John Green to popularny pisarz amerykański, który zasłynął przede wszystkim książką "Gwiazd naszych wina". Myślę, że tamta pozycja, która w bardzo ciekawy, specyficzny wręcz sposób opowiada o miłości w cieniu śmiertelnej choroby jest czymś dużo więcej niż tylko książką młodzieżową. Przypadła mi ona do gustu, podobnie zresztą jak film, który miałem potem okazję oglądać. W przypadku "Papierowych miast" kolejność była odwrotna. Najpierw zobaczyłem ekranizację filmową, a dopiero teraz przyszła okazja na lekturę literackiego pierwowzoru. Przyznam szczerze, że gdyby nie fakt, iż "Papierowe miasta" stały się lekturą miesiąca października w ramach Klubu Książki Przeczytaj&podaj dalej do którego należę od niedawna, to pewnie nie sięgnąłbym po tą książkę, a to z uwagi na spooooorą ( jak pewnie u większości moli książkowych ) listę książek czekających na przeczytanie :)
"Papierowe miasta" stanowią dla mnie o tyle trudność, że mam wrażenie iż John Green trochę gubi się z konwencją tej książki. Gdyby była to zwykła "młodzieżówka", to wydaje mi się, że też moje nastawienie było by zgoła inne i patrząc na tą książkę z tej perspektywy potraktowałbym ją jak całkiem przyjemne "czytadło" na rozluźnienie. Tak też właśnie podszedłem do niej, bo czasem trzeba się zresetować i zrelaksować pomiędzy "grubszymi tematami" i "Papierowe miasta" wydawały się idealną pozycją jeśli o to chodzi. Jak się szybko okazało - niekoniecznie.
Książka opowiada o Quentinie Jacobsenie i grupie jego przyjaciół, którzy poszukują zaginionej koleżanki - Margo Roth Spiegelman. Dziewczyna pewnego dnia ucieka z domu, co zresztą zdarza się jej już nie poraz pierwszy i pewnie dla większości jej znajomych nie stanowiłoby większego powodu do zmartwienia gdyby nie fakt, iż tym razem dziewczyna odchodzi z wielkim hukiem. Rodzi to tym samym uzasadnione obawy u jej szkolnych kolegów, a zwłaszcza u Quentina gdyż ma on się za jej przyjaciela. Obawy te, związane wprost z lękiem o jej życie, powodują że ekipa się organizuje i podejmuje misję poszukiwawczą. Sama fabuła książki i sposób w jaki autor pokazuje relacje pomiędzy uczniami w liceum to bardzo przyjemna, momentami zabawna, czasem zaś sentymentalna podróż w okres młodzieńczy. John Green potrafi zaciekawić czytelnika i trochę po swojemu, stylem dobrze znanym czytelnikom choćby ze wspomnianej wcześniej "Gwiazd naszych wina", prowadzi nas przez tą historię całkiem sprawnie. Mamy tu wartkie dialogi, przyglądamy się pierwszym miłościom, problemom charakterystycznym dla okresu dojrzewania, takim jak poszukiwanie akceptacji otoczenia, własnej tożsamości, czy rytuały inicjacyjne. Czyta się to całkiem przyjemnie. Gdzie leży więc problem? Moim zdaniem autor niepotrzebnie sili się na uczynienie tej książki czymś na kształt poematu o poszukiwaniu siebie i dokonywaniu przez młodych bohaterów "Papierowych miast" istotnych, egzystencjalnych wręcz rozważań nad sensem życia. Ma się wrażenie, a przynajmniej ja takowe miałem, jakiegoś takiego przerysowania, a wręcz nawet patosu, który wyrasta ponad tematykę tej książki. Momentami bohaterowie rozmawiają że sobą w taki sposób, że te dialogi zalatują trochę wręcz groteską. Coś co sprawdzało się w trudnej tematyce "Gwiazd..." i tam dość fajnie kontrastowało z nastoletnią jeszcze infantylnością głównych bohaterów, tutaj zdecydowanie moim zdaniem się jakoś gryzie że sobą. Niewiem czy to kwestia złych proporcji, czy bardziej historia nie jest wystarczająco nośna dla tych dylematów którymi raczy nas autor, czy może po prostu kolejna książka w takim stylu wydawała mi się po prostu wtórna, ale mnie ze strony na stronę coraz bardziej jakoś drażniło to jak przedstawiana jest ta opowieść.
Z pewnością "Papierowe miasta" znajdą swoich fanów i bardzo dobrze. Wielu czytelników zachwyca się tą książką i samym Johnem Greenem za całokształt jego twórczości. U mnie jak narazie szału nie ma jeśli chodzi o jego osobę, a szkoda. Pewnie jest to po trochu kwestia gustu, odpowiedniej wrażliwości, a może po prostu w złym momencie sięgnąłem po tą książkę. Jeśli chodzi o tego pisarza to jak narazie dam sobie jednak spokój z jego powieściami, a Wam pozostawiam decyzję czy po "Papierowe miasta" sięgniecie, aczkolwiek osobiście śmiem twierdzić, że jest wiele innych książek z gatunku literatury młodzieżowej, które zasługują bardziej na Was cenny czas. Jednym słowem "Papierowe miasta" to średnia książka i raczej szybko o niej zapomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz