Marcin Wicha snuje swoją opowieść i usypia czujność czytelnika aby niepostrzeżenie zwalić go z nóg coraz to nową anegdotą. Lekkość x jaką wprowadza nas w świat swoich wspomnień jest jeszcze bardziej ujmująca niż w przypadku "Jak przestałem kochać design". Jeśli podobała wam się tamta książka to z pewnością odnajdziecie się i również w przypadku tej książki.
Było o relacji z ojcem, będzie o relacji z matką w kontekście pożegnania z nią i w ramach potrzeby poukładania sobie części składowych tejże relacji z kawałków wspomnień i doświadczeń. Matka Marcina Wicha z tego jaki obraz przedstawia nam sam autor w tej książce, do łatwych osób zdecydowanie nie należała, ale jednocześnie biją z niej niezłomność i odwaga. Wspomnienia i niej wiążą się z przedmiotami, które po sobie zostawiła, a są to przede wszystkim książki. Autor szukając dla nich nowych właścicieli żegna się z chwilami, które spędził z matką, a robi to starając się nie pozwalać sobie na zbytni sentymentalizm, bo nie było to w jej stylu. Czy uda mu się do końca wyzbyć sentymentalnej nuty w prowadzonej przez siebie narracji? Raczej nie. Historia, którą zawarł na kartach tej książki jest pełna wzruszeń i dowodzi o jego wielkiej wrażliwości.
Rzadko w dzisiejszych czasach prostota i autentyczność dostają szansę by skutecznie rywalizować z na siłę ubarwianym i pełnym sztucznych ozdobników językiem. Tym bardziej cieszy Paszport Polityki dla "Rzeczy, których nie wyrzuciłem", bo Marcin Wicha okazuje się być dowodem na to, iż taka proza jest w stanie się skutecznie obronić. Z wielką przyjemnością pochłaniałem kolejne strony i nie będę tu silił się na deklaracje, iż "tak szybko się ta książka skończyła", albo "szkoda, że tak krótko". Przeciwnie, po zakończeniu lektury miałem poczucie iż było tyle ile było trzeba i wszystko co miało być powiedziane zostało powiedziane. Nie ilość stron, ale sposób przedstawienia tematu decydują o sile książki i choć wydaje się to być banałem, to współcześni autorzy zachowują się często tak jakby to wcale takie proste nie było. Być może to kwestia narcystycznego rysu, którego na szczęście Marcin Wicha nie posiada, a co można zaobserwować śledząc jego wypowiedzi w udzielanych wywiadach.
Mam trochę z Marcinem Wichą jak z Patti Smith, że kiedy zasiadam do lektury, to jakby się wygaszam i godzę z otoczeniem i chociaż to zupełnie inna wrażliwość kiedy porównamy tych dwóch pisarzy, to mają oni że sobą moim zdaniem dużo wspólnego. Jescze raz mocno polecam lekturę "Rzeczy, których nie wyrzuciłem", zwłaszcza że każdy z nas stracił bądź straci kogoś ważnego i kiedy trudno nam było lub będzie pogodzić się ze stratą, to wtedy doświadczenia Marcina Wichy mogą okazać się mocno uwalniające. Poza tym bez względu na temat to po prostu kawał dobrej literatury i z pewnością czas jej poświęcony nie będzie należał do straconych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz