Książkę przeczytałem kilka tygodni temu i zwlekałem długo z napisaniem swojej opinii o niej. Dlaczego? Bo kolejny raz napiszę, że uwielbiam Stasiuka, no i oczywiście o tym że jest moim ulubionym pisarzem? Przypadkowo trafi na tą opinię jakiś dziennikarz i powie, że to czysta wazelina albo może nawet i ustawka na zlecenie. No, ale cóż - minęło te kilka tygodni i nic innego mi do głowy nie przychodzi i w sumie co mi tam - bo skoro tak jest, że znów będzie hymn pochwalny dla Andrzeja Stasiuka i jego prozy to widać tak ma być, widać się mu należy i nie ma co na siłę kombinować, a to co kto sobie pomyśli i jak to odbierze to już inna bajka i chyba nie warto się tym przejmować :)
Przez długi czas za swój duchowy autorytet uważałem Marka Hłasko i było tak do czasu aż nie zacząłem czytać Andrzeja Stasiuka. Do Marka Hłaski mam ciągle sentyment i to wielki, ale to właśnie do Stasiuka jest mi teraz o wiele bliżej. Czytając jego książki cały czas sobie kiwam głową, uśmiecham się do własnych przemyśleń i cieszę się gdzieś tam w środku, że jest więcej ludzi na tym świecie, którzy mają taki stosunek do otaczającego świata jak ja i podobną percepcję zjawisk które towarzyszą naszemu bytowaniu na planecie Ziemia. Mimo, że w swoim języku autor ten używa często mocnych, dosadnych opisów, potrafi być ostry, bezpośredni, bezkompromisowy, a czasem i wulgarny to prawda jest taka, że Andrzej Stasiuk jest człowiekiem wrażliwym i uważnym na to co dzieje się wokół niego. Ta właśnie wrażliwość i szacunek do każdej drobnej rzeczy, zdarzenia które stają na jego drodze powodują że może on pisać ( wydawałoby się) cały czas o tym samym, a człowiek wcale się nie nudzi gdyż za każdym razem jest świadkiem nowego odkrycia odnośnie tematów już przecież przerabianych wielokrotnie i omawianych w ujęciu rożnych perspektyw.
Przez długi czas za swój duchowy autorytet uważałem Marka Hłasko i było tak do czasu aż nie zacząłem czytać Andrzeja Stasiuka. Do Marka Hłaski mam ciągle sentyment i to wielki, ale to właśnie do Stasiuka jest mi teraz o wiele bliżej. Czytając jego książki cały czas sobie kiwam głową, uśmiecham się do własnych przemyśleń i cieszę się gdzieś tam w środku, że jest więcej ludzi na tym świecie, którzy mają taki stosunek do otaczającego świata jak ja i podobną percepcję zjawisk które towarzyszą naszemu bytowaniu na planecie Ziemia. Mimo, że w swoim języku autor ten używa często mocnych, dosadnych opisów, potrafi być ostry, bezpośredni, bezkompromisowy, a czasem i wulgarny to prawda jest taka, że Andrzej Stasiuk jest człowiekiem wrażliwym i uważnym na to co dzieje się wokół niego. Ta właśnie wrażliwość i szacunek do każdej drobnej rzeczy, zdarzenia które stają na jego drodze powodują że może on pisać ( wydawałoby się) cały czas o tym samym, a człowiek wcale się nie nudzi gdyż za każdym razem jest świadkiem nowego odkrycia odnośnie tematów już przecież przerabianych wielokrotnie i omawianych w ujęciu rożnych perspektyw.
Niniejsza książka jak wskazuje sam tytuł właśnie jest swego rodzaju autobiografią, a może właściwie jej pewną częścią. Nie znajdziemy tu jednak jakiś suchych dat, chronologicznego ujęcia procesu tworzenia się figury pisarza, następujących po sobie łańcuchów wydarzeń, które prowadzą do konkretnej konkluzji. No ale kto już miał okazję zapoznać się z twórczością tego pisarza, to pewnie nie spodziewał się niczego takiego po "Jak zostałem pisarzem". Ja przynajmniej spodziewałem się właśnie takiej formy jaką tu otrzymałem, to znaczy w miarę luźnego, czasem chaotycznego, przypadkowo uporządkowanego zbioru refleksji na temat życia, przeszłości, aspiracji, marzeń, sukcesów czy porażek. Spodziewałem się opowieści rodem w tych, które opowiadane są na ogniskach, czy na ten przykład więziennej pryczy ( o pobycie w więzieniu też tu będzie zresztą ) . To właśnie autor tutaj czyni, a w opowieść swą wprowadza istotne momenty z życia PRL-u i nie tylko. Opowiada o swoich fascynacjach, o muzyce, literaturze, ale przede wszystkim o ludziach których spotkał na swej drodze i jak go oni ukształtowali. Nie jako pisarza, ale jako człowieka. W ogóle tak sobie myślę, że tytuł tej książki mógłby równie dobrze brzmieć " Jak zostałem człowiekiem". Jest to książka o kształtowaniu się systemu wartości, o tym jak można przedkładać ideały nad konformizm i o tym , że czasami nie można w życiu iść na kompromisy nawet za cenę utraty wolności.
Pierwsze moje spotkanie z Andrzejem Stasiukiem miało miejsce podczas lektury rewelacyjnego wywiadu rzeki "Życie to jednak strata jest" i od tego czasu jestem zafascynowany tym człowiekiem. W tym właśnie wywiadzie mówił on o tym, że "
istnieje szkoła interpretacji, która odseparowuje dzieło od autora, ale
ja uważam, że kiedy literatura wiąże się nierozerwalnie z życiem
pisarza, to jest głębsza i bardziej wstrząsająca" i cytat ten oddaje właśnie chyba najdobitniej to o czym jest "Jak zostałem pisarzem". Zaznaczam jednak, iż nie jest to literatura dla każdego, bo warunkiem żeby ją docenić jest wrażliwość, otwartość, tolerancja i zamiłowanie do prostoty i prozy życia. Nie chodzi mi przy tym o to, iż sam życiorys tego pisarza, który tu otrzymamy w dużym fragmencie jest nieciekawy, bo dzieje się tu naprawdę dużo i są to rzeczy często dość kontrowersyjne. Chodzi mi bardziej o fakt, iż nie to jest w tej książce najważniejsze o czym ona opowiada tylko w jaki sposób Andrzej Stasiuk widzi świat i ludzi. Z tych też względów bardziej się skupiłem na emocjach, które we mnie wzbudza niż na samej treści. Już samo przypominanie sobie tego na potrzeby stworzenia tej opinii wzbudza nostalgię i uruchamia duże pokłady sentymentalizmu więc jeśli ktoś ma ochotę na tego typu przeżycia, to z czystym sercem mogę tą książkę polecić :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz