Warto czasem poeksperymentować i właśnie w ramach takiego eksperymentu sięgnąłem po "Miasto krwi". Nie jestem zbytnio zorientowany w temacie polskiej literatury z gatunku fantastyki więc nie zdziwił mnie fakt braku znajomości autora natomiast kiedy okazało się że Kamil Dziadkiewicz to debiutant to z tym większą ciekawością przystąpiłem do lektury. Nie bez znaczenia był też fakt, że książka zbierała bardzo pochlebne recenzje w sieci. Jaki był wynik eksperymentu? - zaskakująco udany! Warto było sięgnąć po tę książkę i już teraz czekam z niecierpliwością na jej kontynuację.
"Miasto krwi" przedstawia nam historie z perspektywy Mulgiha Thadura - chłopaka o którym trudno powiedzieć by miał dobry start. Los bowiem już od samego początku go nie rozpieszcza i to delikatnie mówiąc. Nie dość, że przyszło mu się zmagać ze skazą w postaci zdeformowanej twarzy, to jeszcze w pakiecie trafił mu się sfrustrowany ojciec-alkoholik, który za wszystkie swoje życiowe niepowodzenia obwinia właśnie Mulgiha i jego matkę. Chłopak od najmłodszych lat znosi wszelkiego rodzaju zniewagi i bicie, co doprowadza w końcu do momentu kiedy ten buntuje się na to wszystko i dokonuje się tym samym długo oczekiwany przełom w jego życiu... Do przełomu tego doprowadza sroga zemsta, której chłopak dopuszcza się względem swojego ojczulka, a podjęty przez niego krok - jak się potem okaże - nada nowego rytmu jego losom. Czego początkiem będą te wydarzenia i czy w rezultacie Mulgih będzie w końcu szczęśliwy, tego dowiemy się już z dalszej części jego historii, którą przedstawi nam on sam. Słuchając jego opowiadania ma się wrażenie jakbyśmy razem z nim siedzieli w starodawnym szynku przy stole i niczym jego kompani byli wtajemniczani w to co chłopak w życiu przeżył.
Mulgih Thadur to naprawdę wyśmienicie skrojona postać. Jest niejednoznacznym bohaterem i trudno mówić w jego przypadku o bezwarunkowej sympatii, gdyż z jednej strony dokonuje czynów zasługujących na szacunek, a nawet podziw, kiedy pomaga maluczkim niczym swego rodzaju domorosły obrońca sprawiedliwości. Pomaga zresztą ludziom tak jak on pokrzywdzonym przez los, ale z drugiej strony nie można wyzbyć się dystansu wobec jego osoby kiedy patrzymy na to jak ulega on manipulacjom reformatorów, no ale o tym może już nie będę się rozpisywał żeby nie psuć wam zabawy. Czego by jednak nie mówić na jego temat, to przez cały czas kiedy mu towarzyszymy Mulgih potrafi nas intrygować i z pewnością jego historia sprawia, iż śledzimy jego perypetie z ogromną ciekawością, a czasem nawet i napięciem. Lubię takich bohaterów jak on, bo poprzez swoją dwuznaczność i ciągły proces przemian jakich dokonuje w trakcie swojego życia jest bardzo, ale to bardzo autentyczny. Nie wystrzega się błędów w ocenie otaczających go ludzi, zdarza mu się mylić wrogów z przyjaciółmi i pozwala sobie na czyny stojące w sprzeczności z jego systemem wartości. Mulgih przede wszystkim jednak ma bardzo specyficzny stosunek do moralności. Mimo tego, że jak się dowiemy z kart tej książki - posuwa się również do rozmaitych wręcz plugastw, to ja osobiście mimo wszystko czuje do niego ostatecznie sympatię.
Bardzo przypadł mi do gustu styl Kamila Dziadkiewicza. Jego narracja jest pełna dynamiki, pozbawiona zbędnych opisów i niepotrzebnych zabiegów dzięki temu, mimo szczegółowości przy tkaniu tego uniwersum w którym toczy się cała historia, nie mamy wrażenia chaosu i nie pogubimy się w intrydze przez niego stworzonej. Wszystko co dostajemy w tej książce to szybka akcję, która niesie nas przez książkę tak szybko i sprawnie, że zanim się obejrzymy jesteśmy już na mecie. Na całe szczęście to tylko koniec pierwszego tomu sagi, która otrzymała nazwę "Sagi wschodniej" i miejmy nadzieję na rychły ciąg dalszy, bo zabawa przy tej książce jest naprawdę wyśmienita. Nie bez znaczenia jest tu też to, że "Miasto krwi" jest napisana w formie swego rodzaju sprawozdania, jego autorem jest właśnie nasz główny bohater Mulgih, który racząc nas swoją historią dokonuje licznych przeskoków w czasie i wprowadza na plan coraz to nowe postacie, a co jedna bardziej osobliwa. Jest więc ciekawie i kiedy już wydaje nam się ze odnaleźliśmy się w tej opowieści następuje kolejny zwrot akcji o 180 stopni, a bohaterowie nie są tymi za których ich mieliśmy na początku. Jest przy tym bardzo świeżo, co w przypadku fantastyki wcale nie jest łatwe do zrealizowania, bo ten gatunek rządzi się jednak utartymi schematami. Kamil Dziadkiewicz skutecznie się tym schematom jednak wymyka i należy mu się za to wielki szacun! Polecam sięgnąć po "Miasto krwi" bo to doskonała rozrywka na wysokim poziomie !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz