sobota, 10 grudnia 2016

Koniec warty - Stephen King








"Koniec warty" to moim zdaniem znakomite ukoronowanie trylogii "Bill Hodges"! Ostatnia część cyklu podobała mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych i mimo, że naczytałem się sporo krytycznych opinii o całej trylogii, a w szczególności właśnie o finale to ja osobiście należę do jej zagorzałych zwolenników. Można mnie wprawdzie śmiało posądzać o stronniczość, bo faktem jest że mistrza Kinga darzę dużym sentymentem, ale myślę iż daleko mi jeszcze choćby do takiego Łukasza Orbitowskiego, który na jednym ze spotkań autorskich przyznał się, że przeczytał wszystkie książki mistrza :) Tak czy owakb( uwaga w tym momencie trochę spojleruję ) w " Końcu warty" podobało mi się przede wszystkim to, że Stephen King zabarwił swoją kryminalną jak do tej pory trylogię dużą szczyptą paranormalnych przypraw, które tak bardzo wszyscy jego fani, łącznie ze mną - uwielbiają :)

Mistrz grozy uderza w finałowym tomie trylogii "Bill Hodges"  z wytrawnością i klasą tak dla niego charakterystyczną, która jednocześnie straszy i częstuje czarnym humorem i ironią. Główny bohater trylogii cały czas nie udał w to,  że jego misja dobiegła do końca i z uwagą przyglądał się swemu antagoniście, nie wierząc że tamten tak naprawdę wypadł z obiegu. Podejrzewał ho wciąż o symulację i starał się mu przyglądać, jednak w końcu ugiął się pod presją swoich współpracowników i przyjaciół i odpuścił. Jak się okazuje decyzja ta może okazać się tragiczną w skutkach. Zło ma to do siebie,  że trudno się go pozbyć na dobre, czego dowód mamy w tej opowieści. Po czasie przyczajenia wychodzi z ukrycia i uderza w takiej postaci, którą trudno było przewidzieć i się na nią przygotować. Bill Hodges ma jednak tendencję do obwiniania się za śmierć i kalectwo dotychczasowych ofiar psychopaty, który toczy z nim prywatną rozgrywkę. Jak się szybko okazuje, to nie jedyna bitwa,  którą będzie musiał stoczyć i przyjdzie mu jeszcze poczekać na spokojną emeryturę, na którą zresztą się wcale nie garnie. 

Akcja "Końca warty" jest dużo szybsza niż w poprzednich częściach i w zasadzie od samego początku mamy do czynienia z dynamiczną sekwencją zdarzeń, które skutecznie pobudzają naszą ciekawość i wyobraźnię. Naprawdę trudno się nudzić, a Bill Hodges ściga się z czasem w związku z ultimatum postawionym mu przez jego wspólniczkę Holly aby dowieść tego, że znany z poprzednich książek Brady Hartsfield znalazł sposób żeby wydostać się z pokoju numer 217 mieszczącego się w Klinice Uszkodzeń Mózgu. Skąd to ultimatum ? Jak pozostającemu w stanie wegetatywnym mordercy i szaleńcowi udało się wydostać i jaki ma związek z nasilającą się epidemią samobójstw? Na ten moment nawet Bill tego nie wie, ale możecie być pewni, że kiedy w końcu wyjaśni się sprawa to na końcu będziemy mieli do czynienia z wynaturzonym, nadnaturalnym złem w czystej postaci. Czy tytuł powieści można rozumieć symbolicznie czy też dosłownie ? Czy są tu obecne ukryte znaczenia i podteksty? No pewnie że tak ! 

Tylko Stephen King potrafi w tak rewelacyjny sposób sprawić, że zło jest fascynujące, momentami groteskowe i śmieszne, jednocześnie jednak budzi grozę. Nikt poza nim nie ma też chyba takiego daru bajdurzenia w najlepszym tego słowa znaczeniu i w " Końcu warty" udowadnia, że po dobrych, ale niekoniecznie rewelacyjnych "Pan Mercedes" i " Znalezione nie kradzione" znów wraca do łask fanów. No może nie do wszystkich jak się okazuje, no ale cóż nie każdemu dogodzisz. Ja z pełnym przekonaniem polecam tą książkę ! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz