Kolejny tom serii Arthura Conana Doyle za mną i znów nie mam na co narzekać, a jak najbardziej wypada mi chwalić :) Tym razem otrzymujemy dwanaście opowiadań zebranych w jednym miejscu, choć od razu należy zaznaczyć że poza osobą Sherlocka Holmesa i Doktora Watsona mało co je łączy. Wręcz przeciwnie intrygi z którymi w tym zbiorze przyjdzie się zmierzyć sympatycznemu duetowi śledczemu mocno różnią się między sobą i to zarówno jeśli chodzi o kaliber wykroczeń czy też zbrodni, których dotyczą jak również stopnia trudności. Poza tym toczą wie w różnych miejscach, czasie, a ich bohaterowie wywodzą się z różnych warstw społecznych od arystokracji po zwykłą tłuszczę. Wszyscy oni natomiast jak jeden mąż kierują się zasadą "Jak trwoga to do... Holmesa" :)
Spotkałem się kilkakrotnie z opiniami, że Holmes po pewnym czasie zaczyna nudzić swoją schematycznością, a nawet przewidywalnością. Wprawdzie należy uszanować różne gusta i każdemu będzie się podobać co innego, natomiast osobiście nie rozumiem i nie zgadzam się z tego typu zarzutami w kierunku wyśmienitej serii Arthura Conan Doyle'a. To co dla innych jest wadą, dla mnie stanowi właśnie dowód na geniusz autora, który mimo, że rzeczywiście jest dość schematyczny w konstruowaniu przygód Sherlocka Holmesa to udaje się mu przy tym kompletnie bałamucić czytelnika. Nawet najbardziej proste z pozoru historie potrafi on przedstawić w taki sposób, że na finał czytelnik sam się z siebie śmieje, że dał się zrobić w konia i nie rozpracował zamysłu autora. Tak samo sytuacja prezentuje się jeśli chodzi o postacie głównych bohaterów. Mimo, iż można się po pewnym czasie przyzwyczaić i nauczyć do pewnego spektrum zachowań zarówno Sherlocka jak o jego najlepszego przyjaciela o kronikarza jego dokonań, to w dalszym ciągu one bawią, potrafią zaciekawić i co najważniejsze Holmes ciągle fascynuje nas swoim intelektem, spostrzegawczością i umiejętnościami dedukcji.
W mojej wyobraźni Sherlock Holmes zawsze już będzie miał twarz znakomitego aktora Benedicta Cumberbatcha, a John Watson to przecież tylko i wyłącznie Martin Freeman. Obydwaj aktorzy dokonują cudów w najlepszej adaptacji książek Arthura Conan Doyle w telewizyjnym serialu BBC. Tak samo natomiast nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że mógłbym inaczej poznawać literackie pierwowzory tych postaci niż w interpretacji Janusza Zadury. Lektor ten tak samo nierozerwalnie jak wspomniani wcześniej aktorzy zespolił się dla mnie z tą serią i zawładnął na całego moją wyobraźnią, dlatego też w takiej formie polecam ciągle przygodę z Sherlockiem Holmesem. Ja ciągle nie mam dość i niebawem Janusz Zadura zabierze mnie w kolejną podróż z szóstą już częścią serii "Wspomnienia Sherlocka Holmesa". Tak że ten, tego...miłego czy... a raczej słuchania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz