sobota, 17 września 2016

Obrona - Steve Cavanagh







"Obrona" jest książką z rodzaju tych, które szybko się zapomina, nie pozostawiają po sobie zbytnich refleksji i pewnie nie wnoszą nic odkrywczego jeśli chodzi o sposób widzenia przez nas świata, ale za to zapewniają sporą dawkę emocji w trakcie lektury i taka ich rola. Czasem wszytko czego potrzebujemy to właśnie czysta rozrywka i jeśli o to chodzi to Steve Cavanagh staje na wysokości zadania i daje  nam jej tyle ile się da. Fajnie,  że książka ta tak naprawdę rozpoczyna serię,  bo główny bohater,  czyli Eddie Flynn to postać do której czytelnik szybko się przywiązuje i trudno się z nim rozstać. 

Eddie Flynn to cwaniak. Potrafi spadać na cztery łapy niczym przysłowiowy kocur i nawet z najgorszej opresji wychodzi cało,  choć pewnie nie dzieje się to bez komplikacji,  co nas czytelników powinno cieszyć,  gdyż możliwość śledzenia tych jego perypetii z naszej perspektywy to spora dawka adrenaliny w bezpiecznym wydaniu :) Głównego bohatera "Obrony" poznajemy w momencie kiedy próbuje zebrać się po kryzysie w jego życiu,  który skończył się rozpadem małżeństwa jak również przebytym odwykiem. Nie będzie mu jednak dane złapać na spokojnie oddechu i zastanowić się nad dalszym życiem,  gdyż zostaje mu przytwierdzona do pleców bomba,  porwana zostaje jego córka i ma tylko kilkadziesiąt godzin na uniknięcie katastrofy gorszej niż wszystko co go do tej pory spotkało w życiu. Żeby ochronić siebie i rodzinę będzie musiał wykorzystać swoje umiejętności jako adwokata (i nie tylko te umiejętności) i wyciągnąć z kłopotów bosa rosyjskiej mafii. Sprawa jest o tyle trudniejsza i wkurzająca dla naszego Eddiego,  gdyż obiecał on sobie,  że jego noga na sali sądowej nigdy więcej nie powstanie.  Czy i z tej afery przyjdzie mu wyjść bez szwanku,  a może tym razem nawet taki cwaniak jak on sobie nie poradzi?  O tym przekonacie się w trakcie czytania. 

Akcja w "Obronie" toczy się w tempie mega szybkim,  a stylem powieść ta przypomina dokonania Grishama czy też naszego rodzimego mistrza sądowych thrillerów czyli Remigiusza Mroza. Nie chodzi mi tutaj o stawianie tych autorów w jednym szeregu jeśli chodzi o warsztat,  bo nad nim Steve Cavanagh będzie musiał pewnie jeszcze trochę popracować,  ale sama konwencja książki jest jak najbardziej zbliżona. Jeśli komuś podobał się "Immunitet" Mroza, to myślę że Cavanagh też go zaciekawi swoim bohaterem. Pewnie, że Eddiemu daleko do takiej Joanny Chyłki, ale nie zawsze dostajesz wszystko czego chcesz jak śpiewa Mick Jagger. Ogólnie rzecz biorąc  książka bardzo dobra i dokładnie czegoś takiego się spodziewałem kiedy po nią sięgałem. Stanowiła doskonały przerywnik pomiędzy cięższymi klimatami gatunkowymi pośród których się obracałem w ostatnim czasie i pozwoliła mi trochę odpocząć. Jeśli również lubicie się relaksować przy tego rodzaju sensacji, to jest to idealna propozycja na atrakcyjny sposób weekendowego resetu po tygodniu intensywnej pracy i zapewniam, że jest napisana w taki sposób, że autor posługuje się tak obrazowym językiem , iż stanowi realną alternatywę do obrazów filmowych. Lekko, łatwo i bardzo przyjemnie - tak w trzech słowach można opisać tą książkę. Z czystym sumieniem ją polecam , a ja z pewnością sięgnę po "Zarzut", który stanowi kontynuację serii i właśnie się ukazał nakładem Wydawnictwa Filia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz