Wpis ten powstał w ramach akcji Książka, dzięki której zacząłem czytać zorganizowanej przez Dagmarę z bloga socjopatka.pl. Akcja ta ma na celu popularyzację czytania poprzez wybór najlepszych książek z różnych gatunków literackich. Każdy z blogerów biorących udział w akcji ma za zadanie przedstawić jeden gatunek i polecić książkę z którą najlepiej w jego opinii rozpocząć przygodę z tym właśnie gatunkiem. Mi przypadł w udziale sport i wybrałem do prezentacji książkę o najlepszym moim zdaniem współczesnym piłkarzu. Dlaczego akurat ten gatunek ? Przede wszystkim z uwagi na to, iż jestem zapalonym kibicem piłki nożnej, a także dlatego iż moim zdaniem jest to idealna propozycja do zachęcenia do czytania facetów, gdyż niestety stanowimy mniejszość jeśli chodzi o populację czytelników.
Tak naprawdę to nie pamiętam pierwszej książki, dzięki której zacząłem czytać. Pamiętam natomiast bardzo dobrze powieść dla której pierwszy raz straciłem głowę, w był to "Hrabia Monte Christo" Dumasa. Zerwałem dla niej kilka nocy. Do dziś czuję te emocje, kiedy z zapartym tchem śledziłem kolejne etapy zemsty konstruowanej przez Edmunda Dantesa. Ale to były jeszcze czasy szkoły średniej...
Łukasz Orbitowski mówił na jednym ze spotkań z czytelnikami, że człowiek wraz z wiekiem zmienia zwykle swe preferencje czytelnicze i trudno się z tym nie zgodzić, kiedy przychodów się skonfrontować z tym, że od książek przygodowych wyszło się do reportaży i literatury latynoamerykańskiej, które na chwilę obecną podobają mi się najbardziej. Niby nic dziwnego, całkiem zrozumiała i oczywista kwestia zważywszy na to, że skoro wraz z wiekiem dojrzewamy to i również innej strawy duchowej poszukujemy. Kiedy socjopatka zaprosiła mnie do udziału w swojej akcji "książka, dzięki której zacząłem czytać" to nie zastanawiałem się nawet przez moment. Najbardziej przeraża mnie fakt, iż są ludzie którzy w ogóle nie korzystają z tej wspaniałej strawy duchowej jaką są książki. Patrząc na stan czytelnictwa w Polsce nie ma co wylewać łez ale szukać konstruktywnych sposobów poprawy tego stanu. Jedną z najbardziej prozaicznych przyczyn może być niedopasowanie lektury do gustu potencjalnego czytelnika.
Miałem kiedyś długą przerwę w czytaniu i przez kilka lat nie przeczytałem więcej niż jedna książka w roku, do momentu aż w moje ręce trafiła autobiografia największego moim zdaniem współczesnego piłkarza jakim jest Zlatan Ibrahimovic. "Ja Ibra" powstała przy współpracy znanego szwedzkiego dziennikarza David Lagercrantz, którego może brzmieć znajomo dla fanów trylogii Millennium Larssona. Autor ten jest bowiem odpowiedzialny za kontynuację tego bestsellera pod tytułem "Co nas nie zabije". Razem ze Zlatanem Ibrahimovicem podjęli się oni nie lada wyczynu, bo spisanie bujnej kariery chyba najbardziej popularnego sportowca w Szwecji od czasów Bjorna Borga z pewnością do najłatwiejszych nie należy. Nie dość, że przedsięwzięcie doszło do skutku, to jeszcze otrzymaliśmy chyba najlepszą jak dotąd, a na pewno jedną z najlepszych autobiografii jakie przyszło mi czytać.
"Ja Ibra" zaspokoi apetyty nie tylko fanów piłki nożnej, ale nawet i tych którzy nie pasjonują się sportem w ogóle. Jest to bowiem przede wszystkim historia wielkiej osobowości, przez jednych ocenianej jako pozer i narcyz, a przez innych docenianej za hart ducha i ogromną wytrwałość w dążeniu do bycia najlepszym. Zlatan Ibrahimovic swoją drogę do statusu piłkarskiej gwiazdy miał bardzo długą i wyboistą. Wychowywał się w getcie i już od samego początku nie miał lekko. Jak się miało później okazać ta peryferyjna dzielnica Malmö w której dorastał, mimo iż nie rozpieszczała to wyrobiła w nim siłę ducha, która to w późniejszym czasie miała nieraz pomagać mu w wychodzeniu z niejednej trudnej sytuacji i kryzysu. "Krnąbrny" to najdelikatniejsze określenie dla charakteru Ibry, którego trenerzy nie cierpieli gdyż nie miał w zwyczaju robić rzeczy, których sam nie uznał za sensowne i potrzebne. Jeśli sam o tym zdecydował to dawał z siebie wszystko, grał w większości wielkich klubów piłkarskich i zdobywał z nimi trofea. Był liderem bez względu na towarzystwo e jakim się znalazł. Nie bał się konkurencji. Nie można obok niego po dziś dzień przejść obojętnie. Jedni go kochają, inni nienawidzą.
Wśród czytelników książek pewnie znajdują się i tacy, którzy sięgają tylko po "ambitną" gatunkowo literaturę i nie zwracają uwagi na takie gatunki jak sport, muzyka itp. Traktują wręcz czytelników gustujących w takiej tematyce jako tych "gorszego sortu". Ja jednak dla odmiany uważam że każdy rodzaj literatury jest lepszy niż żaden. Chciałbym zachęcić wszystkich, którzy nie czytają, czytają mało, bądź też omijają szerokim łukiem literaturę sportową i biografie do przełamania się i dania szansy książce "Ja Ibra". Może będzie ona alternatywą dla czasopisma sportowego, dodatkiem do porannej kawy, a może wypełni czas w busie czy pociągu. Kto wie ? Może nawet będzie stanowić rozgrzewkę do literatury z innych gatunków i półek. U mnie tak właśnie było. Najpierw miałem ubaw czytając o wyczynach Zlatana, aby w późniejszym czasie zaczytywać się Stasiukiem czy Tokarczuk. Bo literatura z gatunku sportowego jest według mnie znakomitym przetarciem do kultury ( literatury ) wyższej, ale też stanowi wartość sama w sobie. Czekam na info zwrotne jeśli ktoś się skusi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz