piątek, 20 stycznia 2017

Papryczka - Alain Mabanckou





Ta malutka książeczka ma w sobie moc i to moc niebagatelną, gdyż jej autor daje nam prawdziwy pokaz tego jak przy użyciu specyficznego i nadzwyczaj inteligentnego poczucia humoru mówić o rzeczach ważnych i trudnych. Bohater zwany tu jest "Papryczką" nie bez powodu, gdyż jego prawdziwe imię nie mieści się w znanych nam tradycyjnych dowodach osobistych i pewnie gdyby autor go tutaj używał, to powieść by podwoiła objętość:D

Mój romans z egzotyką w literaturze trwa w najlepsze i każdemu polecam takie przygody miłosne, gdyż nawet nie spodziewałem się że tyle dobrego gdzieś mnie tam bokiem omija. Kompletnie mi nieznani dotąd autorzy, których książki padają moim łupem to powiew świeżości. Nie będę tu ich wymieniał, ale jeśli ktoś jest ciekawy to zachęcam do przeglądnięcia styczniowego archiwum. Alain Mabankou to prawdziwy fenomen. Gwarantuję, że mało kto z czytelników pewnie się spodziewał, że o dorastaniu w afrykańskim kraju ( w tym wypadku w Kongo ) można pisać w taki sposób. Cała książka aż iskrzy się od ironii, sarkazmu i rozmaitych aluzji i odniesień, które czasem są użyte w taki sposób, że trudno się od razu zorientować. Momentami te absurdy, które Mabanckou przedstawia w swojej powieści przelicytowywują nasze rodzime "Alternatywy 4". Przemiany obserwowane przez młodego chłopca spędzającego swoje dorastanie w sierocińcu i na ulicy z jednej strony śmieszą niczym filmy Barei, a z drugiej strony wywołują smutek, kiedy pomyślimy jaki ślad mogą takie warunki zostawiać na psychice dorastającego chłopca. Odrzucenie, indoktrynacja, naznaczenie, kompletny brak poczucia bezpieczeństwa a do tego wszystkiego totalny brak stałości a nawet logiki w otaczającym świecie. Wszystko to Alain Mabanckou podaje w sosie przygotowanym na wzór Twaina połączonego z Tarantino.

Świetnie się czyta tę książkę z uwagi na niezwykłą urodę tego nieustannego chaosu, skakania z opowieści w opowieść, tematu w temat i tak miałem cały czas wrażenie, że nie tyle chodzi o samą opowieść, ale o sam odbiór świata przez "Papryczkę". Jest to bowiem w jego oczach świat, gdzie nie ma tak naprawdę żadnych jasnych norm i ram, a jeśli nawet są to najlepsze co można zrobić to zdekonstruować je i wymyślić sobie ten świat po swojemu. To właśnie zdaje się robić Alain Mabanckou, w przypadku którego wystarczy popatrzeć na zdjęcie profilowe i wszystko wydaje się być od razu jasne. Ten człowiek ma ogromy dystans do siebie i otaczającej rzeczywistości, a że ja sobie bardzo cenię takie osoby, to pewnie dlatego tak przypadł mi do gustu ten autor. Ponadto warto zaznaczyć szczególną urodę tłumaczenia tej książki autorstwa Jacka Giszczaka. Często zapominamy ( a przynajmniej ja tak mam ) o znaczeniu dobrego tłumacza dla odbioru książki i dlatego postanowiłem wyróżnić pana Jacka ze swojej strony bo naprawdę świetnie się to czytało i myślę , że spora w tym jego zasługa. 

Początek roku to okres gdzie wielu czytelników robi sobie plany czytelnicze, bierze udział w wielu wyzwaniach, więc w związku z tym zachęcam żeby w ramach tych wyzwań i planów wziąć pod uwagę czytanie autorów z poza main-streamu. Ja skusiłem się i nie narzekam, mało tego może teraz będę posądzony o jakiejś bluźnierstwo, ale taka "Papryczka" jest według mnie wnieść więcej i skuteczniej zachęcić do refleksji niż pozycje nazywane szumnie klasyką, które notorycznie królują na listach najważniejszych książek do przeczytania. Jeszcze raz mocno polecam. Starałem się zbytnio nie zdradzać co znajdziecie w tej książce, bo potem żadna frajda. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz