wtorek, 3 maja 2016

Shantaram - Gregory David Roberts

"Oczywiście!. Teraz , niestety, wszędzie pełno pozy, a stylu nie ma. To znak czasów, w których żyjemy - styl stał się pozą, zamiast poza stylem"

 

 




„Przeszłość, którą ze sobą nosimy, składa się ze strzępów uczuć. Na ogół potrafimy ją tylko dźwigać na własnych barkach albo wlec za sobą z wysiłkiem. Jednak wszystko ma przyczynę i znaczenie. Każde życie, każda miłość, każdy czyn, uczucie i myśl ma swoje źródło i znaczenie, swój początek i rolę, którą odegrają na końcu. Czasami to nawet dostrzegamy. Czasami widzimy przeszłość tak wyraźnie i bezbłędnie odczytujemy każdy wątek, że wszystkie wydarzenia ujawniają swój cel i coś w rodzaju zaszyfrowanej wiadomości. W niczyim życiu, choćby nie wiadomo ja dobrze czy źle przeżytym, nie ma nic mądrzejszego od porażki i wyrazistszego od smutku. I w tej swojej malutkiej, bezcennej mądrości, którą nam dają, nawet budzący strach i nienawiść wrogowie, cierpienie i porażka, mają swoje racje i prawo istnienia.”



Ostatni raz książka pochłonęła mnie w taki sposób kiedy jeszcze będąc małolatem czytałem "Hrabiego Monte Christo". Nieraz sięgałem po książkę z nadzieją, że przeżyje choćby namiastkę tego stanu. Długo towarzyszył mi w związku z tym niedosyt aż w końcu w moje ręce trafił "Shantaram". W dalszym ciągu nie chcę sprawdzać chyba na ile ta książka rzeczywiście jest opowieścią autobiograficzną, bo moja wyobraźnia została rozbudzona w taki sposób że trudno będzie się pozbierać po tej książce i pewnie długo jeszcze będzie żyła we mnie. Zresztą jaki jest sens roztrząsać na ile to co tu opisane spotkało autora książki w rzeczywistości, a na ile to luźna narracja.

Rożne opinie słyszałem na temat "Shantaram" i mimo, że w większości są to opinie bardzo pozytywne, to czym bardziej poznawałem historię Lina, tym bardziej z zapartym tchem wciągałem się w tamten świat i oczom nie mogłem uwierzyć, kiedy czytałem pojedyncze opinie, że to nuda. To oczywiście kwestia gustu i określonej wrażliwości decyduje czy książka się podoba czy nie i nie zrozumcie mnie źle - przy całym szacunku dla prawa subiektywnej oceny - wszystko można powiedzieć o tej książce, ale nie to że jest ona nudna. Nic tak nie oddaje moich odczuć przy lekturze Shanataram jak słowa Marcina Mellera - "Nigdy w życiu nie kupiłem tak wielu egzemplarzy jakiejś książki na prezenty dla przyjaciół. Wszyscy są wdzięczni. To jak przypadek ciężkiego uzależnienia: jeżeli przeczytasz kilka pierwszych stron, jesteś stracony dla bliskich i pracy na nadchodzący czas”. Jak dla mnie nie ma w tej entuzjastycznej opinii cienia przesady.

O czym jest "Shantaram" ? O podroży przez życie, o znaczeniu małych drobnych momentów w skali wielkiego, długiego i często ciągnącego się w nieskończoność ludzkiego losu. O znaczeniu spotykanych w życiu ludzi - zarówno przyjaciół jak i wrogów dla dokonywującego się w nas ciągle procesu przemiany. O miłości i nienawiści i o tym jak cienka jest granica pomiędzy tymi dwoma stanami. O poświęceniu dla drugiego człowieka bądź też wyższego celu i wreszcie jest to opowieść o odkupieniu. Ktoś czytając te moje wywody pomyśli, że skoro ta książka jest o wszystkim, to pewnie w rezultacie o niczym - słyszałem takie opinie, ale nic bardziej mylnego gdyż autor potrafił poświęcić odpowiednią przestrzeń dla każdego z tych tematów, a jednocześnie udało mu się uniknąć chaosu i bezproduktywnego moralizowania. Gregory David Roberts potrafi o tych ważnych tematach opowiadać w taki sposób, że choć wiele z tych prawd moralnych słyszeliśmy, to nie miałem ani przez chwilę wrażenia, że jestem karmiony banałami. Wręcz przeciwnie - sposób przedstawienia pewnych kwestii w "Shantaram" sprawia, że rzeczy które wydawały mi się wcześniej oczywiste udało mi się zobaczyć w innym świetle, a rzeczy które miałem za puste slogany - a użyte w nowym kontekście - skłoniły mnie do głębszej refleksji. Wrażenie zrobiło na mnie choćby to jak autor mówi o cierpieniu - "głodność wszystkiego znaczy cierpienie. Nie ma głodności - nie ma cierpienia", czy też "Kiedy jesteśmy młodzi, sądzimy, że cierpienie to coś, co ktoś nam może zadać. Kiedy przybywa nam lat wiemy już, że prawdziwe cierpienie mierzy się tym, co nam odebrano". Dla odmiany o miłości dowiemy się, że "Chwila prawdziwej miłości jest całym celem, sensem i znaczeniem życia", a na temat wartości milczenia Gregory David Roberts udzieli nam lekcji - " Milczenie potrafi ranić jak bat, powiedział kiedyś poeta Sadik Chan. Ale czasami milczenie jest jedynym sposobem powiedzenia prawdy". Jeszcze raz zaznaczę, że sposób i kontekst filozofii życiowej głównego bohatera nie jest narzucający, czy odstręczający. Nie irytuje ani nie drażni, a wręcz przeciwnie wpływa na to, że strona po stronie, zdanie po zdaniu zaczynamy darzyć Shantarama coraz większą sympatią i kibicujemy jego losom.


"To make sure none followed where you led
I used my hair to cover our tracks.
Sun set on the island of our bed
night rose
eating echoes
and we were breached there, in tangles of flicker,
candles whispering at our driftwood backs
your eyes above me
afraid of the promises I might keep
regretting the truth we did say
less than the lie that we didn't,
I went in deep, I went in deep,
to fight the past for you.
Now we both know
Sorrows are the seeds of loving,
Now we both know I will live and I will die for this love."


Już tak mam, że jestem facetem z jednej strony twardym, grubo ciosanym a jednocześnie mocno emocjonalnym ( pewnie dlatego tak pokochałem postać głównego bohatera powieści) i może nigdy moje recenzje nie będą obiektywne, bo trudno pisać obiektywnie o książce, w której się zakochujemy od pierwszych stron. Dlatego też postanowiłem sobie, że napiszę tą recenzję zaraz na świeżo po lekturze, gdyż jest to dla mnie książka życia i na długo taką pewnie pozostanie. Dlaczego stała się taka ważna, że podobnie jak Marcin Meller kupię jej niezliczone egzemplarze i rozdam wielu osobom? Pewnie dlatego, że "Shantaram" to książka przede wszystkim opowieść o miłości - ale nie tej banalnej, ale takiej z prawdziwego zdarzenia - o miłości do drugiego człowieka, która powoduje, że człowiek ma ochotę się poświęcić dla drugiego człowieka, zaryzykować wszystko co ma, przestać kalkulować, a przede wszystkim się zmienić. To właśnie pokazuje nam Lin, który zamieszkuje w slumsach, walczy w nieswojej wojnie, poświecą własną wolność broniąc słabszych. Jest to również opowieść o miłości do życia - takiego które jawi się jako nieustająca przygoda i w obliczu którego nigdy nie mamy ochoty się poddać, zrezygnować, bo każda porażka budzi nadzieję na podniesienie się i czekające nas szczęście. Jest to wreszcie również lekcja pokory - Gregory David Roberts udowadnia nam, że nikogo nie można spisać na straty, a każda stereotypowa ocena jest krzywdząca, bo w" Shantaram" to właśnie ci brzydcy, złoczyńcy, jednostki zdegenerowane są zdolne do wielkich czynów i żyją w prawdzie, a jednostki które z zewnątrz prezentują się idealnie - w środku są puste. Ktoś powie, że to przecież truizm - I co z tego skoro w "Shantaram" to wszystko jest tak ładnie podane, że czytelnikowi na koniec robi się smutno, że to już koniec. No ale zaraz zaraz .... już niedługo przecież "Cień góry"


p.s. Wiem wiem, że mało było konkretów na temat fabuły książki, ale ja już tak mam że nie lubię psuć frajdy czytelnikowi więc jeśli ktoś ma niedosyt, to niechaj wypowie się sam autor, bo robi to doskonale, a przy tym całe te 800 stron przedstawia w telegraficznym skrócie:


 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz