Także i ja poddałem się sile promocyjnej machiny odnośnie książki Jørna Lier Horsta i postanowiłem sprawdzić kto to taki i o co tyle szumu. Muszę przyznać, że towarzyszył mi swego rodzaju sceptycyzm i raczej nie liczyłem na pozytywne wrażenia z lektury. Często sprawdza się mądrość ludowa, że ' z dużej chmury mały deszcz", ale na moje szczęście tym razem trafił się wyjątek.
Autor "Kluczowego świadka" zdążył już zebrać całkiem sporą rzeszę fanów w naszym kraju i większość użytkowników takich portali jak choćby lubimyczytać doskonale wie kto to taki ten Jørn Lier Horst. Seria o Williamie Wiistingu miała tę wadę, iż poszczególne jej tomy ukazywały się w Polsce trochę tak bez ładu i składu i stąd też chyba mój dystans do tych bądź co bądź głośnych kryminałów. Kiedy ruszyła akcja promocyjna odnośnie "Kluczowego świadka" to moja ciekawość w końcu wygrała, zwłaszcza że jest to tak naprawdę początek serii o sympatycznym komisarzu.
Pierwsze ważenia, które mi towarzyszyły przy lekturze tej książki to z pewnością dbałość autora o bardzo szczegółowy rys postaci głównego bohatera. Nie ma się niby czemu dziwić skoro to pierwszy tom długiej serii o przygodach Wistinga, ale myślę że Horst zasługuje na uznanie czytelników mimo wszystko, gdyż wykreował bardzo barwną postać. Być może dla niektórych słowo "barwna' w odniesieniu do komisarza Williama Wistinga będzie swego rodzaju ekwilibrystyką, ale moim skromnym zdaniem to nie lada sztuka zaciekawić czytelnika kimś tak przeciętnym jak ten policjant. Osoby przyzwyczajone do śledczych w rodzaju Harry'ego Hole czy Fabiana Riska, którzy już na kilometr intrygują swą bujną przeszłością, skomplikowaną osobowością, a do tego jeszcze zmagają się z problemem uzależnienia mogą się zdziwić na spotkanie z Wistingiem, bo on dla odmiany jest "standardowy".Nie wydziwia, nie ma specjalnych dylematów egzystencjalnych, jest "zarobiony", ale przy tym ma zapędy pracoholika, nie charakteryzują go nagłe przebłyski i odkrycia które popychają śledztwo do przodu, a za to stosuje starą sprawdzoną dedukcję i w miejsce indywidualizmu i gwiazdorzenia znajdzie się u niego praca zespołowa. Mimo tego, że trochę zalatuje tu z pozoru nudą, to dziwnym trafem takowej nie doświadczycie w "Kluczowym świadku"
Sama historia na bazie której toczy się pierwszy tom serii o Williamie Wistingu jest wedle tego co udało mi się wyczytać w recenzjach i materiałach promocyjnych dotyczących tej książki oparta na śledztwie w sprawie morderstwa, które swego czasu toczyło się faktycznie w Norwegii i było bardzo głośne. Pewnie dla samych Norwegów, bądź osób z Norwegią blisko związanych jest to dodatkowy smaczek, bo dla mnie przyznam się szczerze niekoniecznie. Ja potraktowałem powieść Jørna Lier Horsta jako fikcję literacką i muszę stwierdzić iż w kategorii kryminałów prezentuje się bardzo przyzwoicie. Już na samym początku jesteśmy postawieni w obliczu zbrodni na Prebenie Prammie, który zostaje znaleziony martwy w swoim domu, a ślady odnalezione na jego ciele wskazują na brutalne morderstwo. Ofiara była przed śmiercią torturowana, a pikanterii sprawie dodaje fakt, iż już na samym początku zostaje wykluczony motyw rabunkowy. Tym samym prawdopodobieństwo odnalezienia sprawcy bądź sprawców spada niemal do zera, ale jak się okazuje nawet dla spokojnego Williama Wistinga nie ma spraw nie do rozwiązania.
Nie wiem szczerze powiedziawszy czy kiedykolwiek jeszcze sięgnę po serię o komisarzu Wistingu, ale myślę sobie, że każdy wielbiciel kryminałów powinien dać szansę choć jednemu tomowi tej serii, a "Kluczowy świadek" wydaje się być pozycją wręcz idealną do początku romansu. Życzę więc przyjemnej lektury, która powinna zaspokoić apetyt nawet najbardziej wybrednych fanów kryminalnych zagadek. Główny bohater powieści Jørna Lier Horsta przypadnie do gustu przede wszystkim fanom Wallandera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz