na sam koniec...a zresztą sprawdźcie sami. 

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Bębny nocy. Studium - Miljenko Jergović







„Bębny nocy. Studium” Miljenko Jergovića to książka tak niepozorna, ze nie trudno ją było przegapić w zeszłym roku. Jak to zwykle bywa, te nienachalne książki potrafią pozytywnie zaskoczyć i ująć za serce nawet bardzo wybrednego czytelnika. Ja do wybrednych nie należę, ale do zauroczonych "Bębnami nocy" zdecydowanie tak. 

Miljenko Jergović napisał książkę o książce. Nie dość, że książka nigdy nie istniała, to prawdopodobnie nie istniał też Josip Gubernik. Tymczasem otrzymujemy krytyczną analizę jego rzekomych pamiętników, których początek datowany jest na 1914 rok kiedy to Gubernik miał przyjechać z Austrii do Sarajewa żeby badać klon jaworowaty. Czy czujecie się zaintrygowani? W kadym razie powinniście.

Konwencja wybrana przez autora doskonale sprawdza się jeśli chodzi o realizację zamierzonego przez niego celu, a jest nim zaintrygowanie czytelnika Sarajewem w przede dniu konfliktu, który tak naprawdę rozpalił świat na wiele dziesięcioleci. Gubernik stał się w rękach Jergovića narzędziem do przedstawienia tła, które w tym przypadku staje się głównym bohaterem. Sarajewo i zamieszkujący go ludzie, zarówno ci zmyśleni jak i faktycznie zamieszkujący je w ówczesnym czasie prezentują się nam tutaj w pełnej krasie i działają na wyobraźnię.

Książka tego urodzonego w Sarajewie pisarza to jedno z najciekawszych doświadczeń w moich dotychczasowych czytelniczych eskapadach. Dobrą mam passę na początku bieżącego roku swoją drogą, a "Bębny nocy" serdecznie Wam polecam. Naprawdę warto!

niedziela, 26 stycznia 2020

Czas cezarów - Łukasz Orbitowski




Kolejny z prezentów świątecznych, który poszedł na pożarcie. „Czas cezarów” to dwie minipowieści Łukasza Orbitowskiego. Zaczynamy od tytułowej opowieści o domorosłych specjalistach od uroków po to, żeby potem zmienić klimat i śledzić losy wilkołaczej skóry na przestrzeni wielu lat. 

Bardzo przyjemnie czyta się Orbitowskiego w takim wydaniu, Światy, które tworzy w "Czasie cezarów" budzą skojarzenia ze "Szczęśliwą ziemią", a wtajemniczeni łatwo zorientują się co mam na myśli. Ponadto można tu odnaleźć klimaty charakterystyczne dla opowiadań ze zbioru "Wigilijne psy".  Mroczne historie podane z przymrużeniem oka w połączeniu ze świetnym poczuciem humoru autora są gwarancją świetnej zabawy i sprawiają, że czyta się to szybko, wręcz za szybko. Dopiero co wkręciłem się w lekturę, a już trzeba było kończyć. Z jednej strony niedosyt, a z drugiej czasem ma się już dość tych wszystkich cegieł i minipowieść staje się tu idealnym rozwiązaniem.

Łukasz Orbitowski bawi się z czytelnikiem eksperymentując z gatunkami, mieszając uderzające do głowy koktajle i raz po raz puszczając do niego oko. Nikt tak jak on nie potrafi sprawić, iż czujemy się jak podczas seansu z horrorem, a jednocześnie uśmiechamy się pod nosem. Nikt tak jak on nie tworzy specyficznej atmosfery grozy pośród zwykłych polskich osiedli, w oparach alkoholu, w brudzie blokowisk. No i wreszcie nikt nie kreśli tak oryginalnych postaci operując w środowisku przeciętniaków, którzy normalnie przemknęli by niezauważeni, a w jego powieściach otrzymują wielkie role do odegrania. Ja to kupuję bez reszty i Wam również mocno polecam, a dodatkowy smaczek stanowi w przypadku "Czasu cezarów" fakt, iż książka ukazała się w limitowanym nakładzie na wyłączność w Wydawnictwie SQN i każda wydana sztuka opatrzona została autografem autora. 

piątek, 17 stycznia 2020

Iluzjonista - Remigiusz Mróz




Z nowym rokiem postanowiłem się streszczać w swoich opiniach żeby zainteresowani znaleźli konkret, a nie przedzierali się przez moje wywody. Na pierwszy ogień idzie prezent świąteczny czyli „Iluzjonista” Remigiusza Mroza.

Gerard Edling prowadził sprawę w roku 1988 i jej echa docierają za nim 30 lat później. Wtedy to ktoś zaczyna naśladować morderstwa z przed lat. Mało tego, zdaje się mieć dostęp do informacji które były w posiadaniu tylko ścisłego grona zajmującego się sprawą. Edling ma sporo do ukrycia jeżeli chodzi o sprawę z przed lat i nie tylko on. Jak się okazuje wtedy wiele rzeczy nie potoczyło się zgodnie z planem. Żeby było jeszcze bardziej tajemniczo to akta sprawy z 1988 zaginęły, a osoby związane z tą sprawą albo nie żyją, albo nagle zaczynają znikać w dziwnych okolicznościach. Brzmi nieźle ? No myślę.

„Iluzjonista” to powieść po którą moim zdaniem należy, a nawet trzeba sięgnąć jeżeli lubicie ciekawe intrygi kryminalne, które trzymają w niepewności do samego finału. Akcja toczy się szybko, autor myli tropy, a dodatkowego smaczku dodaje fakt, iż historia toczy się dwutorowo. Śledzimy na zmianę wydarzenia z przed 30 lat i współcześnie. Mocno polecam, nawet jeśli macie poczucie że Remigiusz Mróz wychodzi nawet z Waszej lodówki. 

środa, 1 stycznia 2020

Najlepsze z najlepszych - czyli ranking 2019





Skończy się czytanie, skończą się filmy, muzy też nie posłuchasz mówili. Będziesz miał dziecko nie będzie czasu na kulturę twierdzili. Jak zwykle się mylili. Czas na obcowanie z kulturą, na pasje i zainteresowania zawsze się znajdzie pod warunkiem, że jest to dla nas ważna sfera, a że ja bez niej nie wyobrażam sobie życia to udało mi się całkiem dużo dobrego wybrać dla siebie  w tym mijającym roku.

KSIĄŻKI

„Powrót do Reims” - Didier Eribon powieść o powrocie w przeszłość, w głąb siebie. Eribon sięga do swoich korzeni i podejmuje próbę konfrontacji z własnymi lękami starając się jednocześnie odpowiedzieć na pytanie jak udało mu się pokonać bariery klasowe i dokonać awansu społecznego. Właśnie o tym jest przede wszystkim jego książka, o społeczeństwie klasowym i choć elity mają interes w tym żeby wmawiać nam, iż tak naprawdę wszyscy mamy równe szanse to nawet jeśli daliście się oszukać, po przeczytaniu tej książki zobaczycie że takie twierdzenie to bzdura.

„Dom z dwoma wieżami” - Maciej Zaremba Bielawski - jedna z tych książek którą powinniśmy przeczytać i chyba dlatego tak wiele osób zapisywało ją w zeszłym roku na półkach must-read. Jest to bowiem pozycja bogata narracyjnie i mocno intymna, a z drugiej strony opowieść bardzo uniwersalna. Myślę, że niejednemu z nas posłuży jako pretekst do podroży w głąb swej tożsamości. Być może zajrzymy w głąb siebie, a może popatrzymy też szerzej na tożsamość narodową.

FILMY

Monument - Jagoda Szelc to prawdziwa czarownica, a jej kolejny film "Monument" jest tak nieoczywisty i elastyczny jeżeli chodzi o interpretację, że długo pozostał w mojej głowie. Dodatkowym bonusem była możliwość spotkania reżyserki po seansie. Nie dziwi, że ktoś o tak szerokich horyzontach płodzi filmy z taką głębią. 

Boże Ciało - wiara w życiu człowieka z pięknej perspektywy. Delikatny, liryczny, a momentami dla kontrastu bardzo mocny film. Nie dziwię się, że trafił na krótką listę oskarową. 

Kafarnaum - podziały klasowe jakoś mocno mi towarzyszyły w refleksjach w mijającym roku. Podejrzewam, że w 2020 będzie podobnie. Tyle jest niesprawiedliwości i krzywdy ludzkiej, a najgorsze jest to, że ile by filmów nie powstało takich jak ten, to ci którzy mogą mieć wpływ odwracają oczy. Nigdy nie zrozumiem jak obok takich filmów jak ten w reżyserii Nadine Labaki można przechodzić obojętnie i nie podjąć kroków żeby coś zmienić. Rola Zain Al Rafeea genialna.

Przy okazji filmów warto też wspomnieć o serialach. Jeżeli chodzi o ubiegły rok to jak dla mnie najlepsze seriale prezentują się następująco:

Czarnobyl

Rok za rokiem

Stranger Things III


MUZYKA 

Tool - Fear Inoculum - chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych płyt przez fanów muzyki alternatywnej. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach spotkała się z dużym rozczarowaniem, ale jak dla mnie świetna płyta i na całe szczęście chłopaki nie wydziwiali i dali fanom to do czego przyzwyczaili przed laty. 

Pidżama Porno - Sprzedawca jutra - Pidżama też kazała sporo czekać na płytę. Grabaż w życiowej formie, a płyta zwłaszcza tekstowo zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i gościła bardzo często na playliście. 

To by było na tyle :) Fajny ten rok był pod względem kulturalnym, a szczególnie wzruszył mnie literacki nobel dla Olgi Tokarczuk. A jak było u Was ? Pokrywają się choć po części moje wybory?