Przyznaję, że od jakiegoś czasu miałem rozbrat z książkami Yaloma, co pewnie głównie brało się z faktu, iż z reguły człowiek unikalnych tematów związanych ze śmiercią, przemijaniem, żalem po stracie. Jeśli już jednak pojawi się u was gotowość do konfrontacji z tymi tematami to Irvin D. Yalom jest idealnym kandydatem na przewodnika jako że dokonuje on tego w sposób niemal bezbolesny.
Wiele prób podejmowano jeśli chodzi o opis procesu terapeutycznego i przybliżenie na czym polega psychoterapia widziana od kuchni, ale nikomu nie udało się tego zrobić w taki sposób jak ten sympatyczny staruszek. Cechuje go ogromne poczucie humoru, a przy tym dystans do siebie co sprawia, iż relacja jest terapeutyczna w jego wykonaniu nigdy nie była i nie będzie tak fascynująca. "Istoty ulotne" to ta sama formuła jak obrosły już legendą doskonały zbiór "Kat miłości" i mimo że wydawać by się mogło, że może to się w końcu znudzić to autor przy doborze przedstawionych historii zadbał byśmy nie mogli oderwać się od lektury.
Kolejni bohaterowie "Istot ulotnych" to osoby, które w różny sposób starają się uciec przed myślą o tym co nieuniknione. Robią oni wszystko żeby nie skonfrontować się z przebijającą się do ich świadomości prawdą o tym, że należymy do istot które przemijają, a każdy dzień zbliża nas do pewnego końca. Nie pomoże ucieczka w coraz to nowe związki, nie pomoże uciekanie w pracę czy eksperymentowanie z coraz to nowymi sposobami dostarczania sobie zastępczych gratyfikacji celem odwrócenia uwagi o nieuchronnej śmierci. Nic też nie da obrażanie się na cały świat i ludzi wokół. Fakty są brutalne i bez względu na to czy wierzymy w życie po śmierci czy też jak sam autor poddajemy taką możliwość w wątpliwość to każdy zmarnowany dzień, każda upływająca chwila uciekają bezpowrotnie. Co daje więc zamierzenie się z prawdą, że czeka nas śmierć? Wedle Yaloma poza nieprzyjemnym uczuciem żalu po stracie otrzymujemy szansę by wykorzystać ten dany mam czas najlepiej jak umiemy.
David Irvin Yalom pokazuje nam jak korzystać z czasu na przykładzie swojej pracy terapeutycznej z pacjentami. Wykorzystuje on te kilkadziesiąt minut spotkania z drugim człowiekiem doskonale, cały czas analizując proces relacji zachodzącej między nimi. Sposób pomagania przez niego drugiemu człowiekowi w nurcie humanistycznym jest bardzo bliski niejednemu terapeucie, lecz szkopuł leży w tym iż nie każdy kto czytając Yaloma chce być taki jak on ma do tego predyspozycje i umiejętności. Dla mnie osobiście takie widzenie drugiego człowieka gdzie z relacji czerpie nie tyko pacjent, ale i terapeuta zawsze będzie najbliższe jeśli chodzi o wizję pomagania ludziom. W dobie bogactwa rozmaitych szkół i nurtów, gdzie aż roi się od fajerwerków i akrobatycznych interpretacji tłumaczenia zachowań człowieka to właśnie tak zwyczajne " yalomowskie towarzyszenie" człowiekowi w jego kryzysach i dylematach ma w moim odczuciu największą moc.
Podsumowując, książka ta stanowić będzie szalenie interesującą lekturę zarówno dla tych którzy zajmują się pomaganiem w sposób profesjonalny, jak również dla tych których ciekawi "jak to się robi", a może raczej jak powinno się to robić, bo i wśród psychoterapeutów teoria nie zawsze znajduje odbicie w praktyce i to bez względu na wiszące w gabinecie dyplomy. Zatem miłej lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz