sobota, 21 maja 2016

Głód - Martín Caparrós








"Mam wrażenie,że odczuwam wobec swojej epoki gniew, a głód jest syntezą wszystkiego, co we mnie ten gniew wywołuje."




Już od pierwszych stron tego reportażu towarzyszyło mi uczucie gniewu. Dawno nikomu nie udało się u mnie wzbudzić tego uczucia na taką skalę poprzez książkę. Momentami nachodziła mnie refleksja, że tak właśnie powinien brzmieć tytuł tej książki - "Gniew". " Ale, że ponad siedemset stron o głodzie? " - zapytała moja przyjaciółka. Takie same miałem wątpliwości, kiedy pierwszy raz zobaczyłem to wielkie tomiszcze w zapowiedziach - Czy aby nie będzie to książka przegadana? Z drugiej jednak strony objętość tej książki tym bardziej pobudziła moją ciekawość i gdzieś pod skórą już wtedy czułem, że muszę ją przeczytać. Powiem jedno - NIE ŻAŁUJĘ! Nie zmienia to faktu, iż czasem świadomość pewnych rzeczy budzi w nas taki bunt, taką wściekłość, kosztuje tyle nerwów iż można sobie zadać pytanie po co sobie to człowiek robi i bierze na głowę taki ciężki kaliber. Moim zdaniem to nasz obowiązek - przynajmniej wiedzieć - bo nasze emocje to jest tak naprawdę mały koszt w perspektywie ludzi , którzy umierają na taką skalę przy cichym przyzwoleniu społeczeństwa międzynarodowego.


Zgodnie z zapowiedziami "Głód" jest reportażem totalnym, efektem wieloletniej pracy, setek godzin przemyśleń, rozmaitych ujęć tego tematu, ścierających się ideologii, różniących się diametralnie punktów widzenia, ślęczenia nad opracowaniami i analizami statystycznymi. Martín Caparrós oprócz faktów, poza bombardowaniem nas liczbami robi coś o wiele ważniejszego, to znaczy pozwala nam spotkać się w tym wszystkim ze zwykłym, pojedynczym, osamotnionym pośród tych wszystkich miliardów - człowiekiem. To właśnie wpływa przede wszystkim na tak emocjonalny odbiór tej książki.Autor słusznie zauważa, iż nie bez powodu rozmaite organizacje operują licznymi statystykami, karmią nas liczbami aby uśpić naszą czujność, by przyzwyczaić nas do pewnego stanu rzeczy. Próbują tym samym upewnić nas, że to normalne, że ludzie na świecie głodują a poprzez ciągłe zmiany metod badawczych i interpretację wyników - udaje się im nawet wprowadzić nas wszystkich w błąd, przekonując nas że sytuacja jest już tak naprawdę pod kontrolą. Nic bardziej mylnego! Kiedy przyjrzymy się perspektywie ludzi z rozmaitych rejonów świata odwiedzonym przez Martina Caparrósa to przekonamy się, że problem tak naprawdę narasta. Smutne jest to, że tak wielu z nas ( łącznie ze mną przed lekturą tej książki ) przyzwyczaiła się do tego faktu. Głód nie jest pojęciem zbyt medialnym, daleko mu do rozmachu towarzyszącego bestialskim mordom, wojnom, czy atakom terrorystycznym i dlatego też prasa czy telewizja rzadko poświęcają mu swoje czołówki. O głodzie przypominamy sobie tak naprawdę co jakiś czas, przy okazji bardziej spektakularnych klęsk humanitarnych, które zwykle niosą ze sobą również plagę głodu lub też wpłacając datek na organizacje humanitarną, która przypadkiem zabłądzi w naszej przeglądarce internetowej. Ludzie z głodu umierają po cichu i - jak narazie - zdają się ze swoim losem być pogodzeni, ale kiedyś musi dojść do buntu - to nieuniknione.






Trudno się pisze o głodzie bez moralizowania. Nie udało się przed tym ustrzec również Martínowi Caparrósowi. Tylko czy to źle? Czy nie o to chodzi wielkim korporacjom, abyśmy bardziej skupiali się na konsumpcji i zaspokajaniu kolejnych sztucznie wytworzonych potrzeb zamiast zacząć ich rozliczać ze wszystkich bezeceństw, które są ich udziałem? Myślę, że wielkiemu kapitałowi udało się dokonać wielkiego plugastwa, kiedy z ogromnej części społeczeństwa stworzono bezmyślną masę pochłaniającą wszystko jak leci bez oglądania się na prosty fakt - Skoro ktoś ma czegoś w nadmiarze, to znaczy że komuś brakuje. Smutne to....Wściekam się na taki stan rzeczy, będę się wściekał długo po przeczytaniu tej książki. Wściekam się na system, ale wkurzam się również na siebie, bo też w tym uczestniczę. Caparrós przytacza wielokrotnie w swojej książce pytanie w swej prostocie bardzo trudne i skomplikowane :


"Jak do diabła możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?"


Pewnie wiele jest wytłumaczeń takiego stanu rzeczy - bo tak jest wygodniej, bo nauczono nas nowej ideologii, która mówi nam, że powinniśmy się skupiać na sobie , a nie na innych, bo każdy powinien poradzić sobie sam. Bo nauczono nas, że wzajemna troska i dbanie o siebie nawzajem to przeżytek, to spuścizna minionych epok, dla których charakterystyczne są nieudane eksperymenty z utopiami typu społeczeństwo socjalistyczne. Najlepszą, choć brutalną odpowiedzią, którą udziela sobie na swoje pytanie sam autor jest ten cytat:

"Wyrzucanie czegoś do śmieci jest gestem władczym. Pokazującym, że człowiek może się obejść bez dóbr, o które inni się ubiegają. Jest świadom tego, że inni chętnie te dobra zabiorą. Miła jest władza posiadania, ale nie tak jak władza wyrzucania: pokazywania, że się czegoś nie potrzebuje. Prawdziwą władzą jest wzgardzenie nią."



Nie będę tutaj pisał jakie mechanizmy determinują głód na świecie, nie będę wymieniał wszystkich tych świństw - bo inaczej tego nie można nazwać - które są udziałem tych najbogatszych , dbających o własne interesy ludzi, a które to świństwa prowadzą do śmierci tych których ten egoistyczny kapitalistyczny system pochłonął. Nie będę o tym pisał gdyż każdy kto będzie chciał mieć świadomość sięgnie po tę książkę. Chciałbym bardzo, aby jak najwięcej ludzi sięgnęło po tą książkę, aby mieli świadomość, a wtedy żeby tak jak ja przynajmniej zastanowili się nad tym czy chcą nadal tkwić w tym systemie na dotychczasowych zasadach, czy też może najdzie ich ochota na to aby choć trochę zmienić swoje nawyki. Chciałbym, aby jak najwięcej ludzi zrozumiało, że kłamstwem jest to iż jednostka nie może nic zmienić. MOŻE! Czasem dużo może zmienić choćby kosmetyczna zmiana nawyków - i to nie tylko tych żywieniowych - a to za sprawą tzw ' Efektu motyla", o którym możemy często przeczytać na kartach tej książki. Może gdybyśmy czasem zadali sobie pytanie czy musimy jeść aż tyle mięsa, którego wyprodukowanie wiąże się z tym, że ktoś nie zje zboża które zje krowa trafiająca na nasz talerz, to byłby to już początek zmiany. Może gdybyśmy się zastanowili czy naprawdę jest sens wpłacać na organizacje dobroczynną pieniędzy przy okazji świątecznego porywu serca, jeśli równocześnie wyrzucimy połowę żywności zakupionej na świąteczny stół, a ktoś inny będzie ją jadł ze śmietnika zamiast przy wspólnym stole. Może gdyby....ale żeby zadać sobie przynajmniej te pytania musimy przestać ulegać manipulacjom wmawiającym nam choćby to:



"Wmówiono nam, że mieć poglądy lewicowe - chcieć zmienić świat - to anachronizm, przebrzmiała pieśń. W świecie zdominowanym przez mody najbardziej przekonująca idea współczesności pozostawała zdecydowanie poza modą. I nie chodzi tylko o przeciwstawienie się pewnym naciskom, pewnym zastanym ideom: trzeba także wytrzymać pobłażliwe, zatroskane spojrzenia rożnych osób, wśród nich przyjaciół, rodziny, zaniepokojonej losem naiwniaka, który myśli to, czego się nie myśli, robi to czego się już nie robi"



Najbardziej przygnębiającą chyba, ale równocześnie ważną refleksją z "Głodu" Martina Caparrósa było dla mnie zrozumienie perspektywy osoby głodującej, która nie żyje przyszłością, nie stawia sobie celów, nie ma marzeń, a dla której teraźniejszość jest jedyną istotną kwestią. Dzieje się tak z jednego prostego powodu - osoba ta jest tak pogodzona ze swoim losem i tak wyzbyta z nadziei, że tak naprawdę nie wierzy w zmianę, a wegetacja, przetrwanie jest jedynym celem. Tutaj właśnie pojawia się miejsce dla nas, którzy możemy pozwolić sobie na głębszą refleksję, bo mamy zaspokojone podstawowe potrzeby. Pora żebyśmy zachowali się po ludzku i tą nadzieję zaoferowali poprzez wyrównanie szans, poprzez podzieleniem się tym czym możemy, ale cała sztuka też w tym abyśmy nie oferowali jałmużny, ale wyciągnęli rękę i zaoferowali wsparcie i szacunek - SZACUNEK. Tak, tak wiem - moralizuje, ględzę, łatwo się mi mówi, "znalazł się święty" Jeśli czytając te słowa naszły Cię takie myśli, to przyznam szczerze ja też tak miałem na początku czytając tego typu morały od Caparrósa. Po przeczytaniu tej książki już tak nie myślę, bo wiem że to właśnie ci którzy stworzyli ten oparty na nierówności porządek świata chcą abym tak myślał, a wtedy ta grabież na najsłabszych będzie trwała. Dlatego będę moralizował, ale zawsze może mnie zignorować, tak jak można zignorować "tego lewaka" Caparrósa. Dla mnie jednak nie będzie on lewakiem, a będzie tym, który poraz kolejny upewnia mnie, że nie można się wstydzić tego że jestem idealistą.



"mimo wszystko jednak bronię nadziei: obłędnej wiary w to, że można zmieniać świat, jeśli tylko nie zabraknie po temu woli."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz