"Excuse me for the news
You might not be amused
But did you know White comes from Black
No need to be confused"
- Public Enemy z utworu "Fear of a Black Planet"
Co by było gdyby taką książkę napisała Kongijka, albo na ten przykład Belgijka? Jaki wydźwięk miała by ona gdyby napisał ją facet? Można się tak zastanawiać, ale w sumie po co ? Fakt jest taki, że książkę o imigrantce z Konga napisała polska autorka i moim zdaniem perspektywa ta jest szalenie interesująca. Już kiedy czytałem recenzję u Cocteau&Co wiedziałem, że nie odpuszczę sobie okazji zapoznania się z tym puntem widzenia i teraz, już po lekturze, muszę z pełnym przekonaniem zapewnić, że warto było !
Alia mieszka w Belgii a jej oryginalne imię ma swe źródło w fascynacji jej ojca osobą Muhammada Ali, który w noc poczęcia dziewczyny wygrał słynną walkę z Foremanem w Kinszasie w roku 1974. Jej imię i swego rodzaju duchowy patron w osobie tego słynnego boksera nie jest w żadnym wypadku przypadkowa. Muhammad Ali również szukał własnej drogi, tak samo jak ona próbował skanalizować swój gniew upokarzanego człowieka i tak jak ona skierował się w stronę boksu ( taki mały spojler ). Alia tak naprawdę z Kongo nie ma nic wspólnego poza pochodzeniem. Dla niektórych jednak to właśnie miejsce urodzenia, kolor skóry, fryzura są decydujące żeby określić tożsamość drugiego człowieka. Możemy sobie mówić, pisać, nie zgadzać się z takim stanem rzeczy, ale widać jeszcze długo ta tendencja będzie obecna w Europie. Obcy to obcy i niektórym wystarczy, że ktoś pochodzi z Afryki, Azji czy innego kontynentu żeby "wyrobić sobie zdanie" na jego temat. Historia, kultura, kraj z którego się wywodzi taka osoba są mało ważne, co więcej - spotykają się z ignorancją i lekceważeniem. Z tych właśnie względów prawdziwa integracja imigrantów z miejscową społecznością jest skazywana na niepowodzenia już na samym początku. Smutne jest to z tego względu, gdyż czasem wystarczyło by wykonać prosty gest, zainteresować się, wyjść do naszego gościa z otwartym umysłem, ale zamiast zaciekawienia niektórym osobom ciągle łatwiej przychodzi ocena i stygmatyzacja ludności napływowej. Dla mnie osobiście właśnie o tym zjawisku marginalizacji i odrzucenia odmienności jest książka Grażyny Plebanek, a tytułowa "Pani Furia" to spersonalizowany gniew i frustracja głównej bohaterki, która uosabia odrzucenie i wyrzucenie poza margines osób ze względu na płeć, rasę, orientację seksualną, poglądy itd. Jedni w takim wypadku reagują spuszczeniem głowy, a Pani Furia się wkur...!
Skąd bierze się przemoc? Skąd nadciąga wrogość? Z uprzedzeń, upokorzeń, niedopasowania. Pewnie autorka nie odkrywa nic nowego w tej kwestii. Pewnie dawno już to wszystko wiemy, ale pragnie nam ona opowiedzieć tą historię, bo zrodziła się gdzieś w jej głowie, tak jak opowiada rozmaite historie Alia, a wcześniej robił to jej ojciec. Tym samym kontynuują oni swe dziedzictwo i kultywują tradycję opowiadaczy. Być może Grażyna Plebanek również próbuje w ten sposób skanalizować i wykrzyczeć swój gniew i chwała jej za to, bo dzięki temu urządza też swego rodzaju sesję terapeutyczną takim czytelnikom jak choćby ja, którzy również wkurzają się na krzywdę wynikającą z marginalizacji niektórych ludzi. Alia i jej ciotka, a także pozostali członkowie ich rodziny są traktowani z góry, w sposób charakterystyczny dla relacji kolonizator - dzikus. Celowo używam tutaj tego słowa bo w tej relacji zachodzi moim zdaniem próba odczłowieczenia rdzennych mieszkańców Afryki. Potomkowie kolonizatorów dokonują tego bądź to poprzez pogardę, bądź też poprzez lekceważenie i protekcjonalność, które są taką samą pogardą z tym że skrywaną, czasem nawet nieuświadomioną. Tym samym imigranci tacy jak Alia są upokarzani i rzucani na kolana, wykluczani, wyśmiewani i wyrzucani poza główny nurt. Drugim aspektem poza rasą, któremu autorka poświęca wiele miejsca w tej książce jest płeć. Bycie kobietą, podobnie jak bycie "czarnym" skazuje na służalczą postawę kobiet wobec mężczyzn, rezygnację z rozwoju, aspiracji, równego traktowania. W przypadku naszej bohaterki takie wbicie ją w rolę z którą ewidentnie nie chce się ona zgodzić przyczynia się do Furii.
Ja też jestem Furia, z tym że Pan Furia i mnie też roznosi wściekłość za każdym razem kiedy słyszę za każdym razem kiedy dowiaduje się o tym, że takie historie się wciąż przytrafiają ludziom. Mimo tego, że długo i burzliwie kształtował się sposób mojego widzenia świata i w różne punkty i osoby uderzała moja frustracja w życiu to tak naprawdę dopiero otworzenie się na świat i książki takie jak ta Grażyny Plebanek pozwoliły mi zrozumieć kilka uniwersalnych prawd. Nie ma dwóch takich samych ludzi, tak więc nie mamy prawa oceniać, stygmatyzować za pomocą swego systemu wartości i wzorca kulturowego. Kiedy to robimy, gdy do głosu dochodzi frustracja i pozwolimy jej się wymknąć, rodzi ona upokorzenie, a to z kolei budzi złość i bunt, które często przeradzają się w przemoc. Tym samym dochodzi do konfliktu. No chyba, że gdzieś po drodze frustrację, która jest czymś całkowicie naturalnym skierujemy na coś bardziej konstruktywnego, tak jak próbuje to robić Alia przez cały czas aż do momentu kiedy natrafia na presję grupy próbującą ją przekonać do innej drogi. Czy pozostanie wierna sobie i będzie kontrolować swój gniew by nie krzywdzić innych czy też pójdzie na łatwiznę i uderzy nim w kierunku obcych, aby się wkupić w łaski społeczności w jakiej żyje ? Na to pytanie odpowiemy sobie sami, tak jak odpowiadamy swoimi czynami choćby teraz kiedy opowiadamy się po stronie odradzających się ruchów ksenofobicznych, czy idziemy pod prąd próbując kanalizować i panować nad swoim gniewem. Mam nadzieję, że jak najwięcej z nas wybierze to drugie, mniej popularne rozwiązanie. Naprawdę, mimo wszystko mam ciągle taką nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz